Rozdział 12

644 25 6
                                    

Przez ostatni miesiąc Debora mocno przycisnęła mnie z przerabianym materiałem. Nie byłam na nią zła, bo rozumiałam, że zależało jej na mojej wygranej. Poza tym, łatwiej uczyło mi się japońskiego, gdy przypominałam sobie, że kiedyś będę musiała poznać jej rodziców.

W końcu zaczęły się ferie i mogłam odpocząć od natłoku nauki. Amin zaproponowała nam, żebyśmy na parę dni wyjechały w góry. Miałyśmy ku temu dobrą okazję, ponieważ posiadłość jej rodziny stała pusta i mogłyśmy spędzić w niej jakiś czas.

Wspinaczka na wzgórze, na którym stała chatka, była istną mordęgą. Temperatura utrzymywała się na poziomie -15 stopni Celsjusza, ale ja pod warstwami ubrań ociekałam potem. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu mogłam rozłożyć się na kanapie w salonie.

Amin zajęła się rozpaleniem kominka, a Cela zniknęła w kuchni, przygotowując dla nas ciepły posiłek. Wstałam z kanapy i rozejrzałam się po chatce. Otworzyłam jedną z szaf i moim oczom ukazały się półki pełne gier planszowych. Z nudów na pewno nie umrzemy.

Już miałam zamknąć drzwiczki, gdy mój wzrok zatrzymał się na staro wyglądającej planszy. Wzięłam ją do ręki i wytarłam z kurzu. 

- O w mordę, czemu nie wspomniałaś, że masz tablicę ouija? - spytałam Amin i odłożyłam planszę na stolik.

- Chyba nie wierzysz w te bzdury - odpowiedziała i wytarła dłonie w dżinsy. - No, za chwilę powinno zrobić się ciepło. 

Resztę wieczoru spędziłyśmy w kuchni, pijąc gorącą czekoladę i zajadając się babką, którą upiekła dla nas Cela. Po dwudziestej drugiej wstałyśmy od stołu z zamiarem pójścia do naszych pokoi. 

- Co myślicie o szybkim seansie spirytystycznym? - spytała Celina, wskazując na tablicę ouija. 

- Mówiłam już, że to bajki dla dzieci - powiedziała Amin, a Cela spojrzała na nią błagalnym wzrokiem. - Niech ci będzie. Ale tylko na chwilę!

Rozłożyłyśmy planszę na podłodze i usiadłyśmy wokół niej. Każda z nas przyłożyła palce do odwróconego do góry dnem kieliszka, a Celina odchrząknęła i wygłosiła przygotowaną formułkę:

- Jeśli jest tu jakaś dusza, która chciałaby z nami porozmawiać, niech poruszy wskaźnikiem.

Przez parę sekund wpatrywałyśmy się w tablicę, ale nic się nie stało.

- Wiedziałam, że tak będzie - powiedziała Amin, a Cela ją uciszyła. 

- Jeśli nas słyszysz, przesuń pionek na TAK.

Po tych słowach poczułam, jak kieliszek delikatnie się przesuwa i ląduje na wskazanym słowie. Spojrzałyśmy się na siebie z niedowierzaniem. Cela postanowiła zadać jakieś pytanie.

- Czy duch, z którym rozmawiamy, był za życia kobietą?

Kieliszek nie przesunął się.

- Zgaduje, że tak - wzruszyła ramionami Amin.

- Zapytaj, jak się nazywa - powiedziałam do Celi, która przytaknęła i spytała ducha o jego imię.

Kieliszek zaczął poruszać się po tablicy zdecydowanie szybciej, a ja odczytywałam kolejne litery, na których lądował:

- T-E-L-I-M-E-N-A. Ma na imię Telimena. Spytaj ją, co tutaj robi.

Prowizoryczny wskaźnik przesuwał się po literach Ś-M-I-E-R-Ć, po czym jakaś siła odrzuciła go na bok i kieliszek roztrzaskał się o ścianę.

Wszystkie trzy zerwałyśmy się z podłogi i patrzyłyśmy na siebie w szoku. 

- No to zajebiście, siedzimy w cholerę oddalonym od cywilizacji domu i jest z nami duch, który prawdopodobnie już planuje naszą śmierć - zaczęła histeryzować Amin.

- Pewnie jedna z was robi sobie jaja - próbowałam jakoś wytłumaczyć sytuację, która przed chwilą nas spotkała.

- Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto ma nastrój na żarty? - Zauważyłam, że w oczach Amin pojawiły się łzy.

- Uspokójcie się! - krzyknęła Cela. - Pójdziemy spać do jednego pokoju, na pewno nic nam się nie stanie. Zobaczycie, że po wschodzie słońca przestaniemy się bać. 

Poszłyśmy do sypialni Amin i Celi i położywszy się na łóżku, przykryłyśmy się kołdrą pod samą brodę. Nie chciałyśmy usnąć, więc wpatrywałyśmy się w sufit, wysłuchując podejrzanych dźwięków.

- Muszę iść do toalety - powiedziała Amin i wyszła z pokoju. Gdy nie wróciła po pięciu minutach, zaczęłam się martwić. 

- Powinnyśmy zobaczyć, czy wszystko u niej w porządku.

Cela zgodziła się ze mną i zawinięte w koc zajrzałyśmy do łazienki, ale nie znalazłyśmy tam Amin. Czułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej i przeszły mnie ciarki. Nagle w całym domu zgasły światła, które specjalnie zostawiłyśmy włączone. 

Jednocześnie zaczęłyśmy krzyczeć i w panice wybiegłyśmy z chatki. Gdy trochę uspokoiłam swój oddech, zobaczyłam na śniegu ślady butów, które prowadziły do niewielkiej szopy. Wymieniłyśmy z Celą porozumiewawcze spojrzenie i podeszłyśmy do niej. 

Chwyciłam za klamkę, odliczyłam w myślach do trzech i pewnym ruchem otworzyłam drzwi. Nie mogłam nic zobaczyć przez oślepiające światło latarki, ale poczułam, jak ktoś mnie popchnął, a ja upadłam na ziemię.

- Amin?! - usłyszałam zagniewany głos Celi i spojrzałam na osobę, która wyskoczyła z szopy.

- Ale dałyście się nabrać! - Amin zgięła się wpół, nie umiejąc przestać się śmiać.

- Od początku wiedziałam, że to byłaś ty - powiedziałam, otrzepując się ze śniegu. 

- Mówiłam, że tablica ouija to strata czasu. Chciałyście poczuć dreszczyk emocji, więc go wam zafundowałam. Musicie przyznać, że nieźle wyszła mi gra aktorska.

Ulepiłam ze śniegu niewielką kulkę i z całej siły rzuciłam w Amin. Nie musiałam długo czekać na jej reakcję i po chwili wszystkie trzy rozegrałyśmy bitwę na śnieżki. Skończyło się na tym, że wróciłyśmy do domu przemoknięte. 

Zupełnie opuściło nas uczucie zmęczenia, więc otworzyłyśmy butelkę czerwonego wina i usiadłyśmy na podłodze, tym razem z planszą do gry w Eurobiznes. Amin, jak zwykle, źle gospodarowała swoim budżetem i zbankrutowała jako pierwsza.

- Straszenie ludzi wychodzi ci zdecydowanie lepiej - zaśmiała się Cela i pocałowała ją w policzek. 

My heart goes pitter patterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz