Rozdział Jedenasty

12.9K 1.4K 2.4K
                                    

Harry's POV

Słów: 1706

- Hej, Liam, widziałeś Louisa? – spytałem przyjaciela po powrocie do akademika, kiedy ten leżał na łóżku i słuchał muzyki. Podniósł głowę, spoglądając na mnie podejrzliwie.

- Czemu wciąż pytasz o Louisa?

- Pożyczył mi książkę Atula Gawande – powiedziałem szybko, przypominając sobie tytuł książki, którą Louis czytał w parku. To chyba usatysfakcjonowało Liama, bo zmarszczka pomiędzy jego brwiami zniknęła i przestał wpatrywać się we mnie nieodgadnionym wzrokiem.

- Fakt, miał ją ostatnio na zajęcia. Sam nie wiem, nie było go od wtorku na zajęciach. – wzruszył ramionami, pisząc coś w swoim telefonie. Ściągnąłem brwi, rzucając torbę na swoje łóżko.

- Jak to nie było? Liam mamy czwartek, nie było go aż trzy dni?

- No. Cóż, to jest Louis i może nie wygląda na takiego, ale nauka na studiach idzie mu dobrze. Może się przeziębił, albo coś.

- Dzięki – wymamrotałem bardziej do siebie, niż do niego, wiedząc, że jest zajęty i nie za bardzo interesuje go, gdzie Louis był. Za to ja tak.

 Nie zdejmowałem płaszcza ani butów, nie zdążyłem nawet porządnie odpocząć, jedynie sięgnąłem po jabłko i opuściłem pokój szybciej, niż do niego wszedłem. Po drodze zauważyłem Trish.

- Trish! Trish, poczekaj. – podbiegłem do drzwi od pokoju w chwili, w której miała je zamykać. Spojrzała na mnie pytająco, a później na moje buty.

- Masz śmieszne buty.

- Dzięki – zachichotałem. – Słuchaj, widziałaś Louisa? Lecę mu oddać książkę i nie wiem, czy jest u siebie w mieszkaniu.

- Louisa? – zdziwiła się. – Cóż, chyba powinien tam być, ale nie było go na zajęciach. A gdzie masz tę książkę? W twoich dziwnie wysokich butach?

- Nie – zarumieniłem się mocno, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście nie miałem jej przy sobie. W ogóle nigdy jej nie miałem, a była to jedynie wymówka dla zbyt podejrzliwego Liama. – Ale mam ją w samochodzie. – w duchu przybiłem sobie piątkę za dobre, wymyślone na szybko kłamstwo, w które chyba uwierzyła.

- Więc pewnie jest u siebie.

- Dzięki, ratujesz mi tyłek! – posłałem jej uśmiech i nie czekając na jej odpowiedź ruszyłem wzdłuż korytarza i po schodach na dół, dobiegając do swojego samochodu. Jakież było moje rozczarowanie, kiedy zorientowałem się, że zapomniałem go ostatnio zaparkować, a w baku nie było ani kropelki paliwa. – Cholera.

 Postanowiłem więc iść na pieszo, jednak nie uśmiechało mi się to za bardzo, ponieważ droga do mieszkania Louisa zajęła mi około dwudziestu minut. Zanim jednak tam dotarłem, na zewnątrz zdążyło się ściemnić, ale nie dziwiłem się ze względu na to, że był już dwudziesty dziewiąty październik. Sam nawet nie wiedziałem, kiedy miesiąc przeleciał mi tak szybko, że nawet nie mrugnąłem okiem, a już niedługo zaczynały się zaliczenia semestralne.

 Stanąłem przed drzwiami mieszkania Louisa już pewniej, niż wczoraj. Miałem tylko nadzieję, że zastanę go w środku tak, jak podejrzewałem, ponieważ fakt, że nie było Louisa na zajęciach od kilku dni, a ja nie widziałem go sprawiał, że się o niego martwiłem. Nieważne, jaki Louis był wcześniej, to było tak, jakbym nie miał nad tym kontroli, to było coś zupełnie automatycznego i spontanicznego, troska o Louisa.

 Ale może lepiej byłoby wcześniej do niego zadzwonić? Co, jeśli Louis miał już gości albo był umówiony, co jeśli wyjechał do rodziny na kilka dni, albo po prostu źle się czuje, bo rzeczywiście jest chory?

Thousand Years (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz