TOM
Zastanawiałem się, jak mogę naprawić swoją relację z Bill'em, ale w cale nie było to takie proste, szczególnie że od czasu naszej sprzeczki nie specjalnie chciał ze mną rozmawiać i zamknął się w sobie jeszcze bardziej, niż wcześniej, co w cale nie ułatwiało mi zbytnio zadania. Doprowadzało mnie to po prostu do szału i powoli kończyły mi się pomysły wyciągnięcia go z jego pokoju i zmuszenia go, by ze mną porozmawiał i miałem wrażenie, że wręcz się w tym cofam.
Kilka dni po tej naszej sprzeczce myślałem, że już nie wytrzymam i w końcu wybuchnę. Bill przez cały dzień siedział zamknięty w swoim pokoju na klucz, przez co nawet nie mogłem z nim pogadać. Zszedł tylko na wspólną kolację, na której mnie totalnie ignorował i gdy tylko skończył jeść zaczął iść do swojego pokoju. Ja jednak miałem dość i tym razem nie miałem zamiaru odpuścić, więc przeprosiłem rodziców i pognałem za nim. Udało mi się wejść do jego pokoju nim zdąrzył zamknąć drzwi, ale zdawało się, że kompletnie go to nie rusza i wciąż udając, że mnie tu nie ma po prostu siadł w siadzie skrzyżnym na łóżku i sięgnął po książkę, którą najwyraźniej ostatnio czytał.
-Bill, możemy w końcu porozmawiać?
Ani drgnął, nawet nie odpowiedział i miałem wrażenie, że nawet mnie nie słyszał, ale nie byłem na tyle cicho, by miał mnie nie usłyszeć czy nie zrozumieć, więc mogłem mieć pewność, że po prostu dalej mnie ignoruje, doskonale wiedząc, że doprowadza mnie to do szewskiej pasji.
-Przestań mnie ignorować, proszę.
Podszedłem do niego i usiadłem obok na skaju łóżka, ale dalej nie uzyskałem żadnej reakcji. W końcu chwyciłem go za nadgarstek i pociągnąłem lekko w moją stronę, ale nawet się nie wyrywał. Dopiero, gdy w końcu spojrzałem mu w twarz zauważyłem, dlaczego kompletnie się nie rusza. Na jego licu było jedynie przerażenie a oczy były rozszerzone ze strachu. Słyszałem, jak szybko i płytko oddycha, ledwo mogąc złapać dech. Nie byłem jednak w stanie powiedzieć, dlaczego tak zareagował. Odłożyłem jego książkę na szafkę nocną i przysunąłem się do niego, przytulając go, jednak dalej był spięty niczym struna na gitarze i miałem wręcz wrażenie, że delikatnie drży, ale wciąż nie reagował.
-Hej, co się dzieje? Już wszystko w porządku. Nic się nie dzieje.
Głaskałem go uspokajająco po plecach ale dopiero po dłuższym czasie szeptania mu do ucha, że nie musi się bać i wszystko jest w początku poczułem, jak zaczął mocniej drżeć. Gdy odsunąłem się trochę od niego i spojrzałem mu w twarz, zobaczyłem, że płacze, rozmazując cały swój staranny makijaż, a jednak wciąż był cichy jak mysz pod miotłą.
-Bill, co się stało?
Zapytałem autentycznie zatroszczony i ująłem jego twarz w dłonie, nie chcąc, by odwracał wzrok. Chciałem, by chociaż ten jeden raz był ze mną szczery.
-Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Nigdy bym tego nie zrobił. Po prostu chcę, żebyś mi zaufał i był ze mną szczery. W końcu jesteśmy rodziną. Palnąłem głupotę i przepraszam za to.
Pokręcił delikatnie głową, jakby dając znać, że to w cale nie o to mu chodzi i nie dlatego płacze, ale nie był w stanie nic powiedzieć, mimo że co jakiś czas otwierał i zamykał usta, niczym jakaś ryba.
-Powiedz, proszę, co się dzieje. Dlaczego płaczesz?
Przez chwilę jeszcze milczał, ale w końcu zamknął oczy i wziął głęboki wdech, po czym odsunął moje dłonie od swojej twarzy i zacisnął swoje długie palce na pościeli.
-To nie lekarzy się boję.
Jego głos łamał się i brzmiał bardzo słabo, ale jednak dał radę w końcu coś powiedzieć, co trochę mnie uspokoiło, bo na prawdę zaczynałem się o niego bać.
-To dotyku się boję.
Wyznał w końcu a mnie zamurowało. Jak mogłem tego nie zauważyć? Nawet, gdy po raz pierwszy pojawił się w naszym domu i go dotknąłem zareagował tak dziwnie. I w tym liście, o którym rodzcie rozmawiali, było napisane, że jeśli ktoś go dotknie to się zabije. Jak mogłem być aż takim idiotom?
-Przepraszam, powinienem był się zorientować. Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Zapytałem delikatnie ale on tylko spuścił głowę, zakrywając twarz swoimi farbowanymi na czarno włosami i pokręcił przecząco głową, próbując się uspokoić, a ja niestety nie do końca wiedziałem, jak mógłbym mu w ogóle pomóc.
BILL
Czułem się wręcz upokorzony tym, że Tom widział mnie w takim stanie. Jednocześnie czułem się przy nim z jakiegoś powodu wyjątkowo bezpiecznie. Prawdopodobnie spowodowane było to tym, że jest moim bratem bliźniakiem i mimo rozdzielenia przez ostatnie 18 lat jakimś cudem czułem z nim swego rodzaju więź. Mimo to nie chciałem przed nim płakać, ale nie potrafiłem się uspokoić. Nie chciałem, żeby mnie dotykał, nie przygotowałem się na to i zareagowałem absolutnie panikując. Nienawidziłem się za to, ale jednocześnie wiedziałem, że nie potrafię tego powstrzymać.
Całe szczęście niedługo potem wyszedł z pokoju i zostawił mnie samego, więc mogłem wtulić twarz w poduszkę nie zważając na to, że brudzę ją swoimi łzami i makijażem i spróbować się jakoś uspokoić. Gdy w końcu trochę mi się to udało, byłem w stanie wreszcie sięgnąć do swojej szafki nocnej i wyjąć z jednej z jej szuflad opakowanie tabletek na uspokojenie. Może trochę dramatyzowałem, ale wziąłem od razu dwie, chcąc po prostu uspokoić się, zasnąć i spokojnie przespać całą noc, nawet jeśli ten spokój miał być sztuczny i wywołany farmakologicznie, nie było to dla mnie istotne. Wolałem nie przepłakać całej nocy tylko dlatego, bo wystraszyłem się dotyku własnego brata. W końcu mogłem odpłynąć w kojące ramiona Morfeusza.
Obudziłem się dopiero nad ranem ale nie czułem się psychicznie zbyt dobrze, czego z resztą mogłem się spodziewać. Moje uczucia wciąż były lekko przytłumione przez zażyte leki, ale nie to mi przeszkadzało. Przerażało mnie to, że nie czułem praktycznie nic oprócz narastającego strachu, stresu i smutku. Dawno już nie czułem się aż tak źle i wiedziałem, że jeśli nad tym nie zapanuję to będzie tylko gorzej i nie skończy się to zbyt dobrze. Westchnąłem cicho i chwyciłem telefon, byle tylko się czymś zająć, nie chciałem skupiać myśli na swoich uczuciach. Odpaliłem jedną z aplikacji i zacząłem oglądać filmiki, próbując choć trochę się rozweselić, chociaż nie najlepiej mi to szło.
Jakiś czas później usłyszałem pukanie do drzwi. Zerknąłem szybko na zegarek i zorientowałem się, że dochodzi siódma rano. Po chwili w drzwiach pojawił się Tom z niepewnym i zatroskanym wyrazem twarzy, więc odłożyłem komórkę na bok i spojrzałem na niego najspokojniej, jak tylko potrafiłem.
-Chciałem iść zrobić śniadanie i postanowiłem cię zapytać, czy też chcesz.
Usłyszałem, ale pokręciłem jedynie głową w odpowiedzi. Na prawdę nie miałem zamiaru czegokolwiek jeść. Kompletnie nie byłem głodny i wiedziałem, że gdybym zmusił się do zjedzenia czegokolwiek, doprowadziłoby to tylko do wymiotów, co z kolei spowodowałoby, że zaczętoby się o mnie jeszcze bardziej martwić, co by mogło sprawić, że trafiłbym do szpitala. Nie uśmiechało mi się doprowadzać do takiej sytuacji, więc wolałem nie jeść nic i odmówić. Chłopak stojący w moich drzwiach westchnął ciężko i pokręcił głową, jakby o czymś myślał.
-Zrobię ci kanapki i je przyniosę przed wyjściem do szkoły. Powinieneś się jeszcze przespać.
Poprosił i wyszedł, a ja nakryłem się kołdrą i spojrzałem w sufit zastanawiając się, dlaczego tak nagle stał się dla mnie taki opiekuńczy i jak długo to potrwa, zanim zacznie robić to co wszyscy i po prostu mnie zrani.
CZYTASZ
Miłość leczy rany
FanfictionPAMIĘTAJCIE, ŻE OPOWIADANIE JEST W 100% WYMYŚLONE PRZEZE MNIE I NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ