Rozdział 019

461 33 3
                                    

Ja wale w końcu wakacje sksksksk

- Skończyły się! - krzyknął Will.

Violet spojrzała spanikowana na El, Łupieżca wyciągnął w jej stronę swoją mackę.

- Nie bądź zły! - krzyknęła do Will'a.

- Za co!?

- Za to! - Violet wyskoczyła z barierki.

Od razu uruchomiła swoje moce, żeby nie spaść na dół. Ciśnienie ognia uniosło ją do góry, więc upadła dopiero na plecy. Kiedy złapała równowagę, on odpuścił El, żeby pozbyć się dziewczyny, Violet wyrzuciła swoje buty gdzieś za siebie i użyła mocy w nogach.

- Violet! - krzyknął Will, podbiegając do barierki.

Nastolatka spojrzała zestresowana na swoje położenie. Nie mogła się teraz wycofać. Uruchomiła maksimum swojej mocy, żeby spalić tył głowy Łupieżcy, a jej płomień zrobił się niebieski na końcach. Odpuścił również Billy'ego, który wcześniej przytrzymywał jego mackę, żeby ochronić El, ta sama macka skierowała była teraz na Violet, a za nią kilka kolejnych. Nie miała szans.

- Cholera - przeklęła robiąc unik.

Zaczęła walczyć z mackami, kiedy niespodziewanie Łupieżca zaczął się chwiać. Spanikowana dziewczyna zaczęła biec w przeciwną stronę do upadku i cudem uszła z tego życiem. Upadła na ziemię zbijając sobie kolana oraz poczuła ogromny ból w lewym nadgarstku. Przeturlała się na plecy, obserwując jak Max przytula swojego brata, a wojsko wchodzi do środka. Jeden z mężczyzn poniósł Violet z ziemi, pomagając jej wyjść na dwór.

Padało, a jej po raz pierwszy nie przeszkadzała taka pogoda, była ulgą. Violet zaciągnęła nosem deszczowe powietrze, ale ból w nadgarstku nie pozwalał się jej tym do końca cieszyć. Wojskowy zaprowadził Violet do jednej z karetek, gdzie zajęła się nią pielęgniarka. Zawiązała jej bandaż na rozcięciu po czym utwardziła nadgarstek, mówiąc coś o skręceniu łódeczkowato-księżycowym. Nie było tak pilne, żeby jechać z syreną do szpitala więc kobieta poleciła jej tylko, żeby pojechała z mamą do szpitala na prześwietlenie, kiedy dotrze do domu. Następnie Violet dostała koc i butelkę wody, którą wypiła prawie na raz.

Dziewczyna owinęła się szczelnie kocem, po czym ruszyła patrzeć co się dzieje z innymi. Każdy był zajęty swoimi rozmowami.

- Dziękuję - powiedziała Max, niespodziewanie przytulając Violet od tyłu.

- Za co? - zapytała zdziwiona, odwracając się w jej stronę.

- Żartujesz prawda? Uratowałaś Billy'emu życie, te wszystkie macki miały właśnie w niego uderzyć i... Cieszę się, że żyjesz.

- Też się cieszę. B-billy pojechał?

- Zawieźli go do szpitala.

- Violet! - dziewczyny usłyszały wołanie z daleka. Max uśmiechnęła się pod nosem.

- Zostawię was - powiedziała odchodząc.

Will podbiegł do dziewczyny, przytulając ją mocno. Violet uśmiechnęła się rozczulona, również go przytulając. Koc upadł na ziemię, szybko się mocząc.

- Co ty myślałaś!? - zdenerwował się chłopak, kiedy się od siebie osunęli.

- Myślałam, że już zapomniałeś - westchnęła męczeniczo.

- Zapomnieć? Po tym jak dosłownie wskoczyłaś na potwora z innego wymiaru?

- Musiało wyglądać nieźle - parsknęła pod nosem.

- Nie było. Mogłaś zginąć.

- Mogłam zginąć już wiele razy i wciąż się trzymam.

- Violet...

- Will - dziewczyna nachyliła się do niego z uśmiechem, próbując odciągnąć go od nakrzyczenia na nią.

- Twoje buty, Lucas i Nancy prawie oberwali nimi po głowach - Will podał jej parę różowych trampek, z czego prawa była lekko spalona. Z pomocą Will'a, Violet szybko ściągnęła przemoczone skarpetki z nóg, zakładając buty.

- Nie będziesz na mnie krzyczał?

- Powinienem, ale jesteś bohaterką. Billy byłby martwy gdyby nie ty. Nie można krzyczeć na bohaterów.

- Will jedziemy już! - para usłyszała z tyłu głos pani Byers, obok której stała Eleven.

Violet stanęła na palcach, całując Will'a w policzek.

- Widzimy się kiedy indziej.

- Gdzie?

- Prawdopodobnie nie jutro - wzruszyła ramionami. - Prawdopodobnie nie tutaj - uśmiechnęła się, odwracając do niego plecami.

Zaczęła odchodzić  powoli w stronę wyjścia z parkingu. Naprawdę potrzebowała teraz deszczu. Will z uśmiechem patrzył jak Violet odchodzi do domu, ale po chwili zobaczył, że nie wzięła swojego koca, więc pobiegł za nią.

- Masz - powiedział zakładając jej swój na ramiona.

History |Will ByersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz