4. Osiedlowi bandyci

924 57 56
                                    

*Hayley pov*

Drugi dzień zaczął się dość niepokojąco, bo obudziłam się w miejscu w którym nie zasnęłam. Ledwo otworzyłam oczy a przywitał mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Steve. Opierał się o futrynę drzwi a ręce miał schowane w kieszeniach czarnych spodni. Jego tors okrywała granatowa koszulka. Jego włosy były zaczesane do tyłu a twarz nie wyglądała ani trochę na zaspaną i cholera... Taki widok z rana, był czymś przyjemnym. Musiałam zacząć myśleć o czymś innym niż wyobrażaniu sobie go bez kosz...

- Dzień dobry kapitanie. - Nie znaliśmy się za dobrze. Psh, wogóle się nie znaliśmy więc wolałam zwracać się do niego kryptonimem.

- Wystarczy Steve. - Przechylił głowę w prawo, co spowodowało ukazanie jednej z żył na jego szyi.

- Trochę nietypowe zapoznanie. - Wstałam z łóżka i poprawiłam koszulkę z poprzedniego dnia. Moje włosy zapewne wyglądały jak wieża Eiffla bo usta blondyna przeobraziły się w sarkastyczny uśmiech. - Jestem Hayley. - Podałam mu dłoń, jak to zwykle się robi przy poznawaniu nowej osoby. Duża dłoń Steve'a uścisnęła moją, która przy jego wydawała się malutka.

- Może przy śniadaniu pójdzie lepiej. Przyjdź zaraz. Zapraszamy.

- Dziękuję. - Wdzięcznie kiwnęłam głową i dopiero teraz dotarło do mnie, że dalej trzymałam jego dłoń podczas gdy jego poluzowała uścisk.

To było dziwne.

Szybko go puściłam i wyjęłam ubrania na dzisiejszy dzień. Drzwi zostały przez niego zamknięte przez co mogłam się swobodnie przebrać. Ogarnęłam włosy i skierowałam się do kuchni, gdzie przywitała mnie rudowłosa z końcówkami w kolorze blondu.

- Witamy.

- Dzień dobry. Nowa fryzura? - Dosiadłam się, przyglądając się włosom kobiety.

- Lubię eksperymentować.

- Świetnie wyglądasz. - Była piękna i trzeba jej to przyznać. Idealna cera, oczy, nos, uśmiech. Myślę że nie jeden mężczyzna o niej marzył.

- Dzięki młoda. - Przechyliła głowę posyłając mi radosne spojrzenie.

- Jestem Hayley. Gdzie reszta? - Po krótkim wstępie przedstawiłam się i zaczęłam rozglądać się za resztą Avengerów, niestety bezskutecznie.

- Jestem Natasha, ale wystarczy Nat. - Przybiłyśmy sobie żółwika nad stołem i zabrałam się za przygotowanie śniadania.

- Peter jak zwykle śpi, a reszta za miastem. Drobny atak Hydry. - Do rozmowy dołączył Steve.

- Hydry? - Nazwa nie brzmiała przyjemnie. Zaczęłam się martwić o ich bezpieczeństwo.

- Kiedyś się dowiesz. - Blondyn wyraźnie spoważniał. Najwyraźniej musiała to być nieprzyjemna organizacja.

- Dzisiaj przyjęcie. - Nat wyraźnie to cieszyło bo wyglądała na podekscytowaną.

- Jakie przyjęcie?

- Twoje spóźnione urodziny.

Do kuchni wszedł Peter. Wyglądał na zaspanego, ale dalej był sobą, czyli uroczym nastolatkiem. Chciałabym wyglądać rano tak dobrze jak on w tamtej chwili. Był ubrany w białą koszulkę i ciemne spodnie. Jego ramiona okrywała szara bluza zapinana na suwak.

Normally AbnormallyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz