Pov. Five:
Minęły 3 dni a eight się nie budzi... co jest z nią nie tak? Dlaczego się jeszcze nie ocknęła?! Wszyscy w Akademi są smutni... nie ma tej adrenaliny kiedy jej nie ma.. bardzo tęsknie za nią. Dlaczego Diego musi być taki agresywny?! Dlaczego ona dostała tym nożem... mógłbym to być ja..
Z myśli oderwał mnie dźwięk pukania do moich drzwi. Usłyszałem głos:
-F - Five? To ja Vanya.. m - mogę wejść? - usłyszałem cichutki głosik
-Nie teraz- odparłem oschle
Szczerze to nikt teraz nie mógł ze mną się skontaktować w żaden sposób. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać.. bez niej jest.. jest inaczej.... Z nią czuje się bardzo inaczej. Czuje się w pełni szczęśliwy chociaż tego nie okazuje na zewnątrz to mam takie uczucie w środku.
I... znowu ktoś mi przerwał. UGHHH
-kto tam?- zapytałem zirytowanym głosem
-hej five, to ja Allison! Prosze możemy porozmawiać? Albo chociaż zejdź do nas! Nie wychodzisz nigdzie oprócz kiedy jest jedzenie! Na treningu nie masz w ogóle siły ćwiczyć! Nawet taki Klaus cie z łatwością pokona!! Prosze... five.. wiem ze się o nią martwisz... każdy się martwi!- mówiła Allison
- wejdź- odparłem krótko
Moja siostra otworzyła drzwi, po czym je szybko zamknęła. Spojrzałem się na nią moim marnym wzrokiem. Podeszła do mojego łóżka i usiadła obok mnie.
-hej.. five, j - ja wiem ze się bardzo martwisz o eight ale ona wyjdzie z tego... mama mówiła mi że-... - chciała dokończyć ale przerwałem jej
-mama może wiele rzeczy mówić. Niektóre są prawda a niektóre nie. Dlaczego ja nie mogłem oberwać od diego?!- przy osatnim zdaniu podniosłem głos i wstałem
-five, j - ja-... - jąkała się
-TO TERAZ JA POWINIENEM LEŻEĆ W SALCE SZPITALNEJ! A NIE ONA!!- wysyczałem przez zęby i tepnalem się do biblioteki..Pov. Allison:
O-o matko.. Nie wiedziałam ze az tak jemu na niej zależy.... to nie było w jego stylu, tym bardziej ze cały czas ja wyzywał, kłócił się z nią albo spychał ze schodów. To wcale nie podobne do niego.. mysle ze w końcu będą razem, ale najpierw Eight!Pov. Five:
Znalazłem sobie taki mały zakątek w którym chyba nikt jeszcze nie przebywał z rodzeństwa. Usiadłem sobie pod regałem. Łzy mi same napływały do oczu.. nie miałem siły na nic. Pozwoliłem ponieść się emocjom. Płakałem tak, jak nigdy dotąd....Była pora obiadowa. Płakałem chyba z 2h ale prawdopodobnie i tak nikt nie zauważył. Nos miałem cały różowy, a oczy czerwone. Włosy były rozczochrane na milion stron, tylko ubranie było takie jak zwykle. Tepnalem się przed moim krzesłem. Reszta rodzeństwa przyszła 5 sek po mnie. Przyszedł również na samym końcu Ojciec, bo kto by inny.
Na początku wygłosił wymowę, żebyśmy się nie martwili „numerem ósmym" ze jest wszystko pod kontrola, żebyśmy żyli tak jak żyliśmy przed tym zdarzeniem.BLA BLA BLA! On serio nic nie rozumie?? Każdy się o nią martwi! Nie ma takiej atmosfery kiedy ona była z nami!!! Wszystko tak jakby umarło...
Przerwał mi głos mojego „ojca"
-numerze pięć, na co czekasz? Siadaj!- poniósł głos
- tak, tak już...- zdezorientowany ja, zobaczyłem ze każdy już siedzi na swoich miejscach, tylko ja głupi stoję z głowa w chmurach.
Usiadłem na swoje miejsce i zacząłem jeść. Po skończonym jedzeniu, powiedziałem sobie ze pojde do eight żeby ja chociaż na chwile zobaczyc, nawet jeżeli ojciec mi nie pozwoli...Udalem się do swojego pokoju żeby myśleli ze tam będę, kiedy ja sobie pojde do eight. Weszlem do swojego pokoju jak najszybciej się dało i zamknąłem drzwi. Po chwili przeniosłem się do salki szpitalnej.. zobaczyłem leżąca eight na białym łóżku. Uradowany ja, podbiegłem do niej i usiadłem na krześle. Patrzyłem na nią cały czas, a po chwili powiedziałem:
-Oh eight, dlaczego musisz tak cierpieć? Dlaczego to ty byłaś tą ranną? Mogłem być to ja...- wypowiadając to pochyliłem się nad nią oraz przytuliłem ja.
Po chwili poczułem ze dziewczyna się rusza.. szybko oderwałem się od niej oraz usiadłem na swoje miejsce. Następnie dziewczyna otworzyła oczy..
- O MÓJ BOŻE!! EIGHT TY ŻYJESZ!!!- szepnąłem ponieważ mógłby mnie ktoś usłyszeć
Dziewczyna usiadła a następnie popatrzyła się na mnie..
-f-five?- chyba była zaskoczona ze byłem obok niej
Ja się tylko do niej uśmiechnąłem najbardziej jak tylko mogłem... po chwili, oddała uśmiech.
Dziewczyna chyba chciała zejść z łóżka ale przeszkodziłem jej
-hej... eight nie możesz wstawać, musisz odpoczywać- powiedziałem cichym spokojnym głosem.
-five dziękuje, ale naprawdę nie musisz się o mnie martwić...-wyszeptała
-dziewczyno spałaś 3 dni..- spuściłem głowę
-3 dni??? Aż tak ze mną źle było? - zapytała i spojrzała na lewa nogę, tam gdzie nie dawno był jeszcze nóż.
-t-tak myślałem ze już cie nie zobaczę..-powiedziałem jeszcze ciszej
-a-ale ze mnie five? Five, nikt ci nic nie dał? Dlaczego się o mnie martwisz? Przecież mnie nie lubisz, he?- pytała zaciekawiona
-j-ja nie mam pojęcia, p - po prostu się stęskniłem i - i tyle...
-aha! Już wiem co chcesz mi przez to powiedzieć!-wstala z łóżka pełna energiiJak ona to zrobiła? Przecież przed chwila była jeszcze nie przytomna..
-martwisz się o mnie i to za bardzo... braciszku napewno nikt ci nic nie dał? Albo może płakałeś? Hm?
- j ja? Płakałem? Pf chyba cie coś boli..- próbowałem wykręcać się.
Po chwili wstałem oraz wyszlem z sali wraz z eight która podtrzymywałem, bo sama nie dawała sobie rady..
Cieszyłem się ze mogę jej chociaż tak pomoc.
Dziewczynę posadziłem na kanapie
- tylko nigdzie się nie ruszaj!- rzuciłem odchodząc
-pf BARDZO SMIESZNE !- odkrzyknęla
Po chwili pojawiłem się z regginaldem w salonie.
- Dobrze numerze osiem, będziesz zwolniona z treningów do końca tygodnia. Nie możemy narażać twoja nogę na powtórkę lub coś innego. Numer pięć się tobą zaopiekuje. Prawda? - powiedział i spojzal na mnie
-t tak ojcze- „przewróciłem oczami" ze niby mi się to nie podoba. A tak na serio byłem bardzo szczęśliwy ze to ja będę się nią opiekował przez caluuutkii tydzień.
Ojciec wyszedł a teraz nawijała eight
-five, naprawdę nie chce ci zawracać dupy, serio... sama sobie poradzę..-powiedizala troche speszona
-nie. Spoko. Nic nie mam lepszego do roboty. Zajmowanie się tobą będzie może troche bardziej skomplikowane, ale będzie dało się przeżyć. - powiedziałem z pełnym luzem...-A teraz chodz bo zaraz będzie kolacja iiii no- odparłem na co ona przytaknęła.
Wziąłem jej rękę i podtrzymywalem ja. Małymi kroczkami doszła do stołu a ja zająłem miejsce obok niej.
Tak się cieszyłem ze w końcu nie ma tego miejsca wolnego.. ufff co za ulga
Później, przyszła reszta rodzeństwa oczywiscie już poinformowana ze eight się obudziła. Każdy się z nią przywitał i przytulił i takie tam...
później przyszedł ojciec oraz zaczęliśmy jeść. Po zjedzonej kolacji, musiałem znowu zamienić się w role niańki wiec pomogłem eight wstać oraz pójść do schodów.
-f five ja nie dam rady tam wejść...- powiedziała niepewnie
-jak to? Po mału i dojdziesz- odparłem na co ona zrobiła zmieszana minę
-f five ja naprawdę nie dam rady! Chyba będziesz musiał mnie zanieść..- powiedziała troche zawstydzona
-ehh No dobra
Wzialem ja na ręce jak pannę młoda i zacząłem wchodzić po schodach. Ona zaś oplotła ręce wokół mojej szyi. Kiedy weszliśmy do jej pokoju, położyłem ja na łóżku i powiedziałem
-śmiesznie było cie nieść, ale i fajnie bo nie jesteś ciężka- uśmiechnąłem się do niej co odwzajemniła.
Miałem już wychodzić kiedy ona się odezwala
-ffive?
-tak?
-dziękuje
Uśmiechnąłem się i zniknąłem w niebieskiej smudze światła...Okej to jest new rozdział. Mam nadzieje ze się podoba. W poniedziałek będzie następny!
Pozdr Autorka Olivs
CZYTASZ
She's a lady of my dreams.../ Five Hargrevees
Teen Fiction*ben zyje, nie ma apokalipsy, wszyscy maja po 13 lat*