Ponowne spotkanie (1/2)

99 3 0
                                    

Lastkru

Bycie ostatnimi ludźmi na ziemi było beznadziejne. Początkowa radość z ponownego spotkania ustąpiła świadomości, że po nich nikogo już nie będzie. Nikt nie będzie o nich pamiętał, nikt nie będzie pielęgnował ich historii ani też nikt nie skorzysta z ich doświadczeń i osiągnięć. Kiedyś umrą, a świat będzie żył dalej, wymazując ślady ich egzystencji.

Jakkolwiek była to ponura wizja, grupa przyjaciół przez większość czasu była zbyt zajęta, aby zbyt długo nad tym filozofować. Ziemia wciąż była Ziemią razem ze swoim pięknem jak i niebezpieczeństwem. Wciąż czyhała na nich odrodzona fauna i flora, które nie zamierzały tak łatwo się poddać działaniom rąk ludzkich. Jednak czasami przychodziły spokojne i leniwe dni, kiedy dopadał ich bezsens istnienia.

Tak właśnie się stało pewnego dnia, gdy od jakiegoś czasu utrzymywała się fatalna pogoda. Nad ich schronieniem zgromadziły się ciemne chmury, z których najpierw spadł deszcz, a następnie przerodził się w ulewę i nic nie zapowiadało szybkiego końca. Z tego powodu ostatnia garstka ludzi na Ziemi schroniła się w swojej drewnianej, dwupiętrowej rezydencji, którą wspólnymi siłami budowali przez wiele miesięcy niedaleko plaży.

Przez większość dnia każdy zajmował się własnymi sprawami, nie wchodząc sobie wzajemnie w drogę. Clarke próbowała medytować w swoim pokoju, ale za każdym razem wzbierały się łzy w jej oczach, gdy myślała o swojej przeszłości. Octavia i Levitt również zaszyli się w sypialni. Kuchnia była okupowana przez Indrę i Gaię, które gawędziły przy stole. Niylah, Emori, Murphy, Miller oraz Jackson rozsiedli się w salonie, grając w wymyśloną przez siebie wersję pokera. Natomiast Echo i Hope ćwiczyły rzucanie nożami w przeciwległą ścianę, będąc pod stałą obserwacją Jordana, który siedział na ziemi niedaleko kobiet. Jedyną zaniepokojoną z całego towarzystwa była Raven, która z lękiem wyglądała przez okno. Chociaż uwagę ich wszystkich powinien zwrócić ich kompan Picasso. Golden retriever cały czas niespokojnie krążył po domu, warcząc na błyskawice.

Raven doskonale zdawała sobie sprawę z niedoskonałości ich schronienia. Sama zaprojektowała tę rezydencję i oczywiście była z niej dumna. Jednak z powodu ograniczonych narzędzi oraz materiałów konstrukcja nie gwarantowała pełnego bezpieczeństwa. Zwłaszcza w tak pogarszających się warunkach pogodowych. Szalejący wiatr bawił się okiennicami, które raz za razem uderzały z hukiem w ściany, co zaczynało irytować Raven. Z zawziętym wyrazem twarzy zabrała kilka desek, młotek oraz garść gwoździ, żeby unieruchomić je raz i dobrze. Do pomocy zwerbowała nudzącego się Jordana. Zabezpieczyli wszystkie okna na parterze, ale przemokli przy tym do suchej nitki.

Gdy wieczorem pogoda nie uległa poprawie, wszyscy zebrali się w salonie na wspólną kolację. Po tym nastąpiła chwila refleksji, która udzieliła się całej ekipie. Zaczęło się niewinnie, od opowieści Indry o tym, jak jeszcze w czasach przed przybyciem Skaikru radzono sobie z ekstremalnymi pogodami na Ziemi. Nikt chyba nie zdawał sobie sprawy jak z takiego tematu przeszli do wspomnień o marzeniach i celach, które mieli i które kończyły się walką o przetrwanie. Wkrótce wszyscy zamilkli, przygnieceni ciężarem przeszłości i brakiem przyszłości.

Clarke siedziała z podkulonymi nogami na fotelu, rysując w swoim szkicowniku przypadkowe kształty i linie. Octavia przytulała się do Levitta na podłużnej kanapie. Oboje mieli przymknięte oczy, ale ich oddechy wskazywały, że nie śpią. Obok nich usadowiła się przygaszona Raven, która gapiła się niemrawo w sufit. Nawet jej pozytywna osobowość została chwilowo stłumiona. Na ziemi, opierając się na wspomnianym już meblu, siedzieli Jordan i Hope. Trzymali się za ręce i rzucali sobie co jakiś czas niepewne spojrzenia. Po drugiej stronie stolika, również na podłodze znajdowali się Miller i Jackson. Zdawali się być pochłonięci układaniem kart, których wcześniej używali do gry w pokera, ale żadne z nich nie było tak naprawdę skupione na tym zajęciu. Emori i Murphy woleli zająć miejsce niedaleko kominka. John obejmował ramieniem swoją dziewczynę, a ona ufnie trzymała głowę na jego ramieniu. Natomiast pieczę nad ich domowym ogniskiem sprawowała Niylah, przez większość czasu po prostu wpatrując się w strzelające płomienie i głaszcząc leżącego przy niej Picassa. Echo wolała usiąść trochę z boku, pod ścianą. Przekładała w palcach swój nóż, którym jeszcze niedawno tworzyła dziury w ścianie. Zaszczyt zajęcia bujanego krzesła przypadł najstarszej z nich wszystkich, czyli Indrze. Obok niej ze skrzyżowanymi nogami siedziała Gaia, która znacznie lepiej radziła sobie z medytacją niż Clarke.

The 100:  HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz