Słów: 502
Życie nie zawsze stawało po mojej stronie. Zazwyczaj samo podejmowało za mnie decyzje, bądź stawiało mnie przed trudnym wyborem, ale zawsze działało to na moją niekorzyść. Na niekorzyść mojego szczęścia, którego, gdy tylko zaznałem, życie postanowiło mi agresywnie wyrwać z rąk, jak gdybym na nie nie zasługiwał. I działo się tak za każdym razem. Za każdym razem, tylko nie teraz. I to dało mi znak, że być może szczęście, którego kiedyś zaznałem, nie było mi pisane, i nie było dobre dla mnie. Nie było moim szczęściem, tym szczęściem, które było właściwe.
Teraz byłem szczęśliwy. Myślałem, że byłem, skoro stałem z szerokim uśmiechem na ustach przed lustrem, dopinając ostatnie guziki swojej śnieżnobiałej koszuli aż pod samą szyję. Wreszcie podniosłem głowę i poprawiłem przydługie, zaczesane do tyłu loki, których kosmyki założyłem za ucho i w tym samym czasie poczułem ramiona oplatające mnie w talii. Uśmiechnąłem się szerzej, aż w moich policzkach pojawiły się dołeczki. Tylko jedna osoba potrafiła je wywołać.
Czyli tak - byłem szczęśliwy. Byłem szczęśliwy od dłuższego czasu, kiedy to już straciłem nadzieję na szczęście. Los jednak się do mnie uśmiechnął i miałem szansę wszystko odbudować. Dzisiaj kończyłem szkołę, a po wakacjach zaczynałem studia w Londynie, do którego na powrót nie mogłem się już doczekać. Nigdy nie sądziłem, że studia medyczne będą moją przyszłością, jednak w tym momencie było to właśnie to, z czym wiązałem przyszłość i co zamierzałem w życiu robić - kształcić się w tym kierunku. Z początku myślałem o dziennikarstwie bądź komunikacji społecznej, jednak przemyślałem wszystko dokładnie i jednak zdecydowałem się na coś zupełnie innego.
- Gotowy? - usłyszałem cichy pomruk, a po chwili ciepłe i miękkie usta, które tak kochałem, przyciśnięte zostały do mojego karku, wysyłając tym samym falę dreszczy wzdłuż mojego kręgosłupa. Westchnąłem z przyjemności i szybkim ruchem odwróciłem się do niego przodem. Pomimo, że byłem młodszy, to cały czas byłem od niego wyższy i to ja byłem tym, który sprawiał, że się rumienił.
- Gotowy - szepnąłem i na krótko złączyłem nasze usta, aby po chwili przytulić go i zaciągnąć się jego cudownym zapachem, moim ulubionym zapachem. - Hej, nie smuć się. Jeszcze dwa miesiące, tak? - odsunąłem się od niego i złapałem za rękę, unosząc ją i całując jej wierzch. Nie spuszczałem wzroku z pięknych, lazurowych tęczówek, które teraz były smutne, bez blasku, który zazwyczaj w nich gościł.
- Wiem, ale... - westchnął, bawiąc się palcami naszych dłoni. - To i tak bardzo krótko. Na dodatek ten ślub...
- Damy radę, obiecuję. Bo kto da, jak nie my? No już - dodałem, widząc, że go nie przekonałem i przyciągnąłem do mocnego i szczelnego uścisku. Kochałem takie momenty, jak te, kiedy mogliśmy okazywać sobie całą swoją miłość, bez ograniczeń. - Jak wrócę z zakończenia, to Cię gdzieś zabiorę.
- Tak? - od razu się ożywił, patrząc na mnie z dołu, a ja zaśmiałem się. Zawsze wiedziałem, jak go rozweselić.
- Tak, ubierz się ładnie, to... niespodzianka. A teraz muszę już iść, przepraszam.
- Rozumiem - pokiwał głową i stanął na palcach, aby złożyć czuły pocałunek na moich ustach. - Powodzenia, kochanie. Kocham Cię, Harry.
- Ja Ciebie też, Niall.
CZYTASZ
Thousand Years (Larry Stylinson)
FanfictionKontynuacja Afire Love i I’m a Mess. Opis: Podobno przeznaczenie nie istnieje. Nawet jeśli tak jest, i jeśli tak uważał, to nie ukrywał, że tęsknił każdego dnia i miał nadzieję, że przeznaczenie sprawi, że w końcu nadejdzie ten dzień. Ale co zrobi...