Rozdział 1

2.7K 44 12
                                    

- Brego, do nogi! - Zagwizdałam w stronę mojego już przygłuchego psa, który jak zwykle zamiast się załatwiać, wąchał jakieś krzaki. - Chodź już, bo nie zdążę na rozpoczęcie roku, a i tak mam wystarczająco przekichane u mamy.

Jak mogłam się spodziewać, Brego ani myślał ruszyć tyłek w stronę domu, a żeby jeszcze bardziej zagrać mi na nerwach, zaczął biec w stronę głównej drogi. 

Gniew coraz bardziej we mnie rósł, więc ruszyłam w stronę Brega, co chwilę przygwizdując. Stary dziad nawet się nie obejrzał, a ruchliwa droga była coraz bliżej jego zasięgu. Poczułam, jak moje ciało ogarnia fala ciepła. Zaczęłam biec w jego stronę z nadzieją, że dam radę go dogonić, zanim będzie za późno. 

- Brego! Wracaj do mnie natychmiast! Pożałujesz tego! Nie dam ci dzisiaj plastra szynki z mojej kanapki! - krzyczałam, nie zwalniając ani na chwilę. Miałam nadzieję, że groźby na temat zmniejszenia dziennej dawki jedzenia przywrócą mu słuch. Niestety, bez skutku.

Byłam 2 metry za psem, moja ręka ruszyła w jego kierunku, by w najgorszym wypadku chwycić go za ogon. Gdy jego przednie łapy wbiegły na jezdnię, całe życie przeleciało mi przed oczami, każda chwila spędzona z Bregiem w schronisku i poza nim. Jedyne, co zdążyłam jeszcze zobaczyć to hamujący z piskiem opon czarny Mustang. W ostatniej chwili podskoczyłam, dzięki czemu skończyłam na jego masce, a nie pod nim. Od razu rozejrzałam się za Bregiem. 

Usłyszałam ciche skomlenie i szybko podbiegłam do leżącego na uboczu psa. Jego futro było pokryte krwią, a łapa wygięta w nienaturalny sposób. Łzy zaczęły napływać mi do oczu, a w uszach słyszałam tylko szum. 

- O mój Boże, o mój Boże - usłyszałam za plecami kobiecy głos. Odwróciłam się w jego kierunku, ale ciężko było mi cokolwiek dojrzeć, ponieważ wszystko było zamglone. - Nic pani nie jest? Lepiej niech tę ranę zobaczy lekarz, psa też musimy zabrać do lecznicy. 

Dopiero teraz zauważyłam, że moja ręka nie wygląda wcale lepiej od łapy Brega, choć raczej nie była złamana. Jednocześnie czułam tyle emocji, że w konsekwencji stałam jak słup i patrzyłam na stojącą naprzeciwko kobietę. Po chwili zdała sobie sprawę, że jestem w szoku i za dużo jej nie pomogę, więc ruszyła w stronę Brega i, najdelikatniej jak mogła, przeniosła go do samochodu. 

- Niech pani wsiada, później zajmiemy się samochodem. Pani pies długo nie wytrzyma. - W końcu otrząsnęłam się i wsiadłam na tylne siedzenie Mustanga, by być tuż obok Brega. Kobieta nie zwlekała ani sekundy i zaczęła jechać z prędkością dużo przekraczającą ograniczenie, jakie panowało na drodze. 

Do lecznicy dojechałyśmy w rekordowym czasie. Zanim się obejrzałam, Brego już był za drzwiami sali operacyjnej. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, poszłam do łazienki i przemyłam twarz zimną wodą. Wciąż nie docierało do mnie, co stało się kilkanaście minut temu. Wróciłam do poczekalni i zobaczyłam zmartwioną kobietę.

- To pani kierowała tym samochodem? Najmocniej przepraszam za psa, jest już stary i głuchy, to wszystko działo się tak szybko, ja nie chciałam. - Z moich ust wypadały słowa jedno po drugim. Czułam, że muszę się wytłumaczyć ze swojej głupoty. Żałowałam, że spuściłam go ze smyczy.

- Niech się pani nie przejmuje. Najważniejsze, by wyszedł z tego cało. - Kobieta ciepło uśmiechnęła się do mnie. Dopiero teraz zobaczyłam jej piękną, azjatycką urodę. Nie mogłam uwierzyć, jak spokojna i miła jest po tym, co się wydarzyło.  - Pani też powinna zajrzeć do lekarza - dodała i zrobiła zatroskaną minę. - Mieszka pani w pobliżu? Mogę gdzieś panią podrzucić, ale przed 9 muszę być w pracy.

- Nie, nie chcę sprawiać kłopotu. Zostawię pani mój numer w razie problemów z samochodem. Nie musi pani tutaj czekać, ktoś na pewno po mnie przyjedzie.

Kobieta jeszcze zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze i pożegnała się ze mną. Operacja trwała ponad godzinę, a w międzyczasie do lecznicy przyjechała moja mama, która wcale nie zareagowała lepiej ode mnie. Jej oczy również były zaszklone. 

- Witam, panie są właścicielkami border colliego? - Weterynarz zaczekał na potwierdzenie i kontynuował. - Na szczęście udało nam się zatamować krwawienie wystarczająco wcześnie, dzięki czemu pies nie stracił dużo krwi. Łapa faktycznie jest złamana, dlatego psiak będzie musiał trochę pochodzić w gipsie. 

Z ulgą wypuściłam powietrze i poszłam zobaczyć Brega. Nie wybudził się jeszcze do końca z narkozy, ale weterynarz pozwolił nam zabrać go do domu. Gdy usłyszałam dzwonek telefonu i zobaczyłam numer Amin, przypomniałam sobie o akademii w szkole. 

- Stara, gdzie ty jesteś? Czekałam na ciebie przed wejściem, tak jak się umówiłyśmy.  Mam takiego newsa, że cię rozwali. 

Szybko poinformowałam ją, co się stało, a jej głos od razu się zmienił. Zaczęła mnie pocieszać, ale długo nie musiałam czekać, by znów ogarnęła ją ekscytacja związana z nowym rokiem szkolnym. 

- No dobra, mów, co jest?

- Do szkoły przyszła nowa nauczycielka i będzie uczyć japońskiego - Amin zaczęła wiwatować, a ja wyobraziłam sobie, jak tańczy i skacze po łóżku. - Musimy się zapisać, bo facetka z niemca od dwóch lat działa mi na nerwy.

Chociaż jedna pozytywna informacja. Nie tak miał wyglądać ten dzień...

My heart goes pitter patterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz