Rozdział Siódmy

14K 1.3K 3.2K
                                    

Słów: 1647

Harry's POV

Dzisiaj mijał dokładnie tydzień, od kiedy zaczynałem studia. Był piątek, więc dzisiaj również miałem mało zajęć, niestety kończąc sam, bo Liam miał je aż do czwartej, a później prawdopodobnie umówił się z dziewczyną. Swoją drogą jej jeszcze nie poznałem, ale ten obiecał mi, że to zrobi.

Postanowiłem, że pozwiedzam kolejne okolice uczelni, czym okazał się tym razem Tavistock Square Garden. Był on niedaleko, dlatego droga zajęła mi mniej niż dziesięć minut. Przez cały ten czas uśmiechałem się do przechodniów, co było prawdopodobnie wpływem dzisiejszej pogody. Słońce, przez które musiałem mrużyć oczy, grzało cały czas, pomimo, że był październik, i jeszcze wczoraj lało i wiało, zniechęcając ludzi do wyjścia na zewnątrz. To jest po prostu ta pora roku, kiedy nie wiesz, kiedy ubrać okulary przeciwsłoneczne i krótki rękawek, a kiedy płaszcz i parasol. Na szczęście nie było aż tak gorąco, jak przewidywałem, więc nie śpiesząc się, zacząłem przechadzać się uliczkami parku, delektując się ładną pogodą.

Wsadziłem ręce w kieszenie płaszcza, stawiają wolno kroki, jednak w pewnym momencie się zatrzymałem. Podniosłem głowę i niestety, a może i stety dostrzegłem przed sobą Louisa, idącego prosto w moją stronę. Jednak nie sądziłem, że zdawał sobie uwagę z mojej obecności zaczytany w książkę, którą akurat trzymał. I kiedyś wydałoby mi się to niesamowicie zabawne - Louis i książki, jednak nie widzieliśmy się kupę czasu a ja nawet nie wiedziałem, czy nadal lubi to samo, co kiedyś.

Czas, w jakim się w niego wpatrywałem niesamowicie się dłużył, a on nadal szedł, nie zauważając mnie i przegryzłem dolną wargę, stwierdzając, że najlepszym pomysłem będzie zawrócić. Kiedy jednak miałem się już wycofać, ten uniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. A moje serce się zatrzymało.

Przez kilka dni, od spotkania w kawiarni ani na chwilę nie pomyślałem o Louisie i, nie wiedząc czemu, czułem się z tym niesamowicie źle. Chociaż nie powinienem był, ponieważ Louis nie był już nikim ważnym w moim życiu, był kiedyś, ale nie teraz, i nie miałem powodów, aby mieć wyrzuty sumienia, bo nie znalazłem chwili wolnego czasu na myślenie o nim i o tym, jaki cudowny jest. Nie jestem starym Harrym, głupio i ślepo zakochanym, a przede wszystkim nie jestem już zakochany w Louisie, nie żywiąc już do niego żadnych uczuć . Ale ta jedna, mała, głupia rzecz sprawiła, że wspomnienie wracało, a język plątał się i nie pozwalał mi wykrztusić słowa.

- Cześć - otrząsnąłem się, słysząc jego delikatny głos, będąc przez chwilę pewnym, że się przesłyszałem. Zerknął na mnie, zanim zajął miejsce na ławce i spojrzał na mnie wyczekująco, więc niewiele myśląc usiadłem obok. Zdjąłem torbę z ramienia i spojrzałem na książkę trzymaną w jego dłoni, jednak byłem zbyt bardzo zdenerwowany, aby dostrzec jej tytuł.

Szczerze mówiąc myślałem, że Louis mnie zignoruje. Tak, jak wtedy, w kawiarni. Nie był jednak an niemiły, ani chamski i jedyne, co przyszło mi na myśl, to że się mnie wstydzi. Albo jest bipolarny, Louis kiedyś przejawiał skłonności do bycia bipolarnym, szczególnie na początku naszej znajomości. Ale teraz posłał mi nawet sympatyczny uśmiech i znów, kurwa, się zarumieniłem, nie mogąc tego kontrolować i czując się zupełnie jak kilka lat temu.

- Co czytasz? - starałem się brzmieć pewnie, jednak chyba zawiodłem, nie umiejąc spojrzeć mu w oczy na dłużej, niż kilka sekund. Louis patrzył mi w oczy cały czas, więc zacząłem się zastanawiać dlaczego. Przez te kilka momentów, w których miałem okazję zerknąć w te jego, starałem się przekonać samego siebie, że to nic, że patrzenie w jego oczy wywołuje u mnie takie same emocje, jak kiedyś. Wciąż były błyszczące i błękitne, szczególnie przez słońce, które odbijało się w nich i sprawiało, że były jaśniejsze, niż zwykle. Były jak ocean, w którym powoli tonąłem.

Thousand Years (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz