5

76 11 0
                                    

Dwa tygodnie minęły, jak z bicza strzelił. Najważniejszy dzień w życiu mojej przyjaciółki, jej ślub. Tak bardzo nie mogłam się doczekać tej chwili, że odliczałam już do tego wydarzenia. W międzyczasie zdążyłam załatwić lokum, dla siedziby firmy. Ki załatwiła klientów, którzy bardzo chętnie przystali na nasze propozycje względem chwilowego wysyłania projektów na maile. Nie siedziałam z założonymi rękami i nie czekałam na to, co przyniesie mi jutro. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i działać. I udało się, w tak krótkim czasie powstało nasze dziecko. Pozostało nam tylko zrobić mały remont w naszym biurze, stworzyć stronę internetową i puścić w obieg, że zaczynamy. Byłam podekscytowana i pełna optymizmu, że się uda. Dobry humor mnie nie opuszczał. Patrzyłam teraz w swoje odbicie w lustrze i widziałam już zupełnie kogoś innego. Byłam teraz pewniejsza siebie i zadowolona z takiego obrotu sprawy. Może gdyby nie Ethan i jego pewne sugestie nie zdobyłabym się na taki krok. Jestem mu wdzięczna, ale większość mogę zawdzięczać sobie. Wracając do niego, to przez ten cały czas się nie odezwał, ale może to i dobrze. Może właśnie tak miało być? Mój jeszcze mąż, także milczał. Nawet nie wiedziałam, co z dzisiejszym ślubem. Nie mam tej pewności czy się zjawi. Nie wiem, czego mogę się po nim spodziewać. Spakowana, obejrzałam się ostatni raz w lustrze i byłam gotowa do wyjścia.

- Na pewno mogę pożyczyć samochód? Oddam dopiero jutro wieczorem. – Zapytałam Ki.

Tak naprawdę, to jedyne czego jeszcze nie zrobiłam, to nie znalazłam mieszkania, ale mojej współlokatorce to nie przeszkadzało. Cieszyła się, że ma do kogo otworzyć gębę i z kim pooglądać ulubione filmy. Ki rzuciła mi kluczyki i życzyła dobrej zabawy. Chwilę później siedziałam w samochodzie, ustawiając sobie wszystko tak, by wygodnie mi się jechało. Odpaliłam jedną z najnowszych płyt i ruszyłam w drogę. Dwie godziny zajęła mi podróż. Czułam się jak dwa tygodnie wcześniej. Zaparkowałam pod jej posiadłością, a ona przywitała mnie z otwartymi ramionami.

- Myślałam, że jednak się dogadacie. No nic, mam dla Ciebie niespodziankę. – powiedziała radośnie.

- Ciebie też dobrze widzieć. – Rzuciłam z przekąsem.

Weszłyśmy do domu, wystrój w środku przypomniał salę weselną. Choć wiedziałam, że tutaj nie odbędzie się impreza, to podobało mi się to, co widziałam. Poszłyśmy na górę, gdzie czekał na nas zamówiony przez Julie fryzjer i kosmetyczka. Wyciągnęłam z pokrowca suknie, w kolorze butelkowej zieleni, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia, by łatwiej było im dobrać makijaż i fryzurę. Oddałam się całkowicie w ich ręce, nie chcąc wiedzieć, jak będzie wyglądać końcowy efekt. Fryzjer, grzebiąc przy moich włosach, o mało nie doprowadził do tego, że zasnęłam. Uwielbiałam, gdy ktoś bawił się moimi włosami. Odprężałam się przy tym i czułam się wyluzowana. Kiedy moja fryzura była skończona, z Julie zamieniłyśmy się miejscami. Teraz była moja kolej na upiększenie twarzy. Kolejna godzina minęła bardzo szybko. Ja byłam już całkowicie gotowa, natomiast Julie co rusz kręciła nosem w kwestii upięcia. Wystukałam w Internecie kilka przykładowych zdjęć i pokazałam jej, oczy zaświeciły się na widok luźnego warkocza z dopiętymi kwiatkami. To było to. Obie o tym wiedziałyśmy. Dwa kwadranse później byłyśmy gotowe. Julie wyszła z łazienki w swojej sukni ślubnej, a gdy ją ujrzałam, mimowolnie po moim policzku spłynęły łzy. Nie tyle na jej widok, ile na samo wspomnienie mojego ślubu kilka lat wcześniej. Stało się, jak się stało, ale mimo wszystko miło wspominam tamte czasy. Otarłam łezki i podeszłam do mojej przyjaciółki, Wyciągnęłam z pudełka łańcuszek i zapięłam na jej szyi. To było dopełnieniem jej wspaniałego wyglądu. Pożyczyłam jej także  niebieską podwiązkę, którą ja miałam kilka lat temu na swoim ślubie. Przejrzałyśmy się jeszcze w lustrze i oczywiście nie obyło się bez pstryknięcia zdjęcia na pamiątkę. Szczęśliwe, zajechałyśmy pod kościół, gdzie czekali już wszyscy. Wyszłyśmy z samochodu, poprawiłam jej suknię i odwróciłam ją w swoją stronę. Widziałam jak bardzo się denerwuje, ręce jej się trzęsły, oddech miała przyśpieszony.

- Uspokój się. Wszystko będzie dobrze i tak jak sobie wymarzyłaś. To jest Twój dzień. – Uśmiechnęłam się do niej i ucałowałam w policzek.

Tato Julie stał przed wejściem i czekał na swoją jedyną córkę, by móc zaprowadzić ją pod ołtarz. Ja sama stanęłam na środku, łapiąc oddech.

- Czas wejść do środka. – Powiedziała cicho.

Zamknęłam oczy, wypuszczając powietrze. Organista zaczął przygrywać Marsz Mendelssohna. Goście wstali, a ja kroczyłam po rozłożonym czerwonym dywanie, patrząc przed siebie. Wiedziałam, że aktualnie wszystkie oczy patrzą na mnie, ale zaraz skierują się na najważniejszą osobę na tej uroczystości. Stanęłam przy ołtarzu, uśmiechając się do Adriana, przyszłego męża Julie. Stres miał wymalowany na twarzy, ale radość biła od niego na kilometr. Niewielki kościółek, wypełniony był po brzegi gośćmi. Niepewnie rozejrzałam się dookoła, ale Joe nigdzie nie było. Julie zjawiła się koło nas, a ceremonia zaślubin się rozpoczęła. Wróciłam kolejny raz wspomnieniami do tego dnia, kiedy to ja siedziałam spięta i zdenerwowana, wsłuchując się w słowa kazania.

- Ogłaszam Was mężem i żoną. Możesz pocałować Pannę Młodą. – Właśnie te słowa sprowadziły mnie na ziemie.

Po opuszczeniu kościoła i zrobieniu sobie wspólnego zdjęcia udaliśmy się do pięknego pałacu na obrzeżach miasta. Klimat tego miejsca urzekł nas wszystkich. Kilkanaście okrągłych stołów zastawionych beżową porcelaną, mieściło po cztery do sześciu osób. Sporo kwiatów i lampionów ze świecami. Zajęliśmy wskazane miejsca, niestety jedno koło mnie było puste. Julie do samego końca nie była pewna czy Joe się zjawi, bo ani ja, ani ona nie miałyśmy z nim żadnego kontaktu. Miałam przygotowaną małą niespodziankę dla nowożeńców. Musiałam tylko poczekać na odpowiedni moment. Życzeniom i gratulacjom nie było końca. Później przyszedł czas na toast i była moja kolej. Podeszłam niepewnie do DJ-a, prosząc o mikrofon.

- O cholerka, ale się denerwuje. – Powiedziałam i zorientowałam się, że mikrofon jest włączony. Cała sala wybuchnęła śmiechem razem ze mną. No to się rozluźniła atmosferka.

- Moi drodzy. – Zwróciłam się w ich stronę. – Jeszcze nie tak dawno byłam świadkiem rodzącej się między wami miłości. Dzisiaj jestem świadkiem waszej przysięgi. Chciałabym, aby to wasze NA ZAWSZE RAZEM, trwało do końca świata i jeden dzień dłużej. Sto lat Młodej Parze. – Powiedziałam i uniosłam kieliszek szampana do góry.

W tym momencie DJ powoli zaczął puszczać melodie a ja po cichu, niepewnym głosem zaczęłam śpiewać piosenkę „I have nothing” Whitney Houston. Widziałam, że moja przyjaciółka jest zaskoczona. Doskonale wiedziałam, że oboje uwielbiają tę piosenkę. Jej marzeniem było, by ktoś zaśpiewał ten utwór. Adrian poprosił Julie do tańca i oboje po chwili wirowali na środku sali. Szczęśliwi, wpatrzeni w siebie i zakochani. Tak cudownie było na nich popatrzeć. Po zakończonej piosence otrzymaliśmy gromkie brawa. Ukłoniłam się i podeszłam do moich przyjaciół, by złożyć im ponownie życzenia. W oczach obojga dostrzegłam łzy. Uściskaliśmy się i kiedy chciałam podejść do stolika, poczułam, jak ktoś łapie mnie za rękę i porywa na parkiet. Spojrzałam na twarz i zobaczyłam, że to Nathan, kuzyn Julie. Byłam uradowana, nie widzieliśmy się tyle lat, że aż nie dowierzałam. Nie zmienił się nic. Wyglądał tak samo, jak na naszym ostatnim spotkaniu. Chłopięce rysy twarzy i ten znajomy donośny głos. Z tego, co wiem, to wyprowadził się na drugi koniec kraju. Przetańczyliśmy i przegadaliśmy chyba całą noc. Wspomniał mi także, że swego czasu cicho się we mnie podkochiwał, ale głupio mu było się przyznać, zwłaszcza że w moim życiu był Joe. W jego towarzystwie bawiłam się niesamowicie. Rozbawiał mnie do łez. Prowadził w tańcu tak delikatnie, że czułam, jakbym latała. Wesele trwało do białego rana. Połowa gości w barwnych nastrojach, udała się już do swoich pokoi. Wiedziałam, że i na mnie przyszła pora.

- Ivy, czekaj, proszę. – Usłyszałam głos Julie. Odwróciłam się i zobaczyłam ją, trzymała w ręce kopertę i wręczyła mi ją.

- Taki mały prezent od nas, w formie podziękowania. Dobrze to wykorzystaj. – Rzuciła się na mnie, mocno ściskając.

Otworzyłam prezent i zobaczyłam zaproszenie dla dwóch osób do Spa. Wariaci, to nie było potrzebne. Po wyściskaniu nowożeńców, udałam się do pokoju się położyć. Opadłam na ogromne łóżko, moje nogi dawały coraz silniej o sobie znać. Większość nocy spędziłam na parkiecie. Nie miałam sił, by wstać i się ogarnąć. Udało mi się zapaść w głęboki, ale jakże przyjemny sen.

Na jedną kartę✔️ II ZAKONCZONE❗ IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz