𝕯𝖊𝖚𝖝

102 11 0
                                    

W drodze do pałacu króla woźnica powiedział mi parę rzeczy. Między innymi poinformował mnie jak mam zwracać się do królewskiej mości oraz że gdy dotrzemy na miejsce, jedna z służących oprowadzi mnie po pałacu i wyjaśni resztę kwestii.

Droga przebiegła spokojnie. W pewnym momencie zorientowałem się, że wjeżdżamy na dziedziniec zamku. Lekko wychyliłem się, aby zobaczyć jak wygląda otoczenie. Posadzka była wyłożona dużymi płaskimi kamieniami, na których koła wydawały charakterystyczny dźwięk. Mury były jasne, a po dziedzińcu przechadzali się ludzie... w strojach, jakich dotychczas nie widziałem. Panowie mieli na sobie brązowe lub szare żupany oraz kontusze w podobnym odcieniu. Na głowach nosili czapki zdobione piórami, a na nogach skórzane buty. Przy pasie natomiast każdy z nich miał szablę. Przechadzały się tam także panie, ubrane w przepiękne długie suknie, a na ich ramionach spoczywały kontusiki. Ich włosy były zaplecione w koki lub przykryte konfederatką.
W pewnym momencie karoca zatrzymała się z mocnym szarpnięciem, przez co poleciałem do przodu.

- Baranie! Tu są też inni ludzie! - krzyknął jeden ze szlachciców siedząc na koniu. Chwilę późnij obok nas przegalopowało parę rumaków. Byłem w szoku. Nie wiedziałem, co się dzieje. Wtedy drzwi karocy się otworzyły, a ja zobaczyłem przyjaźnie wyglądającą kobietę. Była nieco grubsza i miała około czterdziestu lat.

- Witaj - uśmiechnęła się. - To ty jesteś Ike, prawda? - zapytała.

- T-Tak... - wydukałem wystraszony gwarem, jaki panował na dziedzińcu.

- Jestem Liliana, ale możesz mi mówić "ciociu" - zaśmiała się, po czym podała mi rękę. Złapałem ją i z jej pomocą wyszedłem z karocy. - Gwarno tu, prawda?

- Tak. Nigdy nie byłem w takim ruchliwym miejscy - przyznałem.

- W takim razie wejdźmy do środka - wskazała dłonią na duże drzwi zamku oddalone od nas paręnaście metrów. Po drodze minęliśmy stajnie, w oddali zobaczyłem wozownię i zbrojownię. Po chwili przeszliśmy przez ogromne drzwi. W zamku panowała cisza. Jedyne co było słychać to dźwięki obijąjącego się o siebie szkła, jakieś ciche rozmowy oraz śpiew. - Na początku pokażę ci twój pokój - odezwała się nagle ciocia.

- Pokój?

- Tak. Będziesz się czuł jak w domu.

- Ja... Nie miałem pokoju. U nas mówi się na to izba - odparłem.

- Ach tak? - zdziwiła się. - W takim razie będziesz się czuł prawie jak w domu - zaśmiała się i poszła na schody prowadzące na drugie piętro. Szybko podbiegłem do niej i udaliśmy się na górę. Szliśmy długim korytarzem, a po chwili kobieta nacisnęła na klamkę jednych z drzwi. Te się otworzyły i wtedy zobaczyłem... cudowny pokój. Duży, wręcz ogromny. Był w jasnych kolorach, na oknach wisiały kremowe zasłony oraz białe firany. Z sufitu zwisał zdobiony przezroczystymi kryształami żyrandol, w jednym rogi znajdowała się szafa, naprzeciwko niej lustro, a na drugim końcu pokoju duże łóżko. - Oto twój pokój - słowa Liliany odsunęły mnie od myśli, że chyba pomyliliśmy pokoje. - O, właśnie - powiedziała nagle i weszła w głąb pokoju. - Tu jest łazienka - otworzyła kolejne drzwi. Nie dowierzałem. Nigdy nawet nie byłem w łazience, jedynie słyszałem, że takie pomieszczenie istnieje.

- Nigdy nie byłem w tak dużym pokoju... A łazienkę widzę pierwszy raz na oczy - zachwycałem się.

- Poczekaj aż zobaczysz resztę pałacu - uśmiechnęła się. - Zostaw tu swoje rzeczy i idziemy dalej - powiedziała uradowana, a ja zrobiłem jak powiedziała. Pokazała mi parę innych pomieszczeń. Między innymi salę balową, jadalnię i kuchnię, w której poznałem parę przemiłych kucharek. Była też część zamku, do której ja nie miałem wstępu. Chodziło tam tylko i wyłącznie kilka służących. Częścią tą była komnata samego króla. Szczerze mówiąc, nawet gdyby kazali mi iść do niej, to i tak ze strachem odmówiłbym. Szliśmy właśnie długim korytarzem, gdy nagle zobaczyłem, że jedne jedyne drzwi są otwarte na oścież. Gdy popatrzyłem w stronę tego pomieszczenia, zobaczyłem siedzącego na krześle mężczyznę. Był odwrócony do drzwi tyłem, przez co byłem w stanie dostrzec tylko jego plecy oraz kruczoczarne włosy. Wyglądały jakby były aksamitem. Podszedłem krok do przodu i oparłem się o framugę, przypatrując się mężczyźnie. - Nie przeszkadzaj mu - usłyszałem nagle szept Liliany.

- Co on robi? - zapytałem równie cicho.

- Maluje - uśmiechnęła się, po czym objęła mnie ramieniem i poszliśmy dalej.

Był to mój pierwszy dzień w pałacu, więc nie pracowałem jeszcze. Zamiast tego przyglądałem się, co robią służące w kuchni. Miałem też okazję towarzyszyć jednej z nich w sprzątaniu pokoju. Problem był tylko w tym, że zamiast skupić się w stu procentach na wskazówkach i radach, jakich mi udzielano, moja głowa wolała rozmyślać nad tajemniczym mężczyzną siedzącym w pokoju.

Kto to jest? Jeden ze szlachciców? A może to jest król? Nie, raczej nie. W końcu nie miał na głowie korony...

Te pytania miałem zapętlone w głowie do końca dnia. Nie miałem odwagi zapytać cioci, kto to był.

𝙼𝚊𝚕𝚊𝚛𝚣 [ZAKOŃCZENIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz