1. "Z pozdrowieniami, Avengers"

1.5K 82 75
                                    

*Hayley pov*

- Claro! Widziałaś gdzieś moje pudełko ze zdjęciami? Specjalnie je zapakowałam!

Ciocia nie miała zamiaru mi odpowiedzieć, a jedynie słyszałam jak dość głośno wytaczała swoje walizki na podjazd.

- Może się pośpieszysz? Taksówka już czeka! - Krzyki Clary zapewne usłyszeli sąsiedzi ale niezbyt mnie to obchodziło. W końcu ostatni raz mogli tego zaznać.

Nigdy się nie przeprowadzałam, bynajmniej nie pamiętam. Moja pamięć sięga do 6 roku życia a i tak są to niewielkie urywki.

Przeprowadzka w osiemnaste urodziny to zdecydowanie coś czego potrzebowałam. To taki "nowy etap" i kolejny rok życia który miał być zaczęty w nowym miejscu. Miałam dobre przeczucia.

Po wyniesieniu walizki na korytarz, ostatni raz spojrzałam na opustoszały pokój. Pierwszy raz było w nim tak czysto. Mimo wielkiej ekscytacji przeprowadzką, będę tęsknić za tą małą budką w której spędzałam prawie całe dnie słuchając muzyki i urządzając wieczory karaoke z Clarą. Nawet za tym jak podręczniki latały pod sufitem bo nie rozumiałam zadań z matematyki albo zbiegłą papuga sąsiadów która postanowiła obsikać mi parapet... W sumie nie. Za nią nie będę tęsknić.

Moje rozmyślania zostały przerwane przez dość zdenerwowany głos. - Chodź wreszcie! - Zamknęłam drzwi do pokoju i głęboko westchnęłam. Podniosłam walizki które wcześniej przygotowałam i powoli zniosłam je po schodach. Schodach, które niezbyt dobrze mi się kojarzyły bo to na nich skończyłam tydzień temu, zanosząc świadectwo ukończenia pierwszej klasy liceum, do pokoju.

Pierwszej, bo w 7 klasie zniszczyłam krzesło na głowie chłopaka, który nazwał mnie pasztetem, i trafił do szpitala. Na jego nieszczęście, nic poważniejszego mu się nie stało, za to ja zostałam zawieszona i postanowiłam założyć bunt przez co musiałam powtarzać klasę.

Guz powoli się goił ale i tak miałam nadzieję że następny dom będzie parterowy.

Może też dlatego nie żałowałam że się stąd wynoszę? Może fatum które nade mną ciążyło by tu zostało a ja szczęśliwa poleciała na Manhattan?

Przez ten rok w szkole nie poznałam nikogo kto mógłby szczycić się mianem mojego przyjaciela czy przyjaciółki. Nikt mi nie dokuczał czego żałowałam, bo trochę nudny był ten pierwszy rok. Liczyłam że może na Manhattanie coś się zmieni.

Nie brakowało mi bliskiej osoby której mogłabym się wygadać i wypłakać bo tą posadę zajęła Clara. Zarówno przed jak i po śmierci mamy, radziła sobie doskonale i to dzięki niej tak dobrze to zniosłam.

- Dobrze że nie będę już musiała użerać się z tymi cholernymi oknami. - Po tych słowach Clara mnie objęła a następnie ostatni raz zamknęła na klucz drzwi do naszego już byłego domu.

Przekazaliśmy klucze nowym właścicielom. Droga na lotnisko minęła dość sprawnie, a taksówkarz był na tyle miły że poświęcił swoją przerwę aby pomóc nam dostarczyć bagaże do miejsca gdzie powinny być oddane.

Po godzinnym opóźnieniu zajęłyśmy miejsca pasażerów. Pierwszy raz miałam lecieć samolotem a jakoś niezbyt mnie to ruszyło. Clara siedziała sztywno, wręcz nieruchomo w swoim fotelu co sugerowało że również to jej pierwszy raz. Chwyciłam jej dłoń aby wiedziała, że jest bezpieczna.

- To nie tak że się boję. Wcale nie. - Nie umiała kłamać. Jej głos był tak rozstrzęsiony jak to tylko możliwe, ale rozumiałam ją. Głos pilota który zabrzmiał w niezbyt dobrej jakości głośnikach i powiedział aby zająć bezpiecznie miejsca przyprawiał o niemiłe dreszcze.

Normally AbnormallyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz