𝕮𝖎𝖓𝖖

187 12 0
                                        

Od miesiąca po pałacu chodzą wieści, że książę Call nie maluje już tak, jak dawniej. Słyszałem, że odszedł od malowania szlachciców i szlachcianek, a także dużych tłumów. Ograniczył się do umieszczania na obrazach jednej osoby. Co więcej byli to chłopcy drobnej budowy. Nie mieli także twarzy...

Król zorganizował wystawę obrazów swojego syna. Nie przemówił jednak nic do swoich poddanych. Sam książę pojawił się tylko na moment, po czym zniknął.

- Oni wszyscy wyglądają prawie tak samo... - usłyszałem głos jakiejś kobiety w tłumie.

- Jejku, synku! - odezwała się druga do swojego dziecka. - Nie patrz na tych młodzieńców bez twarzy!

- Złamanego miedziaka bym za to nie dał... - powiedział jeden szlachcic do drugiego.

- Ike... - ciocia lekko pociągnęła mnie za rękaw. - Lepiej stąd chodźmy... - mówiła, patrząc na ludzi, którzy ewidentnie się nam przyglądali.

- O co chodzi? - zapytałem, gdy byliśmy już w kuchni.

- Wiesz... Wydaje mi się, że widać dość uderzające podobieństwo między tobą, a osobami na obrazach księcia...

- Co? Jak to? - zdziwiłem się. - Przecież oni mają różne kolory włosów... Ja mam prawie białe... - złapałem za jeden kosmyk włosów, który opadł mi na twarz i popatrzyłem na niego.

- Masz dość charakterystyczną figurę. Jesteś niski, chudy, masz wystające biodra i obojczyki... - wymieniała.

- Tak, ale nie jeden chłopak na świecie wygląda tak samo jak ja - wzruszyłem ramionami. - Poza tym, tamci na obrazach nie mają twarzy... A ja mam - zaśmiałem się.

- Niech ci będzie... - westchnęła. - Poczekaj tu. Pójdę po Alyę i udacie się razem, żeby posprzątać pokoje szlachciców - oznajmiła i wyszła z kuchni.

Podobni do mnie? Może i jestem chudy, ale to nie oznacza, że każdy chłopak na obrazie księcia Call'a to ja!

Wieczorem razem z Alyą sprzątaliśmy ostatni już tego dnia pokój. Byliśmy wyczerpani.

- Trzeba jeszcze przebrać pościel - odparła, ziewając szeroko ze zmęczenia.

- Ja to zrobię, ty idź się położyć - uśmiechnąłem się.

- Dzięki Ike - odwzajemniła uśmiech i wyszła z pokoju. Wziąłem się za przebieranie pościeli. W pewnym momencie przypadkowo zawadziłem ręką o wazon z kwiatami stojący na stoliku obok. Zacisnąłem powieki w gotowości na ogromny huk... Jednak go nie usłyszałem. Otworzyłem oczy i zobaczyłem czyjąś dłoń na wazonie. Gdy chciałem się odwrócić, aby zobaczyć kim jest ta osoba, ten ktoś złapał mnie za podbródek, abym tego nie zrobił.

- Przyjdź do mojego pokoju, gdy skończysz - usłyszałem szept przy uchu. Po kręgosłupie przeszły mnie przyjemne ciarki, które wywołał ciepły oddech ma karku oraz niski głos. Mężczyzna puścił mój podbródek oraz zabrał rękę z wazonu i po prostu wyszedł z pokoju.

Call? Po co mam przyjść do jego pokoju?

Byłem zawstydzony tym, co się właśnie wydarzyło. Moją twarz oblał wielki rumieniec, przez co czułem, jakbym płonął. Skończyłem wymieniać pościel i udałem się do swojego pokoju. Szybko się umyłem, po czym poszedłem do księcia Call'a. Zapukałem w i tak otwarte drzwi, na co brunet odwrócił się w moją stronę.

- O, już jesteś - powiedział, stawiając właśnie duże płótno na sztaludze. Ze stresu zacząłem bawić się palcami. - Mam dla ciebie propozycję - usiadł na łóżku. - Bo widzisz... Zawsze malowałem ludzi wymyślonych przeze mnie. Tym razem jednak chciałbym spróbować czegoś innego. Chciałbyś mi w tym pomóc? - zapytał.

- J-Ja? - zdziwiłem się.

- Tak. Pozowałbyś mi - uśmiechnął się.

- A nie byłoby lepiej wziąć kogoś z dworu? Piękną szlachciankę albo przystojnego szlachcica? We mnie nie ma nic nadzwyczajnego... Chuchro w łachmanach - wzruszyłem ramionami. - Oni byliby lepsi.

- Mylisz się. To oni nie mają w sobie nic nadzwyczajnego - odparł. - Może i chodzą w ubraniach z drogich tkanin, ale nie sztuką jest namalować ładny strój - wstał z łóżka i podszedł do mnie, po czym położył rękę na moim chudym biodrze. - To jak? - zapytał nagle. - Zgadzasz się?

- No dobrze... - odparłem niepewnie.

- Świetnie - uśmiechnął się. - W takim razie przyjdź do mnie jutro po kolacji.

- Dobrze - odparłem, lekko unosząc kąciki moich ust. - W takim razie do jutra - po tych słowach odwróciłem się i po prostu wyszedłem.

- Ike, wstawaj! - do mojego pokoju z samego rana, wparowała Alya. Wskoczyła na mnie i uderzyła mnie poduszką.

- Co jest? - zapytałem zaspany.

- Zaspałeś! - krzyknęła przejęta?

- Co? Jak to?! - zerwałem się z łóżka, zrzucając tym samym przypadkiem z siebie dziewczynę. - Wybacz... - popatrzyłem na leżącą na ziemi Alyę.

- To ty się ubieraj, a ja idę już do kuchni - wstała z ziemi, po czym otworzyła drzwi pokoju. - Tylko szybko! - rzuciła i wyszła. Zerwałem się z łóżka jak oparzony. Umyłem się szybko i ubrałem, po czym popędziłem na parter.

- No nareszcie jesteś! - krzyknęła ciocia, gdy tylko wbiegłem do kuchni. - Bierz się do roboty!

Tamtego dnia mieliśmy ze wszystkim poślizg. Nie wyrabialiśmy na czas dosłownie z niczym. Śniadanie było spóźnione kwadrans, obiad prawie pół godziny, deser dziesięć minut, a kolacja prawie godzinę. Co więcej, odbiło się to także na sprzątaniu pałacu. Nie mieliśmy przez cały dzień ani jednej przerwy. Po kolacji miałem iść do księcia, jednak przez poślizg czekało mnie jeszcze wysprzątanie jednego pokoju. W rezultacie w pokoju Call'a zjawiłem się z ponad godzinnym opóźnieniem.

- Wybacz - wbiegłem zdyszany do pokoju księcia. - Mieliśmy dzisiaj duży poślizg, z niczym nie wyrabialiśmy, w dodatku teraz musiałem jeszcze posprzą...

- Już, spokojnie - zaśmiał się książę, przerywając mi. - Odpocznij, a ja wszystko przygotuję - odparł i zaczął wszystko ustawiać. W pewnym momencie podszedł do wieszaka, z którego wziął duży, biały materiał. - Idź za ten parawan, zdejmij ubrania i nakryj się atłasem - powiedział, wskazując na ściankę stojącą obok i zamykając drzwi od pokoju. Przełknąłem ślinę, po czym wstałem i wziąłem od Call'a biały materiał. Zrobiłem jak kazał, a gdy wyszedłem byłem szczelnie owinięty atłasem. Książę podniósł głowę znad drewnianej palety, na której mieszał farby. Na widok mojej zawstydzonej twarzy uśmiechnął się. - Teraz połóż się - wskazał na deskę położoną na dwóch krzesłach.

- Położyć się? - zdziwiłem się. Książę tylko przytaknął ruchem głowy. Położyłem się więc, na co Call zaśmiał się. - C-co cię śmieszy?

- Wyglądasz jakbyś kładł się do trumny - nadal się śmiał. To prawda. Nie dość, że leżałem na plecach, to jeszcze miałem skrzyżowane ręce, aby przytrzymać atłas, który zsuwał się z moich ramion.

- To... Jak mam się położyć?

- Jedną nogę wyprostuj, drugą zegnij - robiłem wszystko tak, jak mówił mi książę. - Ale odsłoń to kolano - roześmiany wskazał pędzlem na moją nogę, a ja strąciłem ręką atłas z kolana. - Teraz podnieś się nieco i oprzyj ręce o deskę. Opuść materiał z ramion... - mówił dalej. - Idealnie - uśmiechnął się. Siedziałem tak chwilę, jednak po pewnym czasie moje ręce zaczęły cierpnąć, a z ust wyrwał się cichy jęk. Najwyraźniej Call to usłyszał, ponieważ podniósł głowę. - Wszystko dobrze?

- Tak... Trochę mi ręce mrowią - próbowałem strzepać "mrówki".

- Wytrzymaj jeszcze 5 minut i zrobimy sobie przerwę - dałem radę usiedzieć tak przez kolejne parędziesiąt sekund. Moje ręce odmawiały posłuszeństwa i po prostu opadłem zmęczony na deskę. - Dobra, w takim razie koniec - odłożył pędzel. - Wybacz, nie chciałem, żebyś cierpiał.

- Jest... Jest dobrze - powiedziałem nadal leżąc. - Moje ręce muszą chwilę odpocząć, ale zaraz możemy wracać do pracy.

𝙼𝚊𝚕𝚊𝚛𝚣 [ZAKOŃCZENIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz