7. Rozmowa

99 3 0
                                    

- Kto tam jezsst - krzyknęłam pijana - jak chcesz mnie... mnie zabb...zabić, PROSZE BARDZO! - krzyknęłam biorąc ostatniego łyka z butelki. Poczułam się źle, co najpewniej było spowodowane nadmiernym alkoholem. Powoli tracąc przytomność poczułam jak ktoś dobrze zbudowany bierze mnie na ręce
- Mam ją - powiedział mężczyzna.
- O ładnie pachniesz - powiedziałam - Ale masz bicka hihi - śmiałam się jak opętana po czym straciłam przytomność.

Następnego dnia obudziłam się z mocnym bólem głowy. Oparłam się na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu, wiedziałam jedno - nie jestem w swoim pokoju, w swoim łóżku.
- Dzień dobry panno Stark- usłyszałam głos po czym zerwałam się na równe nogi mało się nie przewracjąc i przyjmując poze bojownika.
- Kto to powiedział!? Matko ja mam zwidy! Lekarza! Błagam lekarza!! - krzyczałam w niebogłosy, po czym do pokoju wbiegł Tony.
- Co się stało!?
- Tony!? Co ty tu robisz? I gdzie ja jestem!? O nie nie nie nie... to pewnie znowu jakieś zwidy, a ty nie jesteś prawdziwy.
- Czy ty myślisz, że jakieś zwidy mogly by tak wyglądać? - wskazał swoje ciało - i znajdujesz się w siedzibie Avengers. Pamiętasz co się wczoraj stało? - spytał powoli podchodząc.
- Jeżeli masz na myśli to, że mama... to niestety pamiętam. Przepraszam za to co wczoraj zrobiłam, że uciekłam, a później...
- Nie musisz kończyć, wszystko rozumiem, ale alkohol mogłaś sobie odpuścić - przerwał Stark - A i o jakie zwidy Ci chodziło? - zmarszczył brwi.
- Przepraszam, że panią wsytraszylam - powiedziała sztuczna inteligencja, na co ja przestraszona wtuliłam się w tors Starka. Ten zaczął sie śmiać.
- Spokojnie to tylko FRIDAY, sztuczna inteligencja.
- Oł - odkleiłam się od Tonego prostując rękoma jego koszulę.
- Ogarnij się i zejdź zaraz na śniadanie. Później pójdziemy do laboratorium, po takiej dawce alkoholu lepiej, gdy Cię zbadamy.

Po słowach Tonego wzięłam pierwsze lepsze dresy i bluzę, związałam włosy w luźnego koka i ruszyłam do kuchni. Gdy wyszłam na korytarz zauważyłam idącego w moja stronę Buckiego. Nie miałam zbyt dobrego humoru i nie chciałam się z nim użerać, ale jakoś musiałam stawiać czoła przeciwieństwom losu.
- O, cześć pani dorosła- odezwał się brunet, ale ja go olałam - oj no weź wczoraj mówiłaś, że ładnie pachnę- powiedział na co ja zatrzymałam się i spojrzałam na niego pytająco- jeszcze że mam fajnego bicka - zaczął się prężyć.
- Ja tak powiedziałam!?
- Nie wiem jeżeli nie masz siostry bliźniaczki to tak.
- Matko co ten alkohol robi z człowiekiem- powiedziałam pod nosem.
- Mówiłaś też, że jestem zabójczo przystojny. - zaczął ruszać brwiami.
- O nie nie, może i nic nie pamiętam, ale tego napewno nie powiedziałam.
- No dobra może i nie, ale wiem, że tak myślisz - uśmiechnął się łobuziarsko.
- Chciałbyś- minęłam go i szturchnęłam barkiem.

Weszłam do kuchni, gdzie czekał na mnie Tony ze śniadaniem.
- No w końcu, ile to można się ubierać? I to jeszcze w dresy i bluzę, po Twoim jedzeniu to już na łyżwach można jeździć - zaśmiał się Stark.
- Sory, ktoś mnie zaczepił na korytarzu i się troszeczkę zagadałam.
- Kto? - uniósł jedną brew.
- Bucky.
- I co chciał? Podziękowałaś mu za to, że Cię tu przywlókł?
- Nie, nie wiedziałam, że to jego sprawka.
- No to już wiesz, a teraz jedz, bo zaraz idziemy na badania. Smacznego - powiedział podając mi pancake'i i wyszedł z pomieszczenia.
- Dziękuję, wyglądają przepysznie - odpowiedziałam oblizując usta I zacierając dłonie.

Po zjedzonym śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i ruszyłam do laboratorium. Gdy wyszłam na korytarz za plecami usłyszałam już dobrze znajomy mi głos
- A ty dokąd się wybierasz? - przewróciłam oczami i odwróciłam się do osoby, która mnie zawołała wysilając się na fałszywy uśmiech.
- Do laboratorium.
- O no to pójdziemy razem idę do salonu, który jest po drodze. - uśmiechnął się Bucky.
- Świetnie - powiedziałam udawając, że się cieszę.
- Co się stało, że nagle jesteś taka miła?
- No wiesz mam u Ciebie dług, więc chciałam Ci podziękować, że mimo, ze byłam nie do końca miła to i tak mi pomogłeś Buck.
- Oj tam nie ma o czym mówić.
- Jak to nie ma? Uratowałeś mi życie, nie wiem jak ja się odwdzięcze.
- Serio nie ma o czym mówić.
Doszliśmy pod drzwi laboratorium po czym rozstaliśmy się w niezręcznej ciszy.
- Już jestem.
- Śniadanie Ci nie smakowało? - spytał Tony.
- Samkowało czemu pytasz.
- Bo Cię długo nie było.
- Znowu się zagadałam.
- Znowu z Buckim? - podniósł jedną brew.
- Tak, chciałam mu podziękować.
- Mhm, dobra siadaj - wskazał na fotel. Usiadłam po czym Bruce wykonał mi kilka badań.
- Wszystko w porządku, nic złego się nie dzieje jak na taką ilość alkoholu - powiedział brunet poprawiając okulary.
- Dziękuję- powiedziałam i skierowałem się w stronę wyjścia kiedy zatrzymał mnie głos Starka.
- Nan - zaczął- pojutrze ma odbyć się... pogrzeb - powiedział z troską w oczach, A ja kiwnęłam głowa w podzięce za informację i wyszłam z pomieszczenia. Idąc korytarzem czułam jak łzy spływają mi po policzkach, nie chciałam ich stopować, ale nie chciałam też żeby inni widzieli mnie w takim stanie. Chcąc wypłakać się w poduszkę zaczęłam biec w stronę pokoju nie patrząc przed siebie. Nagle poczułam uderzenie spojrzałam przed siebie na twarz osoby, na którą wpadłam. Był to Steve. Znowu. Nie zastanawiając się co robię wtuliłam się w jego tors i zaczęłam płakać jak dziecko. Blondyn oddał mój uścisk i się nie odzywał.

Po chwili uspokoiłam się i dopiero do mnie doszło co zrobiłam. Szybko odkleiłam się od herosa
- Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło- powiedziałam ze spuszczoną głowa.
- Wszystko w porządku?
- Tak, to znaczy nie, ale nie chce narazie o tym mówić.
- Jasne, rozumiem. Gdyby jednak coś się działo to śmiało mów, chętnie wysłucham. - powiedział, po czym na niego spojrzałam i dostrzegłam pocieszający uśmiech na jego twarzy. Kiwnęłam głowa z podziękowaniem wytarłam łzy i minęłam blondyna dochodząc do pokoju.

Usiadłam na łóżku rozmyślając o mamie i Tomie. Postanowiłam, że skorzystam z propozycji Rogersa, po czym udałam się do jego pokoju. Gdy doszłam pod drzwi zapukałam
- Proszę- usłyszałam męski głos, po czym weszłam do pomieszczenia.
- Cześć Steve, czy rozmowa nadal aktualna? - spytałam ze spuszczoną głowa.
- Jasne, siadaj- wskazał na swoje łóżko.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale po prostu czuje, że muszę się komuś wygadać.
- Nie masz za co przepraszać- zapewniał mnie blondyn - mów co się trapi.

Who Is She? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz