16

246 20 12
                                    

Ackermann próbował ustalić trasę po której mogli się przemieszczać biorąc pod uwagę fakt, że tylko on posiadał sprzęt do manewru, kiedy poczuł silne popchniecie które sprawiło, że upadł na kolana. Odwrócił się w kierunku Narine z zamiarem wywarczenia jej, że to nie czas na durne wygłupy, kiedy zobaczył jej złoty warkocz wysuwający się z pomiędzy palców, sporo górującego nad budynkiem tytana. Z przerażeniem wypisanym na twarzy, oglądał jak tytan wkłada ją do swoich ust, a gdy odsunął rękę, w jego rozwartej paszczy ujrzał Narine. Była spokojna i wyglądała na pogodzoną ze swoim losem. Levi bardzo dobrze wiedział dlaczego to zrobiła. Uważała, że właśnie teraz, oddając za niego swoje życie, mogła zadośćuczynić cierpieniu które mu zadała. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że on wcale tego nie chciał. Nie rozumiała, że poświęcając samą siebie, skazywała go na ten sam ból jaki sprowadziła na niego lata temu. Posłała mu uśmiech i obdarzyła czułym spojrzeniem na chwilę przed tym, nim zniknęła w gardle tytana. To co wydarzyło się w następnej chwili, było kwintesencja tego co czuł Levi. Jego całe opanowanie zniknęło w ciągu jednej sekundy, kiedy zerwał się na równe nogi i jak rozwścieczona bestia rzucił na tytana. Gniew, ból straty, desperacka nadzieja, że to jeszcze nie koniec... Levi ciął olbrzymie ciało z takim zapamiętaniem, że po chwili nie było na skórze tytana miejsca wolnego od licznych głębokich nacięć. To jednak nie powstrzymało go od tworzenia nowych ran na ciele olbrzyma. Tytan upadł na kolana, a Ackermann jednym precyzyjnym cięciem rozorał jego kark, przelewając w tą jedną czynność wszystkie swoje emocje. Przy pomocy sprzętu wykonał ostry zwrot i uderzył w jego pierś, by zmusić do upadnięcia w tył lub choćby na któryś z boków. Wbił swój miecz tuż pod zakończeniem mostka aż po samą rękojeść i z okrzykiem wściekłości rozpruł brzuch tytana, z którego trysnęła krew. Olbrzym z łoskotem osunął się na ziemię, a Ackermanna otoczyła wydobywająca się z ciała para i tumany kurzu. Choć Levi był pedantem, w tej chwili nie miało to dla niego znaczenia. Brudził się krwią tytana i grzebał w jego brzuchu z nadzieją odnalezienia nadal żywej dziewczyny. Narine była dla niego wszystkim. Kochał ją odkąd zaczęła wywracać jego świat do góry nogami, kochał ją zanim sam zdążył to zrozumieć. Kochał ją i nigdy nie przestał, choć usilnie starał się ignorować ten fakt przez minione miesiące. Okłamywał sam siebie, ukrywając swoje uczucia gdzieś na dnie swojej świadomości. Nie mógł jej stracić po raz drugi, nie zniósłby tego, kiedy jego uczucia zaczynały powoli się wybudzać. Wreszcie udało mu się odnaleźć Narinę i jednym szarpnięciem wydobył ją z obrzydliwej cieczy, która wsiąkła w jej ubranie. Ułożył ją na podłożu i uniósł lekko wsuwając pod nią swoją rękę. Narine nie oddychała.

- Narine! - zawołał jej imię ochrypłym głosem - Narine! błagam otwórz oczy! - prosił desperacko, pragnąc by się ocknęła. Czuł się niemal tak samo jak wtedy, gdy umierała w jego ramionach od ciosu zadanego nożem. Tak samo jak wtedy czuł, że nie jest gotowy by żyć bez jej obecności. Tak samo jak wtedy, czuł obezwładniający strach i bezsilność, która opanowała jego ciało. Pochylił się ku niej i dotknął jej ubrudzonego policzka, błagając w duchu by się ocknęła. Ku jego uldze w następnej chwili targnął nią okropny kaszel zakończony wymiotami, po których dziewczyna zaczęła normalnie oddychać. Narine opadła z powrotem w jego ramiona, a z jej przemoczonego ubrania zaczęła unosić się para. Spojrzała na niego swoimi szmaragdowymi oczami posyłając mu słaby uśmiech.

- Kretynka - rzucił czując niewysłowioną ulgę.

- Awansowałam - powiedziała cicho, a w jej oczach dostrzegł iskierki rozbawienia.

- Co?? - spojrzał na nią marszcząc brwi.

- Ze Smarkuli na Kretynkę... - sprostowała - Awansowałam - dodała z uśmiechem. Levi czując nadal płynącą w żyłach adrenalinę zaśmiał się cicho. Objął dłońmi jej twarz i pochylając się nad nią, zetknął ze sobą ich czoła.

Więzień przeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz