BILL
Tej nocy nie przespałem ani minuty. Czułem się źle i nie potrafiłem nawet wyjaśnić, co dokładnie czułem. Po prostu miałem wrażenie, że jestem największym gównem tego świata i chyba jest w tym trochę racji. A może nawet więcej niż tylko trochę. W końcu uwiodłem swojego bliźniaka i doprowadziłem do współżycia, doskonale zdając sobie sprawę, kim dla siebie jesteśmy, nawet jeśli on nie miał wtedy o niczym jeszcze pojęcia. A potem zamiast się zachować i przeprosić, wszystko pogorszyłem. W nowym pokoju, który był ogromny i pięknie urządzony, upatrzyłem sobie tak na prawdę jedno miejsce - ławkę, która stała tuż przy oknie i dzięki temu mogłem spokojnie palić w pomieszczeniu, nie martwiąc się o to, że się uduszę. To tam przesiedziałem całą noc i to tam przywitałem poranek, widząc wschodzące zza horyzontu Słońce. W pewnym momencie zorientowałem się, że zabrakło mi fajek, co mnie trochę zdziwiło, bo gdy tu przybyłem poprzedniego wieczora miałem przy sobie prawie całe dwie paczki za 10 Euro, ale najwyraźniej ze stresu wypaliłem o wiele więcej, niż myślałem. Westchnąłem cicho i wstałem, sięgając po telefon leżący na biurku i czując, jak cały skostniałem i zastałem się, a wszystko zaczęło mi strzykać, jakbym był jakimś staruszkiem. Mało mnie obchodziło to, że jest dopiero kilka minut po 6 rano, po prostu szybko się przebrałem decydując się, że prysznic wezmę gdy wrócę i wyszedłem ze swojego pokoju, chwilę później schodząc już po schodach.
-Nie sądziłem, że jesteś rannym ptaszkiem. Myślałem, że będziesz bardziej jak twój brat, który śpi do południa.
Odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos i zobaczyłem Gordona, idącego w moją stronę z uśmiechem. Odwzajemniłem gest i przystanąłem przodem do niego, chcąc okazać mu jakiś szacunek.
-Normalnie nie wstaję tak wcześnie, ale potrzebuję skoczyć do sklepu.
Wyjaśniłem, nie mając zamiaru kłamać. Nie miałem powodu, w końcu miałem tutaj mieszkać a że jestem pełnoletni nikt mi nie może nic zabronić.
-A właśnie, dobrze że mi przypomniałeś.
Mężczyzna sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyciągnął z niej portfel, który otworzył i podał mi plik banknotów.
-Tom dostaje kieszonkowe, więc ty też powinieneś. 1500 Euro miesięcznie to raczej dobra kwota. Nawet, jeśli chcesz iść do pracy, dalej będę ci je dawał, dopóki się nie usamodzielnisz. Jedyne, co za to oczekuję, to że nie będziecie sprawiać problemów.
Przyjąłem kasę z wdzięcznością i podziękowałem cicho, nie do końca wiedząc, jak się zachować. W końcu nikt nigdy nie dał mi tak o takiej kwoty.
-Przecież jestem istnym aniołkiem.
Usłyszałem od strony schodów i aż przeszły mnie dreszcze. Schodził do nas nikt inny, jak mój kochany braciszek, któremu obiecałem usuwać się z drogi.
-Ja już pójdę. Dzięki jeszcze raz, Gordon.
Już chciałem wychodzić, gdy ktoś złapał mnie za ramię i podskórnie wiedziałem, że był to Dredziarz.
-Nie tak szybko. Pójdziemy razem tylko coś zjemy. Chodź do kuchni.
Ledwo przełknąłem gulę w gardle, która nagle się tam pojawiła i całe szczęście udało mi się niczego po sobie nie pokazać przed ojczymem, chociaż miałem świadomość, że mój bliźniak doskonale to zauważa.
TOM
Zastanawiałem się, co go wzięło, że tak nagle chce iść do sklepu z samego rana, mimo że prawie wszystkie są jeszcze zamknięte, ale postanowiłem zapytać się o to, gdy zostaniemy sami. Oczywiście zauważyłem, jak się spiął w momencie, gdy mnie zauważył, ale miałem całą noc na przemyślenie tej całej dosłownie chorej sytuacji i wiedziałem, co chcę mu powiedzieć.
-Co cię tak wywiewa na zakupy o 6 rano?
Zapytałem, podchodząc do lodówki i wyciągając pomidory i ser żółty na kanapki, kątem oka zerkając na czarnowłosego.
-Fajki mi się skończyły.
Westchnął cicho, siadając przy stole i opierając policzek na dłoni, wpatrując się w okno. Mimo że wydawał się, jakby był totalnie zrelaksowany, miałem wrażenie, że w rzeczywistości jest bardziej czujny niż dzikie zwierzę czujące zagrożenie. Sięgnąłem do kieszeni szerokich spodni i rzuciłem mu paczkę czarnych fajek, na co spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Możesz tu palić, spoko, tylko otwórz okno bo się mama doczepi.
Słyszałem jak wymruczał ciche podziękowanie a potem podszedł do okna, przy którym stała popielniczka i odpalił jednego papierosa, rzucając paczkę z powrotem na stół.
-Nie znasz okolicy, pójdę z tobą do sklepu, żebyś się nie zgubił.
Nie patrzyłem na niego, ale nie musiałem, żeby wiedzieć, jak bardzo jest zaskoczony. Czułem to wręcz w powietrzu, jakby to byly jego perfumy.
-Czemu jesteś nagle taki miły?
Zapytał w końcu, gdy usiadłem przy stole i zacząłem jeść śniadanie.
-Byłbym od samego początki, gdybyś nie wykiwał mnie dzień wcześniej. Ale przemyślałem to sobie dzisiaj w nocy i stwierdziłem, że powinniśmy się jednak poznać i dać sobie szansę. Nie uważasz?
Nie patrzył na mnie, ale ja też nie patrzyłem na niego. Wpatrywał się w ogródek warzywny, który był tuż za oknem, ale nic nie mówił.
-Jeśli chcesz, zacznijmy od nowa.
Ponagliłem go po kilku minutach, gdy odkładałem już talerz do zmywarki a on wciąż się nie odezwał. Dopiero wtedy odwrócił się w moim kierunku i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
-W porządku.
CZYTASZ
Miłość leczy rany
FanfictionPAMIĘTAJCIE, ŻE OPOWIADANIE JEST W 100% WYMYŚLONE PRZEZE MNIE I NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ