Rozdział dwudziesty ósmy w którym pamięć bywa zgubna

263 17 2
                                    

Usiadłam przy jego łóżku, a w swoje dłonie chwyciłam jego. Niegdyś tak silną i zdecydowaną. Doskonale pamiętałam, kiedy po raz pierwszy mnie dotknął. To było na ślubie cywilnym. Jego szorstka od pracy dłoń, delikatnie ujęła moją, by nasunąć symboliczny pierścionek. Pierścionek który nosiłam do dzisiaj, mimo wykonywanej pracy. Moje dłonie pewnie też już straciły swoją delikatność, ale nie dbałam o to, przecież nie to się liczyło, a to co się nimi przekazywało. Delikatnie bawiłam się jego palcami, przypominając sobie każdy moment, gdy mnie dotykał. Miałam mu wszystko powiedzieć, wygarnąć, a zamiast tego siedziałam obok i milczałam, wlepiając puste spojrzenie w jego pobladłe dłonie. 

-Wszystko gra? - Usłyszałam i machinalnie uniosłam spojrzenie. W drzwiach stał Luke. Pokiwałam głową i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam łzy na policzkach. Wstałam i podeszłam do niego, obejmując się. 
-Ja nie wiem jak to wszystko pogodzić. - Przyznałam się cicho, oglądając się na swojego męża. -Jutro podeślą koszty leczenia, a ja wyprzedałam niemal całe wino z piwnicy. Nie umiem go produkować. - Wyszeptałam, jakbym bała się, że Dylan to usłyszy. 
-Hej, nie martw się, coś się wymyśli, przecież George się dorzuca. - Poklepał mnie po plecach. 
-No właśnie, a powinien więcej sobie zostawiać, przecież jeszcze nam tu pomaga. - Potarłam skronie i otuliłam się swetrem. 
-Nie przejmuj się tak, wszystko się ułoży. 

On w to wierzył, ja niekoniecznie. Jeśli Dylan się nie obudzi wkrótce będziemy mieli większe zmartwienia. 

***

-Lucy, Noah, Andrew, to wasz tata. - Powiedziałam, kiedy maluchy leżały w bujakach. Każdego z osobna kładłam na jego klatkę piersiową. Nie wiem, chyba naprawdę liczyłam, że to w jakiś sposób pomoże. Głowę i serce miałam wypełnione niepokojem. Maluchy miały już trzy miesiące, a poprawy z Dylanem nie było szczególnej. Ciągła rehabilitacja, opieka nad maluchami i ogarnianie gospodarstwa doprowadzało mnie na skraj wytrzymałości. Czułam, że długo tak już nie pociągnę, a wkrótce ujrzę zamiast ciemnych włosów, biel na swej głowie. 

Przyglądałam się jak Lucy dotyka paluszkami jego twarzy, zarostu, brody, po czym uderza w nie rączką. I wtedy coś drgnęło. Zamarłam, gdy jego palce się poruszyły. W pierwszej chwili myślałam, że mam halucynacje. Złapałam malutką, kiedy ten wziął głęboki wdech i otworzył oczy. 
Chyba musiałam krzyknąć, bo kompletnie się tego nie spodziewałam i powoli traciłam nadzieję. Odłożyłam Lucy, która zaczęła marudzić i nachyliłam się nad łóżkiem. 
-Już dobrze, Dylan, już dobrze. - Przytrzymałam go lekko, gdy chciał wstać. Wszak miał już wszystko zagojone i zrośnięte, ale to i tak byłoby teraz zbyt ryzykowne. Mamrotał coś, po czym ściągnął maskę i zamknął ponownie oczy. Jak ja nie chciałam, by on zamykał oczy. 
-Gdzie ja do cholery jestem? Co się stało? - Jego głos był mocno zachrypnięty, więc podałam mu szklankę wody. 
-Dylan jesteś w domu. - Powiedziałam cicho. -Odmalowałam pokój... Miałeś wypadek, byłeś w śpiączce. - Starałam się powoli przekazywać mu informacje, ale natłok emocji był silniejszy. Dłonie mi drżały z emocji i kiedy wpadł Luke, dopiero wtedy przypomniałam sobie, że trzeba zadzwonić po lekarza. 
-Jakim domu? Kim ty jesteś? - Spojrzał na mnie zmęczony. Znieruchomiałam, jak to? Nie poznawał mnie? 
-Dylan, to przecież ja, Elise, twoja żona. - Usiadłam z powrotem na krześle i wzięłam Lucy, która już na dobre się rozpłakała. 
-Ja nie mam żony. - Mruknął i odwrócił głowę do okna. 
-Dylan, miałeś wypadek, potrącił cię samochód w mieście... - Urwałam, kiedy spojrzał na mnie obco. 
-Wyjdź z mojego domu. - Zażądał tak trzeźwo, że nie rozumiałam nic. Zamrugałam nieprzytomnie, a moje serce rozpadło się momentalnie na milion malutkich kawałeczków. 
-Ale... to nasz dom. - Szepnęłam i dopiero Luke mnie odciągnął. 

Czekam na ciebie 🗝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz