Dzisiejszy poranek wyglądał bardzo podobnie do tego wczorajszego z tym wyjątkiem, że teraz czułam się jakby bardziej szczęśliwa?
Zastanawiałam się czy wczoraj Five nie zobaczył przypadkiem moich ran na przedramionach, ale szczerze wole się tym na razie nie przejmować.
Ostatni raz spojrzałam w telefon. Jak zawsze miałam kilka nieodczytanych wiadomości od moich przyjaciół. Odczytując je przypomniało mi się, że dzisiaj miałam się z nimi spotkać. Kompletnie o tym zapomniałam, ale cóż mam jeszcze dużo czasu. Przecież mieliśmy się zobaczyć dopiero o 17.
Dzisiaj już nie biegłam tak szybko na śniadanie, bo miałam jeszcze 10 minut do 8:00. Schodząc po schodach natknęłam się na Klausa.
- Hej! Jak tam wczoraj było z Five'm? - zapytał śmiesznie ruszając przy tym brwiami.
- Yyyy... A jak miało by być? No normalnie. - odpowiedziałam zmieszana. Czemu Loczek zawsze musiał tyle wiedzieć?!
- No już, uważaj bo ci uwierzę. - powiedział sarkastycznie
- Klaus! On tylko oprowadził mnie po domu i tyle. - wyjaśniłam, a kątem oka zobaczyłam głupio uśmiechającego się bruneta stojącego kilka metrów za plecami niebieskookiego.
Po tej jakże krótkiej wymianie zdań razem zeszliśmy na śniadanie. Jak zawsze Regginalda nie było jeszcze w jadalni, więc wszyscy swobodnie rozmawiali. Gdy jednak mężczyzna wszedł wszyscy momentalnie ucichli.
Posiłek zjedliśmy w niemalże grobowej ciszy, tylko w tle leciał jakiś poradnik wspinaczki dla amatorów.
Kiedy "ojciec" zobaczył, że wszyscy już skończyli jeść wstał od stołu.
- Dzieci, przez ten rok nie mieliście prawie w ogóle wolnego, więc postanowiłem, że zorganizuje wam tygodniowy wyjazd nad morze. Wyjeżdżacie dzisiaj po obiedzie. Stwierdzam, że skoro macie już 16 lat to możecie wyjechać tam już bez zbędnej opieki. - poinformował i widząc nasze reakcje szybko ulotnił się z jadalni.
Oczywiście najbardziej zadowolony był Klaus który z ekscytacji prawie udławił się herbatą. Ja oczywiście też się cieszyłam, co prawda byłam już wiele razy nad morzem ale zazwyczaj tylko z Tracy i James'em. Jeszcze nigdy nie wyjeżdżałam w tak licznym gronie. Wiem na pewno jedno - będzie w chuj ciekawie.
Po tej nowinie wszyscy czym prędzej pobiegli do swoich pokoi, by zapakować jakieś potrzebne rzeczy. Gdy doszłam już do swojego chwyciłam za średniej wielkości walizkę i spakowałam do niej jakieś ubrania, kosmetyki i inne potrzebne rzeczy. Kiedy skończyłam udałam się do pokoju Allison, ponieważ wiedziałam, że dziewczyna będzie miała największe problemy z uszykowaniem się.
- Cześć Alli! - powiedziałam wchodząc do jej pokoju.
- O, Violent! Dzięki że przyszłaś. Nie wiem co ja mam wziąć. - wyjaśniła z uśmiechem na twarzy.
Siedziałam u niej chyba 2 godziny. Ta dziewczyna naprawdę nie umie się na nic zdecydować, ale w końcu nam się udało.
Potem razem udałyśmy się jeszcze do Vanya'i, by zobaczyć czy jest już gotowa. Jak się okazało ona była już spakowana i gotowa do wyjazdu, więc usiadłyśmy i trochę porozmawiałyśmy.
Tak dobrze nam się gadało, że nawet nie zobaczyłyśmy, że zaraz spóźnimy się na obiad.
Zeszłyśmy razem na dół i zajęłyśmy w jadalni swoje miejsca, już po chwili do pokoju wszedł również Regginald. Po posiłku mężczyzna zrobił nam wykład na temat poprawnego zachowania podczas naszych "koloni" i tego, że powinniśmy być odpowiedzialni za siebie i za innych. Wytłumaczył nam też sprawę transportu. Podobno nad morze miał nas zawieźć jakiś kierowca, bo my nie mamy jeszcze prawa jazdy.
Kiedy starzec skończył nas pouczać poszliśmy do siebie, by dopakować jeszcze ostatnie rzeczy i po kilku minutach wszyscy staliśmy już pod głównymi drzwiami.
Została mi do załatwienia jeszcze jedna sprawa.
Do Tracy i James'a:
"Hej słuchajcie, nie będzie mnie w mieście przez tydzień i nie mogę się z wami spotkać"
Od Tracy:
"Szkoda ale nie ważne"
"Baw się dobrze!'
Od James'a:
"No trochę szkoda ale trudno, do zobaczenia"
Musiałam ich poinformować o mojej tygodniowej nieobecności, przecież byliśmy na dzisiaj umówieni a nie chcę żeby się o mnie martwili.
Czekaliśmy jeszcze chwilę pod domem w oczekiwaniu na kierowcę, który łaskawie raczył się w końcu zjawić, więc wszyscy pozajmowali miejsca. Oczywiście na przednim siedzeniu usiadł Klaus. Z tego co opowiadały mi dziewczyny to on zawsze siedzi z przodu bo całą drogę gada i nikomu nie chce się go słuchać, więc zmuszony jest do tego kierowca.
Droga mijała spokojnie, aż nagle Loczek włączył radio podgłaszając je na fula.
- Oooo to moja ulubiona piosenka! - pisnął podekscytowany.
- Klaus nieee. Proszę! - krzyknął poddenerwowany już Diego.
- Hey, I just met you and this is crazy! But here's my number, so call me, maybe. It's hard to look right at you, baby! But here's my number, so call me, maybe. - zaśpiewał niebieskooki kręcąc się przy tym na fotelu i ruszając rękoma na wszystkie strony.
Kiedy wreszcie dojechaliśmy na miejsce okazało się, że mieszkamy w kilku pokojowym domku. Ja miałam swój dzielić z Alli i Vanya'ą, Klaus miał mieć z Ben'em, a Five, Luther i Diego razem.
Po takiej dość długiej podróży wszyscy byli bardzo zmęczeni, więc udaliśmy się do swoich pokoi, rozpakowaliśmy się i położyliśmy spać.
_____________________________
779 słów :)
DZIĘKUJE ZA PONAD 600 WYŚWIETLEŃ
NO POWIEM WAM GUYS ŻE JESTEM Z SIEBIE DUMNA HEHEHE
LOVCIAM WAS
CZYTASZ
It was only a kiss... | Eight Hargreeves
RomanceViolent dotąd prowadziła spokojne życie, była zwykłą 16 latką, aż do tego dnia, w którym jej idealne życie zaczęło się sypać. Mieliście kiedyś takie uczucie, że pomimo co ktoś wam zrobi i tak będziecie go kochać? To wszystko przez jednego chłopaka...