O8 - Walka shipami, ale-

135 13 6
                                    

walka shipami, ale Pharazôn i Elendil mają przebłyski z Mustafar
uwaga: shot nie ma wiele wspólnego z kanonem. z resztą, jak wszystkie. trochę się spóźniłam z tym ostrzeżeniem.

***

Od wielu lat przygotowywali się na ten moment. W końcu staną na lądzie Valarów, władców tego świata, i nikt im nie przeszkodzi w powstaniu jako nieśmiertelni. Poświęcili tyle ofiar, że powinni w końcu dostać jakąś nagrodę, czyż nie? Jednak ich prawowita władczyni miała inne zdanie, próbując przekonać męża do zaprzestania tych czynów. W tym samym czasie nad wyspą zbierały się chmury zapowiadające burzę.

― Wiem, że zabijałeś niewinnych. Popatrz na siebie, nic nie osiągnąłeś, a jedynie... ― zaczęła swój wywód Tar-Míriel.
― Doskonale wiem, co robię. Nie potrzebuję twoich rad ― przerwał jej Ar-Pharazôn, odsyłając jakiegoś sługę z dala od kłótni małżeństwa.
― To doprowadzi ciebie do zagłady, wszystkich! Númenor pragnie spokoju.
― Spokój nie uratuje nas od śmierci. Tylko stanięcie w krainie bez trosk to zrobi.
― Nasz los wybrał sam Eru, nie zmienisz tego.

― Nie stracę życia, jak wszyscy! Stanę się tak potężny, że żaden człowiek nie mógłby o tym marzyć! Robię to dla każdego człowieka ― warknął.
― Nie słuchaj tego poddanego Morgotha, odsuń go od siebie. To on włożył te słowa w twoje usta ― westchnęła cicho.
― On jedyny pojmuje moje plany. Nie będziemy musieli się śpieszyć z kosztowaniem życia. Nasz lud przestanie być śmiertelny! Jestem potężniejszy od Ainurów, a nawet mogę ich obalić! Będę rządzić Amanem, sprawię, że wszystkie będzie trwało już zawsze.
― Głupi ląd nie uchroni człowieka od śmierci.
― Nie chcę o tym słyszeć. Wierni odwrócili się ode mnie, ty lepiej tego nie rób.

― Oszalałeś. Ze swoimi grzechami stałeś się kimś gorszym niż sam Gorthaur. Nigdy tego nie poprę ― córka Tar-Palantira skrzyżowała ręce.
― I tak twoje poparcie nic już nie znaczy, Ar-Zimraphel ― wzruszył ramionami. Na dźwięk tego imienia lekko drgnęła.
― Nie nazywaj mnie tak.
― Ta rozmowa zaczyna mnie już męczyć ― wyciągnął z rękawa ship Gil-galad x Celebrimbor i odrzucił przy jego pomocy królową na kilka metrów.

I wtedy przyszedł pan maruda. Nie, nie ten tekst… Przyszedł pan wierny, przyszły prawie-niszczyciel Þaurona, pogromca uśmiechów ludzi króla. Elendil we własnej osobie! Niezabawne, ale tak było w scenariuszu, nie moja wina.
― Przestań, Ar-Pharazônie ― odezwał się bez przywitania syn Amandila.
― Ale ja nic nie robię!
― A Maedhros nie wiedział nic o bratobójstwach.
― To wszystko twoja wina!
― To wina Saurona.

― Nie odwiedziesz mnie od nieśmiertelności! ― wykrzyknął władca.
— Twoja chciwość to zrobi. Pozwoliłeś temu pomiotowi ciebie mamić, aż stałeś się... poddanym ciemności.
— Nie pouczaj mnie. Widzę dobrze kłamstwa elfów. Ja nie lękam się chcieć, jak ty. Sprowadzę nieśmiertelność! Sprawiedliwość, życie i wolność na całą Ardę!
— Ardę?
— Nie zmuszaj mnie, abym ciebie pozbawił tej możliwości.
— Ja jestem lojalny zamysłom Iluvatara, naszemu przeznaczeniu!
— Jeśli tak myślisz, to jesteś idiotą.
— Tylko dzban mówi w ten sposób. Zrobię to, co muszę — ojciec Isildura wsadził swoją rękę w rękach, po czym ustawił się w atakującej pozycji.
— Możesz spróbować, głupcze.

W tym momencie dobry narrator wyjaśniłby, co to walka na shipy, czym się ona charakteryzuje i inne takie duperele (czy raczej bibeleta, jak niektórzy wolą). Jednak ja nie mam na imię dobry narrator, więc tego nie wyjaśnię, tylko opiszę. Poza tym nie chce mi się, to chyba bardziej pomieszane niż drzewa genealogiczne, które są równie okropne do ogarnięcia jak Silmarillion.

Ostatni król Númenoru rzucił Idril x Míriel w swojego wroga. Rozpoczęła się walka. Shipy latały jak szalone. Emocje były jak grom, który faluje na wzór skaczącej sarny. Nagle Tar-Calion zaczął podduszać swojego wroga Glorfindelem x Eönwëm, jednak ten ocalił się Eönwëm x Ilmarë. Pojedynek został wznowiony. Niestety, przez przypadek Curufinwë x Morgoth wymknął się spod kontroli i postanowił dowodzić armią, która zaczęła wchodzić na przygotowane już statki.

Jednak wojownicy nic sobie z zamieszania nie robili. Wręcz przeciwnie, próbowali je wykorzystać, aby pokonać swojego przeciwnika. Ar-Pharazôn, obawiając się, że nie zdąży odpłynąć, wskoczył na unoszącą się w wodzie beczkę. Jego wróg poszedł za nim, wybierając małą deskę jako tratwę. Pociski znów zaczęły pędzić dookoła nich w niekończącym się starciu. Wśród narratorów i podmiotów mówi się, że właśnie wtedy niektóre shipy (pokroju Grimbold x Elfhelm) przepadły. Cóż, lepiej dla nas, mniej chłamu do komentowania.

Nagle oponenci znaleźli się na tej samej platformie. Nie zdążyłem zauważyć jak to się stało, ponieważ rozglądałem się dookoła. Zastanawiałem się, czy nie zauważę Paurona, który puszcza ,,Never gonna give you up” z radia. Spojler: nic takiego się nie stało.

Niespodziewane, jak Nazgûle dające długopisy za darmo, Elendil wskoczył na pusty statek.
— To koniec! Mam te łódki! — i w tym momencie syn Amandila wyciągnął z rękawa wszystkie shipy świata. Od tych bardziej popularnych, jak Melkor x Mairon, do tych ockowatych, jak Legolas x Tauriel. W jego ręce znalazły się również nieznane, jak Cirion x Eorl, albo jeszcze w tamtym czasie nieistniejące, jak Galadriel x Gandalf. Niektórzy nazywają ten zbiór jako Narsil.
— Nie dostrzegasz mojej potęgi! — odkrzyknął monarcha. Ten z kolei wybrał ze swojej kolekcji Morgoth x wszyscy.
— Nawet tego nie próbuj.

Ar-Pharazôn odbił się od ziemi, rzucając się ze shipem w dłoni. Na nic to nie zdziałało, wkrótce leżał na ziemi pokonany przez Lúthien x Sarna.
— Miałeś zaprowadzić porządek, a nie zatopić cały NumeNOT w wodzie, cymbale!

Stajnia 𝖠̶𝗎̶𝗀̶𝗂̶𝖺̶𝗌̶𝗓̶𝖺̶ EdorasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz