Rozdział 11

623 30 3
                                    

Wracając z lotniska, podjechaliśmy do cioci, u której zostawiliśmy Brega. Staruszek tak ucieszył się na mój widok, że skoczył na mnie z rozpędu i wylądowaliśmy na ziemi. Zaczął lizać mnie po twarzy i energicznie merdać ogonem. 

Gdy zaparkowaliśmy pod domem, Brego dał mi do zrozumienia, że nie wejdzie do środka, dopóki nie zabiorę go na dłuższy spacer. Miałam okazję usnąć w samolocie na parę godzin, więc nie byłam tak zmęczona jak Dorian, który od razu padł na łóżko. 

Zabrałam Brega do parku znajdującego się niedaleko mojego liceum. Nie był już najmłodszy, ale jego kondycja miała się zdecydowanie lepiej od mojej. Odpięłam smycz i pozwoliłam mu wybiegać się na śniegu. 

Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki i zadzwoniłam do Amin na Facetime. Odebrała niemal od razu i ucieszyła się, zobaczywszy, że jestem już w Polsce.

- Nie wyobrażasz sobie, jak za tobą tęskniłyśmy - powiedziała Celina, która siedziała obok niej. 

- Ja za wami też. Mam wam tak wiele do opowiedzenia.

- Następnym razem jedziemy z tobą - zapewniła mnie Amin. - Cela zmusiła mnie do oglądania ckliwych filmów romantycznych, więc przez całego Sylwestra musiałam udawać, że nie zbiera mi się na wymioty.

- Nieprawda! Sama zaproponowałaś, żebyśmy obejrzały Listy do M ! - oburzyła się Celina i zaczęła łaskotać Amin, która nie mogła powstrzymać się od śmiechu. 

Zorientowałam się, że straciłam Brega z pola widzenia, więc pożegnałam się z dziewczynami i zaczęłam szukać psa.

- Brego! - krzyczałam, co chwilę przygwizdując. - Brego, do nogi!

Zaczęłam się martwić, przypomniawszy sobie, co stało się ostatnim razem, gdy spuściłam go ze smyczy. 

Obeszłam cały park wzdłuż i wszerz, ale po Bregu nie było ani śladu. Usiadłam zrezygnowana przy fontannie, żeby na spokojnie przemyśleć, co powinnam zrobić. Wiedziałam, że mama mnie zabije, jeśli wrócę do domu bez psa. Wybierałam już numer do Amin, gdy usłyszałam za sobą znajomy szczek.

- Gdzieś ty był, do cholery?

Brego, jakby nigdy nic, położył się na plecach i czekał, aż pogłaszczę go po brzuchu. Zrobił tak słodkie oczy, że nie umiałam dłużej się na niego gniewać. Przypięłam smycz do jego obroży i wstałam, żeby wrócić do domu.

Dopiero teraz zauważyłam, że przy najbliższej latarni stała Debora, która cały czas nas obserwowała. Miała na sobie pluszowy płaszcz, który pasował do jej delikatnej urody. 

- Wygląda na to, że Brego nie chce, żeby nasze drogi się rozeszły - powiedziałam, podchodząc do niej.

- Powinnaś go lepiej pilnować. Kto wie, co mogłoby się stać, gdybym go nie spotkała - odpowiedziała i skrzyżowała ręce na piersi.

- Nie zostaje mi nic innego, jak zabrać cię na kawę w ramach podziękowań - zaryzykowałam.

Debora pokręciła głową i przygryzła wargę. Dobrze zdawała sobie sprawę, że świruję na jej punkcie i czerpała z tego przyjemność.

- Ale nie nazywaj tego randką - powiedziała i ruszyła w kierunku kawiarni, zostawiając mnie z tyłu. 

Uśmiechnęłam się i pobiegłam za nią. 

*    *    *

Ze względu na Brega zamówiłyśmy dwie kawy na wynos i wolnym krokiem ruszyłyśmy do samochodu Debory. Opowiadałam jej o moim wyjeździe do Australii, o tym, jak Jonasz złamał sobie nogę i o tym, jak oglądałam pokaz fajerwerków na dachu szpitalu. 

- Teraz twoja kolej. Co robiłaś w Sylwestra? - spytałam i wzięłam łyk gorącej kawy. 

- Nie śmiej się, ale cały wieczór leżałam pod kocem i oglądałam z Melogiem Attack on Titan. Przypomniałam sobie, jak na jednym z naszych spotkań opowiadałaś mi o Ymir. Chciałam zobaczyć, co tak ci się podobało w tym anime i nie mogłam oderwać się od niego do samego rana.

Debora musiała o mnie myśleć, skoro przypomniała sobie o mojej obsesji na punkcie Ymir. Mój telefon obudził w niej uczucia, które starała się ukrywać. 

Spojrzałam na nią i nie zauważyłam, że Brego postanowił przejść się między moimi nogami. Straciłam równowagę i w akcie desperacji chwyciłam Deborę za ramię. Nie spodziewała się tak mocnego pociągnięcia i obie wylądowałyśmy na ziemi. 

Leżałam na plecach, a Debora podpierała się na kolanach i dłoniach, które znalazły się po obu stronach mojej głowy. Patrzyłyśmy sobie w oczy, a ja miałam wrażenie, jakby ktoś na chwilę zatrzymał czas. 

- Chyba nie dopijesz swojej kawy - powiedziała Debora, wskazując ruchem głowy na rozlany na śniegu napój. Obie wybuchłyśmy śmiechem, a po chwili nasze spojrzenia znów się spotkały.

Debora podniosła się i podała mi rękę, żeby łatwiej było mi wstać. Przez resztę drogi do Mustanga kłóciłyśmy się o to, czy Mikasa powinna być z Erenem. Nie mogłam uwierzyć, jak zły gust miała Debora. Przecież to jest najgorszy ship w całym serialu!

*    *    *

Gdy zaparkowałyśmy przed moim domem, znów ogarnęło mnie to uczucie, które zapamiętałam z halloweenowej nocy. Tym razem trzymałam swoje emocje na wodzy, żeby znów nie zaprzepaścić całego wysiłku, dzięki któremu zbliżyłam się do Debory.

- Do konkursu zostało parę miesięcy, więc jeśli chcesz wygrać, to musimy porządnie zabrać się za naukę - powiedziała.

- Tak jest, pani profesor - odpowiedziałam prześmiewczo. 

Debora przewróciła oczami i uśmiechnęła się. Moje myśli znów skierowały się w nieodpowiednią stronę, więc pożegnałam się z nią i wyszłam z samochodu, zanim zrobiłabym coś głupiego. Zagwizdałam na Brega, który przysnął sobie na tylnym siedzeniu i otworzyłam furtkę. 

Ostatni raz spojrzałam się za ramię i zobaczyłam, że Debora wciąż na mnie patrzy. Przyłożyłam dłoń do ust i wysłałam w jej stronę niewidzialnego buziaka. Roześmiała się i odjechała.

My heart goes pitter patterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz