Milie stała pod friskiem, zakrywając dłonią swój nadgarstek.
"Jesteś pewna?" zapytałby Mirio.
"Tak. Nie mogę cię tu przetrzymywać. Powinieneś już odejść, bez żadnych cierpień. Przetrzymując cię, odbieram ci wieczny spokój"
"Jestem tylko wymysłem twojej wyobraźni"
"Tym gorzej. Nie powinnam żyć przeszłością, nie możesz być ciągle przy mnie"
"Na pewno?"
"Muszę sobie radzić sama, Mirio"
"W takim razie pozwól, że pożegnamy się tak, jakbym chciał cię pożegnać wtedy"
"Pozwalam"
"Jutro będzie lepiej, siostro"
Zabolało to ją bardziej, niż zwykłe żegnaj, ale to musiało się stać. Tego właśnie chciałby Mirio.
Coś zaczęło opuszczać Milie. Mistyczna obecność, była z nią tak długo, że dopiero odchodząc, Milie zdała sobie sprawę, że zawsze tu była. Stopy ciężej oparły się o ziemię, ramiona opadły na resztę ciała przygniecione ciężarem obowiązków. Wszystko stało się trochę wyraźniejsze. Milie wiedziała, że to, co robi, jest dobre i potrzebne, ale w tej chwili czuła się tak samotna, jak jeszcze nigdy dotąd. Jej ręka nagle zyskała na wadze i opadła zupełnie bezwładnie odsłaniając znamię, na które Milie była w stanie spojrzeć po raz pierwszy.
Dwa paski, jeden łączący ją ze swoimi Di, drugi z Mirio, zostały zakryte przez nierównomierną plamę. Była niewielka, z ostrymi końcami, oznaką, że jej brat zginął z przyczyn nienaturalnych. Dziewczyna wyprostowała się. Jaki ten znak był podobny do tego Mi Zosa.
Patrząc na niego, poczuła gorzkie uczucie przyjemności i wewnętrznego spokoju. Nareszcie mogła spojrzeć na siebie i swoje sumienie bez skrupułów. Uniosła głowę z błogim wyrazem twarzy.
- Dowidzenia – szepnęła.
CZYTASZ
My dwoje
Science FictionTo musiało się skończyć. Byliśmy zbyt blisko. Wmawialiśmy sobie, że jesteśmy inni. Lepsi. Łudziliśmy się, że w przeciwieństwie do poprzednich, przetrwamy, nie zastamy problemów. Myliliśmy się. Problemem byliśmy my. To musiało się skończyć. *Okł...