dwadzieścia trzy

49.9K 2.2K 1.6K
                                    

V.

Wpadłam do biura kilka minut po ósmej rano. Byłam rozkojarzona, gdy stawiałam swoją torebkę na blacie biurka, widząc tam zwiniętą na pół kartkę.

Zmarszczyłam nos, chwytając ją. Zacisnęłam usta, rozwijając zgiętą karteczkę, która spoczywała na moim biurku już o ósmej rano i widząc na niej pochyłe pismo.

Jeśli zamierzasz mi uciekać to ja zamierzam zawsze być o krok przed tobą. Nie zdążyłem tego powiedzieć, zatem... Dzień dobry, Chambers

Dante.

Serce przystanęło mi na zbyt długą sekundę.

A potem zgniotłam papier i wyrzuciłam do kosza na śmieci.

Zignorowałam zupełnie tę notatkę, nie zamierzając zbyt długo nad nią rozmyślać. To doprowadziłoby mnie do jeszcze większego obłędu niż ten, w którym jestem obecnie.

Dlatego usiadłam za biurkiem, odpalając komputer i próbując pozbierać myśli do kupy.

Bruno. Na nim powinniśmy się skupić. Na ratowaniu go zanim nie jest za późno.

Ostatnie zabójstwo w żaden sposób nie łączyło mi się z dwoma poprzednimi, chociaż było wykonane w sposób podobny do poprzednich. Ba, w taki sam sposób, który może się udać jedynie osobom, które wiedzą co robią.

Gdybym ja próbowała, zapewne dziabnęłabym swoją ofiarę w szyję, a ona spojrzałaby na mnie dziwnie. I zadzwoniła po gliny.

Pokręciłam na siebie głową.

Przeczytałam kolejny raz akta i owy mężczyzna nie był ani prawnikiem, ani nikim powiązanym z wymiarem sprawiedliwości. Był sprzedawcą w sklepie. Dlaczego więc zginął?

Przetarłam twarz dłońmi, czując okropne zmęczenie. To była ciężka nos.

Najpierw Sabat, potem oglądanie Mamma Mia! i w końcu zaśnięcie na kanapie.

Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek czułam tak ogromną panikę jak w momencie, gdy dziś z samego rana obudziłam się wtulona w Dantego.

Miałam o tym nie myśleć.

Rzuciłam długopis na biurko, czując niewyjaśnioną frustrację na samą siebie. I nienawidzę tego uczucia.

— To będzie długi dzień.

*

Chociaż napisałam do Penny o dziesiątej, ona zadzwoniła do mnie dopiero po czternastej. Odebrałam po jednym sygnale.

— Martwiłam się — zaczęłam, na co ona parsknęła śmiechem.

— A o co dokładnie? — zapytała i zakładam, że to było nasze przywitanie. Westchnęłam ciężko.

— Kiedy masz tę randkę z Bruno? — odpowiedziałam pytaniem, słysząc jej podekscytowanie po drugiej stronie.

— O szesnastej.

— Dzisiaj? — Zdziwiłam się, na co ona przytaknęła. Jasna cholera. — Gdzie?

— W Northon przy Centralu. Już ci mówiłam — przypomniała, na co zmarszczyłam brwi. — Właśnie tak mnie słuchasz, Vivid.

— Nie możesz iść, Penny.

— Słucham? — zapytała zdezorientowana, podczas gdy ja przetarłam zmęczone oczy.

— Proszę cię, zostań w domu.

— Ale dlaczego?

— Nie mogę powiedzieć — odparłam, słysząc jej irytację. — Penny, proszę.

goddess [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz