12. Bankiet

59 3 0
                                    

Gdy dojechaliśmy ruszyłam do pokoju żeby się przebrać i trochę podmalować. Ubrałam biały kombinezon, a do tego czarne trampki. Nie lubiłam chodzić w eleganckich ciuchach. Najchętniej to wszędzie chodziłabym w dresach. Przyszedł czas na makijaż. Jak mam się pomalować jak do tej pory jedyne co malowałam to rzęsy. Za chwilę jednak przypomniało mi się, że nie jestem jedyną dziewczyna w tym wielkim budynku. Chciałam poprosić o pomoc Wandę z którą Złapałam najlepszy kontakt przez nasze treningi, ale jak na złość wyszła gdzieś z Visionem i jeszcze nie wróciła. Natasha była zajęta, więc też odpada. Została Pepper. Kobieta mojego ojca z którą jedyne słowa jakie zamieniałam to "Cześć" i "Jak minął dzień". No cóż chciałam chociaż trochę dobrze wyglądać, więc musiałam przełamać barierę i poprosić blondynke o pomoc. Podeszłam pod pokój jej i Starka i zapukałam.
- Proszę- odezwał się damski głos, po czym weszłam do środka.
- Cześć Pepper, słuchaj jest sprawa - na te słowa blondynka odczepiła się od dotychczasowego zajęcia i spojrzała na mnie z zaciekawieniem- bo ja nie umiem się do końca malować, jedyne co to rzęsy, A chciałabym dzisiaj jakoś wyglądać czy mogłabyś mi pomóc? - powiedziałam to szybciej niż rapujący Eminem- proszę- zreflektowałam się.
- Jasne, siadaj - wskazała na krzesło przy toaletce- może chciałabyś też jakąś fryzurę? - spytała ciepłym głosem.
- Jeśli by Ci się chciało to pewnie- uśmiechnęłam się na co blondynka zaczęła robić makijaż, gdy skończyła spojrzałam na siebie w lustro i aż zaniemówiłam - rajciu, wyglądam przepięknie co ten makijaż robi z ludźmi- zaśmiałam się.
- Oj tam i bez niego jesteś śliczna- uśmiechnęła się po czym zaczęła czesać moje długie brązowe włosy. Momentalnie łzy naleciały mi do oczu, co nie uszło uwadze mojej rozmówczyni - Coś się stało?
- Do tej pory tylko moja mama rozczesywała mi włosy - otarłam szybko łzy żeby nie zmyć makijażu, po chwili poczułam jak smukłe ramiona mnie obejmują i zobaczyłam, że Pepper mnie przytula.
- Pamiętaj, że jakby coś się działo zawsze możesz na mnie liczyć lub możemy pogadać na jakikolwiek temat.
- Dziękuję- rzuciłam uśmiechem przez łzy. Minęło parę minut i po chwili na mojej głowie pojawiły się dwa grube warkocze.
- Gotowe.
- Dziękuję, są śliczne- rzuciłam jej się na szyję.
- O widzę, że dwie najważniejsze kobiety w moim życiu się dogadują- nasze czułości przerwał Tony - aż łezka się w oku kręci- dodał z żartem, na co obie parsknęłyśmy śmiechem. Zauważyłam, że Pepper ubrana była w strój firmowy.
- A ty nie idziesz na mini bankiet? - zwróciłam się do blondynki.
- Nie niestety mam sprawy firmowe na głowie - uśmiechnęła się.

Weszłam do salonu, który cały był już wypełniony gośćmi. Dużo nieznajomych twarzy przyprawiło mnie o zawstydzenie. Na szczęście pośród tłumu zauważyłam znajomą twarz Petera.
- Hej Pete, świetny garniak.
- Hej Nan - odwrócił się w moja stronę i lekko uchylił usta - Wow niesamowicie wyglądasz.
- Oj weź bo się zarumienie- szturchnęłam go pięścią w ramię i oboje się zaśmialiśmy - Jak ci się żyje tutaj w siedzibie?
- Dobrze, chociaż codzienne treningi dają o sobie znać, w domu z ciocią May nie mam takich tortur - ostatnie słowo powiedział ciszej żeby przypadkiem go nikt nie usłyszał - A Tobie jak? Jak sobie radzisz ze śmie...
- Jakoś daje radę- przerwałam mu wymuszając się na nieszczery uśmiech. Wspomnienia o mamie i Tomie nie były najprzyjemniejsze, ale jakoś musiałam przez to przebrnąć.
- Hej - z moich zamyśleń wyrwał mnie męski głos, gdy spojrzałam w stronę z której dochodził zauważyłam idących w moją stronę Bucka, Steve'a i Sama - pięknie wyglądasz- powiedzieli wszyscy trzej jak na zawołanie po czym się zaśmiali patrząc po sobie.
- Dziękuję, wy również- uśmiechnęłam się nieco nieszczerze nadal pamiętając o niedawnych rozmyśleniach.
- Coś się stało? - podszedł do mnie bliżej Bucky.
- Nie, to znaczy tak. Ciągle myślę o mamie i Tomie, jakoś nie mogę sobie z tym poradzić.
- Jeżeli chcesz możemy o tym por...
- Nie nie trzeba, baw się dobrze - przerwałam mu i minęłam go w celu udania się do łazienki, jednak drogę zagrodził mi Tony.
- A ty dokąd? Chodź chciałem przedstawić Cię mojemu przyjacielowi - zaczął prowadzić mnie pośród tłumu i w końcu zatrzymaliśmy się przy jakimś ciemnoskórym mężczyźnie, ktory opowiadał jakąś historię życia.
- I wiecie zbroja ma duży udźwig, nie? To wziąłem ten czołg, poleciałem z nim do domu generała, rzuciłem na trawnik i mówię: prosz tego pan szukał? - na słowa czarnoskórego towarzystwo zaśmiało się, a wtedy wtrącił Tony
- Cześć Rhodey - powiedział obejmując znajomego.
- O cześć Tony - oddał uścisk.
- Proszę poznaj moją córkę, to Nan - odsunął się odsłaniając mnie.
- Dzień dobry.
- Cześć Nan, miło Cię w końcu poznać Tony często mi o tobie opowiadał?
- A skąd się znacie?
- A z pracy - przerwał Tony. Zaczęli zawzięcie o czymś gadać, wiec ja odsunęłam się na bok i zaczęłam krążyć po sali bez celu. W koncu zauważyłam Steve'a, Buckiego i Sama, więc stwierdziłam, że z nimi spędzę trochę wieczoru.
- Konkretny dym, szkoda, że mnie tam nie było.
- Gdybym wiedział, że będzie gorąco napewno bym po Ciebie zadzwonił.
- Nie, nie, nie, tak naprawdę nie żałuję tylko zgrywam twardziela, wiesz zdecydowanie wolę pomagać naszym zagubionym kumplom z wojska, wasze misje to inny świat, porąbany świat.
- Ciasny, ale własny- usłyszałam rozmowę Sama i Steve'a.
- Hej chłopcy - przywitałam się zatrzymując obok trójki mężczyzn którzy obserwowali cały bankiet zza szklanej szyby.
- Hej - powiedzieli chórem.
-  Jak się bawisz? - spytał Rogers.
- Jak na mini bankiet? Nie narzekam - zaśmiałam się- A co U was?
- Wszystko w porządku - powiedział Sam - masz już chatę na Brooklynie? - zwrócił się do blondyna.
- Okazało się, że nie bardzo mnie stać.
- Szczęście nie ma ceny bracie.
- No, a nie możesz poprosić Starka o pożyczkę? - wtrąciłam - ma tyle pieniędzy, że pewnie zapewnienie przyjacielowi kawalerki za bardzo nie odbiło by się na jego dorobku.
- Nie chcę go prosić o takie duże pieniądze, wolę sam na to wszystko zarobić - uśmiechnął się.
- Rozumiem, ale zawsze warto spróbować- Po tych słowach wszyscy utkwiliśmy wzrok za szklaną szybą.

- Daj no trochę młody - odezwał się starzec, prosząc o alkohol Thora.
- O nie, nie dziadku. Ten eliksir leżakował ponad tysiąc lat, w beczkach zbudowanych z wraków floty Gunhera, to nie dla zwykłych śmiertelników.
- Normandia też nie była, blondasie, nie szpanuj synek, co? Dawaj - odezwał sie drugi starzec. Thor i Steve spojrzeli po sobie uśmiechając się.
- Proszę - powiedział blondyn wlewając "eliksir" starcom. 
Po kilku minutach dwóch mężczyzn wyprowadziło jednego ze starców, który majaczył coś pod nosem, na co wraz z Buckim zaśmialiśmy się.

Who Is She? Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz