Nie zostawię cię (Bellarke)

160 6 1
                                    

Bellamy stał przy bramie ich obozu i obserwował, jak jego przyjaciele wracają bezpiecznie do domu. Cieszył się, że mieli to wszystko już za sobą. Ostatnie dni były dla niego... dla nich wszystkich bardzo ciężkie. Sam czuł się wykończony. Od czasu wyruszenia na misję aż do teraz praktycznie nie spał. Był cały spocony, brudny i poobijany. Ale to było nic w porównaniu do ludzi, których uratowali. Jego spojrzenie skrzyżowało się z Wickiem, który niósł ledwo przytomną Raven. Mężczyzna skinął mu głową w geście podziękowania i ruszył dalej. Bellamy posłał mu pokrzepiający uśmiech. A przynajmniej miał nadzieję, że taki był.

Tłum ludzi powoli zaczął znikać do środka obozu, a poza jego terenem pozostało już niewiele osób. Rozejrzał się i zobaczył Clarke. Obejmowała Monty'ego, jednak cała jej sylwetka była spięta. Gdy chłopak od niej odszedł, Bellamy postanowił z nią porozmawiać. Ich spojrzenia się spotkały na krótką chwilę. Zobaczył w nich tyle bólu i cierpienia, że mimowolnie poczuł potrzebę przytulenia jej i pocieszenia. Zamiast tego włożył ręce do kieszeni i spróbował przybrać nonszalancką pozę.

- Myślę, że zasłużyliśmy na drinka. - Clarke nawet na niego nie spojrzała. Zauważył, że wpatruje się z bólem w bramę obozu.

- Wypij moje zdrowie - powiedziała beznamiętnym tonem.

Zerknął kątem oka na dziewczynę. Starała się trzymać niewzruszoną pozę, ale widział, że to tylko pozory.

- Hej, przejdziemy przez to razem.

- Nie wracam tam. - Serce Bellamy'ego na chwilę stanęło. Przez to wszystko, co przeszli, co zrobili, nie mógł jej stracić.

- Clarke, jeśli potrzebujesz przebaczenia - powiedział trzęsącym się głosem - to ja ci je daję.

Spojrzał jej wreszcie w oczy. Wyglądała, jakby miała się zaraz rozpaść na kawałki. Gdy pierwszy raz wylądowali na Ziemi, nazwał ją ironicznie księżniczką. Miał wtedy na myśli te niewinne, nieprzystosowane do życia dziewczynki z bajek, ale wkrótce okazało, że Clarke jest królową, która wsiądzie na konia i bez pomocy księcia obroni swoich ludzi. I właśnie to zrobiła. A teraz musiał patrzeć, jak to ją niszczy.

- Wybaczam ci - powiedział, patrząc jej głęboko w oczy

Clarke z trudem hamowała łzy. Zaczynała się trząść, ale siłą woli zmusiła się, żeby przestać. Choć trochę.

- Proszę, chodź do środka - powiedział z nutą desperacji w głosie. Dziewczyna pokręciła głową.

- Dbaj o nich. Dla mnie - powiedziała.

- Clarke - zaczął ze ściśniętym gardłem.

- Ich twarze będą mi codziennie przypominać o tym, co zrobiłam - przerwała mu.

- Co MY zrobiliśmy - poprawił ją, akcentując słowo "my". - Nie musisz radzić sobie z tym sama.

Clarke wzięła oddech, aby się uspokoić. Jej wzrok powędrował do obozu, gdzie wciąż tłoczyli się ludzie, próbując pozbierać się po ostatniej wojnie. Widział, jak blondynka z trudem przełyka ślinę.

- Ponoszę konsekwencje, żeby oni nie musieli.

Całkowicie rozumiał, co miała na myśli. Sam najchętniej wziąłby na siebie całą odpowiedzialność, żeby ona nie musiała. Ale wiedział też, że Clarke by mu na to nie pozwoliła. Ona po prostu robiła to, co było dla nich najlepsze, choćby miało to zaszkodzić jej samej.

- Dokąd więc chcesz iść?

Dziewczyna spuściła wzrok, skupiając się na swoich butach. Wzruszyła ramionami, nie wiedząc co powiedzieć.

The 100:  HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz