Pikanie aparatury, chrapanie współlokatorki, która chyba głęboko w dupie miała swoje dziecko. Doprowadzało mnie do furii. Zerknęłam na okno, przysłonięte. Było widno.
Zacisnęłam szczękę i stopniowo wyjęłam wszystkie rurki i inne dziadostwo, które mi przeszkadzało. Odetchnęłam cicho i usiadłam bokiem, aby zawiesić stopy nad podłogą. Kiedy je na niej postawiła, była zimna i nieprzyjemna. To jednak jakoś łagodziło ból jaki czułam przy każdym kroku. Na początku omal się nie wywaliłam, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa i ratując się, zwaliłam część rzeczy z szafeczki. Rozległ się huk i obudziłam tamtą dziwną babę. Spojrzała na mnie, jakby miała lada moment zacząć kogoś wołać.
-Milcz, bo ci złoję skórę gorzej niż wilkom. - Ostrzegłam ją, choć wilków nawet nie tknęłam. Swoją drogą, po tym wszystkim, zrobiłam się w jakiś sposób okropna. Nad wyraz harda i z przesłaniem, że muszę radzić sobie sama, choćby nie wiem co.Zamilkła grzecznie, o nic więcej mi nie chodziło.
Wyszłam z sali i rozejrzałam się. Czysto, mogłam iść, tylko w którą stronę? Rozejrzałam się niepewnie i skierowałam w lewo. Najwyżej zawrócę.Stawiałam malutkie kroczki idąc nad wyraz wolno, co niezmiernie mnie drażniło. Bolało mnie wszystko, w dodatku czułam już porę karmienia, ale uparcie parłam do przodu. W pewnym momencie moje nogi się zbuntowały. Kostka wygięła się i poleciałam na drzwi, zahaczając o klamkę. Te się otworzyły, a ja wylądowałam na ziemi z głośnym syknięciem.
Oparłam dłonie na posadzce i podniosłam się, licząc, że nie narobiłam tyle hałasu, by ktoś tu zaraz przybiegł. Uniosłam się nieco, by przeprosić i spojrzałam na osobę leżącą na łóżku. Wpatrywałam się w nią przez moment, choć w pierwszej chwili go nie rozpoznałam. Ot, jakiś mężczyzna. Tyle tylko, że moje serce zaczęło walić jak głupie. Spał jak zabity, więc nawet mnie nie usłyszał. Nie zmieniło to faktu, że bąknęłam cicho przeprosiny, podnosząc się z ziemi, niczym kaleka. W dodatku omal się nie poślizgnęłam. Odgarnęłam niesforne kosmyki i już stojąc raz jeszcze spojrzałam na mężczyznę.
Zmarszczyłam brwi, te rysy twarzy. Podeszłam bliżej, przyglądając się mu coraz uważniej. Przełknęłam ślinę i zakryłam dłonią usta. Z trudem powstrzymałam szloch.
-Dylan... - Wyszeptałam i złapałam go za rękę, siadając na ziemi. -Ty głupku, ty żyjesz. - Wymamrotałam wtulając policzek w jego dłoń, która nie reagowała. On nie reagował.
-Co ci się stało? - Załkałam, kuląc się na podłodze. -Dlaczego nie reagujesz, nie udawaj, że śpisz! - Podniosłam głos sfrustrowana, chyba nie bardzo do mnie to wszystko dochodziło. Nagle do pomieszczenia ktoś wszedł, ale zorientowałam się o tym dopiero kiedy spróbowano posadzić mnie na wózek.-Nie ma mowy! - Wydarłam się i wykręciłam tak, że poczułam wszystkie swoje możliwe partie mięśni.
-Co pani tu robi? - Spytał zdenerwowany lekarz.
-Szłam do dzieci, dlaczego nie zostałam poinformowana, że leży tu mój mąż! - Warknęłam wściekła, stojąc przed grubym, wielkim doktorem, który był tu chyba ordynatorem.
-Nic nie wiedzieliśmy...
-Co mu jest, co mu się stało? - Spytałam bo jeszcze wszystko we mnie buzowało. Chciałam tu z nim zostać i iść do dzieci, miałam wrażenie, że zaraz się rozdwoję.
-Nie mogę udzielać takich informacji. - Mruknął nieprzyjemnie.
-Może pan sobie w kartotece sprawdzić, w dokumentach, że jestem jego żoną i chcę wiedzieć co się tu dzieje. - Rzuciłam ostro.
-Dobrze, ale proszę wrócić do swojej sali. - Odparł i wytarł swoje czoło. Nie podobało mi się to, ale teraz musiałam zająć się dziećmi. Podeszłam do mojego głuptasa i pocałowałam go w czoło.
-Wrócę, skarbie. - Szepnęłam. -Mamy trojaczki. - Dodałam lekko ściskając jego dłoń.Minęłam nieprzyjemnego grubasa i mamrocząc pod nosem, poszłam szukać oddziału noworodkowego. Musiałam zostać pokierowana, bo już zdążyłam się zgubić. Tam jednak od razu przykleiłam się do szyby i zaczęłam szukać swoich bąbli. Położna widząc mnie przygotowała trzy inkubatory i ruszyła w moim kierunku.
-Wszystko z nimi dobrze? - Dopytałam już spokojniejsza, gdy znaleźli się koło mnie.
-Silne, śliczne dzieci, nie potrzebuje pani wózka? - Zapytała i była na tyle sympatyczna, że nie pałałam do niej niechęcią.
-Nie, dam radę. - Odparłam ruszając obok niej do mojej sali.
![](https://img.wattpad.com/cover/254362956-288-k178184.jpg)
CZYTASZ
Czekam na ciebie 🗝
RomanceTo miał być tylko układ. Ślub na rok. Ona nie miała możliwości uciec z miasta, a on nie chciał zostać na wsi. Ślub miał wszystko zmienić, on miał zamieszka w jej wynajmowanej kawalerce w środku miasta, ona w jego domu na wsi. Po jakimś czasie jedn...