Na teście wreszcie zaczęło się coś pojawiać i wyraźnie odetchnęłam, kiedy pojawiła się pobladła jedna kreska. Jedna kreska. Odepchnęłam i odrzuciłam w głąb precz to delikatne ukłucie zawodu.
-Jest dobrze, kochanie. - Złapałam łeb psa w dłonie i zaśmiałam się lekko. Mruknął tylko cicho, jakby chciał powiedzieć, że on wie swoje.-Mówiłam, to rak albo wrzody. - Uśmiechnęłam się triumfalnie, a mój głupi humor wrócił na scenę. Pokazywałam przed sobą test, a Agatha mrużyła nieufnie oczy. Siedziała na ganku i przerwałam jej czytanie jakiejś gazety.
-Nie żartuj tak nawet. - Powiedziała cicho.
-Oj, zostanę tu przecież jeszcze trochę, muszę się zająć moimi skarbami. - Stwierdziłam uspokajająco.
-Nie chcę cię martwić, ale przy Anthony'm też miałam jedną kreskę. - Powiedziała cicho, jakby miała za to zaraz oberwać. Mina mi zrzedła i to tak diametralnie, że kobieta zaczęła się ze mnie cicho śmiać.
-Milcz kobieto, bo twoje wakacje się zaraz skończą. - Mruknęłam i usiadłam obok niej. Dlaczego ona tak bardzo próbowała popsuć mi humor.
-Lepiej jakbyś zrobiła badania. - Stwierdziła, żebym to ja jeszcze miała na to czas.
-Zadzwonię do znajomego weterynarza, dobry jest. - Odparłam jej na to i już chciałam dzwonić. Zabrała mi telefon, a ja przewróciłam oczami.
-Do ludzkiego lekarza. - Pstryknęła mnie w nos.
-Agatha, nie ma takiej potrzeby, nie jestem w ciąży. - Upierałam się przy swoim. -Kupię sobie jakieś witaminy, będę więcej jadła, normalnie sypiała, zapomnę o Dylanie i będzie dobrze. - Odpowiedziałam jej na to, wzruszając lekko ramionami.Test postanowiłam sobie zachować, na pamiątkę, ot, taka głupia zachcianka. Pod wieczór Agatha pojechała do siebie, a ja zostałam sama. Znów było tu dziwnie, ale przynajmniej odpuściła mi z badaniami. To właśnie wtedy, kiedy miałam schować test, zauważyłam na nim pewną zmianę i pobladłam. Nie było tam już jednej kreski, a dwie. Blade, słabe, ale dwie i choć pocierałam oczy, a nawet umyłam ten test, nie było omyłki. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy to działa na psy i czy przypadkiem to nie Łatki, ale to już był totalny absurd, przecież nawet go nie ruszała i leżał przez cały czas wysoko. Wtedy już nie miałam wątpliwości, musiałam mieć pewność, bo los to sobie ze mną grał w kotka i myszkę.
W poniedziałek od razu pojechałam na badanie krwi. Kolejny wydatek, stres i niepewność. Nocy prawie nie przespałam. Wstałam za to wcześniej, zajęłam się zwierzętami i pojechałam do miasta, do przychodni, by wykonać badania krwi. Musiałam jechać ostrożnie, bo byłam okrutnie rozproszona.
Dojechałam na czas, choć teraz zaczynałam odczuwać pewne zmęczenie. W dodatku nie opuszczała mnie jedna myśl, choć może to była bardziej zachcianka. Chciałam pojechać do Dylana, chciałam go zobaczyć. Bardzo tego potrzebowałam, choć czy wówczas powinnam mu powiedzieć o swoich podejrzeniach? Może mógłby uznać, że go śledzę i jestem jakąś wariatką.
-I po wszystkim. - Oświadczyła pielęgniarka, bo chyba byłam zbyt zamyślona, żebym zauważyła, że to już koniec. Kazała mi przycisnąć wacik do zgięcia łokcia.
-Kiedy będą wyniki? - Spytałam, podnosząc się ze swojego miejsca i zabierając torebkę.
-Za dwa dni, zaloguje się pani na stronie i powinno już tam wszystko być.
-Wolałabym przyjechać i umówić się już do lekarza w razie czego. - Mruknęłam, choć wracać z taką informacją samochodem mogło się różnie skończyć.
-Dobrze, w takim razie przekażę, żeby przygotowali dla pani wydruk.
-Dziękuję, do widzenia. - Uśmiechnęłam się słabo i wyszłam z gabinetu. Niespiesznie ruszyłam do wyjścia. Teoretycznie nie musiałam się nigdzie spieszyć, zwierzęta miały posprzątane i były nakarmione. Nic im się nie stanie, jeśli zahaczę jeszcze o sklep, tym bardziej, że marzyłam teraz tylko o czekoladowym batoniku.
![](https://img.wattpad.com/cover/254362956-288-k178184.jpg)
CZYTASZ
Czekam na ciebie 🗝
RomanceTo miał być tylko układ. Ślub na rok. Ona nie miała możliwości uciec z miasta, a on nie chciał zostać na wsi. Ślub miał wszystko zmienić, on miał zamieszka w jej wynajmowanej kawalerce w środku miasta, ona w jego domu na wsi. Po jakimś czasie jedn...