Nagle ktoś jednym, mocnym szarpnięciem zsunął biedaka na bok. Zdezorientowany pierwsze co, przezornie wziął w uchwyt broń. Na przekór temu, co twierdzą pozostali, był nad wyraz sprawny. W trzy sekundy obezwładnił oprawcę. Już wymierzał cios, gdy zdał sobie sprawę, kogo miał w zamiarze okaleczyć.
-Boże, to ty Jack. Przepraszam...
Ten zaczął się rozbierać. Zrzucił kaftan, wpychając go w dłonie zmieszanego kolegi- Weź mój mundur i wróć na tyły- gorączkowo rozglądając się na boki, czekał na wykonanie rozkazu.
Connor próbował jeszcze coś wydusić, zaprzeczyć. Przychylny odejściu, skory już był przecież podać rękę śmierci. Wcale nie pocieszała go myśl by oddać ten zaszczyt komukolwiek innemu. W szczególności, jego zdaniem osobie, tak ludzko dobrej, zasługującej na wszystko co najlepsze. W końcu jednak się poddał.
-Dobrze, powiedz mi tylko proszę, dlaczego to robisz?
-Jeden mądry człowiek powiedział kiedyś, że żaden wiatr nie jest pomyślny temu, kto nie wie, do którego portu płynie. Moim portem dziś jest pomóc tobie. Masz przed sobą zbyt wiele by umrzeć tak młodo- Uśmiechnął się łagodnie, wyglądał na wzruszonego. By nie pozwolić łzom przepełnić pełnego troski spojrzenia, nie rzekł już nic więcej. Odwrócił się i ruszył stawić czoła najgorszemu.
***
Z samego rana chłopcy wstawić się mieli u sierżanta.
-Nikt już nie przyjdzie?- Spytał Will, mierząc wzrokiem pomieszcznie. Zdawało mu się, że jest ich o conajmniej połowę mniej niż wczoraj. Przełknął ślinę, tak bardzo chciał usłyszeć, że lada moment się pojawią.
-Na początek chciałbym poprosić was abyśmy już codziennie, o tej samej porze, spotykali się w tym namiocie- Wziął głęboki oddech- Zebraliśmy się aby minutą ciszy, oddać hołd naszym trzynastu braciom, poległym dnia poprzedniego.
Poruszenie przepełniło salę, zrobiło się głośno. Parę osób wybiegło, ktoś z tyłu zaczął krzyczeć, któraś z pielęgniarek wpadła w histerię. Nie trwało to jednak długo. Okazując zmarłym należyty szacunek umilkli. Cisza zabrała głos.
Jednym z tych, którzy odeszli był Jack. Podobno walczył do samego końca, zdołał ocalić życie jeszcze dwóm innym weteranom. Jak się później okazało za heroizmem stało nie tylko dobre serce. Za życia bowiem stracił w pożarze dziecko, którego nie był w stanie uratować. Obiecał wtedy, już nigdy nie pozwolić umrzeć słabszym. Dzięki temu, tam na górze w końcu mógł przytulić syna i już na zawsze nosić w jego oczach brzemię bohatera.
CZYTASZ
nieuchwytny
PuisiLata 50. Wielka Brytania. Historia miłosna dwojga zakochanych, uwięzionych w realiach ówczesnej wojny. Zmuszeni do platonicznego uczucia, próbują wspólnie zrozumieć znaczenie słowa kochać. Ale czy to nie wydaje się zbyt doskonałe by było prawdziwym?