Hodnes (Clexa)

406 18 1
                                    

Niedługo miał minąć rok od kiedy Skaikru dołączyli do Koalicji, a Clarke została ich ambasadorem. Przez ten czas nauczyła się wiele o historii i kulturze Ziemian. Byli o wiele bardziej rozwiniętym i złożonym społeczeństwem niż myślała. Jak myśleli wszyscy jej ludzie. Obserwując ich przez te kilka miesięcy, doszła do wniosku, że na Arce nigdy nie udało im się stworzyć prawdziwej kultury. A przynajmniej nie takiej jak tutaj na Ziemi. Wszystkie święta, które obchodzili w kosmosie, odbywały się głównie w wymiarze symbolicznym i były raczej pretekstem do poluzowania surowych zasad. Ziemianie natomiast potrafili czerpać z życia pełnymi garściami. Ich uroczystości potrafiły trwać nawet po kilka dni. Oczywiście jako ambasador brała udział głównie w oficjalnych przyjęciach organizowanych przez Lexe, które nie były tak efektowne jak te zwykłych ludzi. Jednak zdarzyło się, że parę razy ich podglądała.

Gdy nie zajmowała się polityką, starała się pracować w lokalnym szpitalu. Nauczyła się przy tym technik stosowanych przez Ziemian, a sama pomagała im w wykorzystaniu wiedzy medycznej Skaikru. Jednak nie to było największym plusem tej pracy. Nie występowała tam w roli Wanhedy czy tam ambasadora. Przebywając tam incognito, jako po prostu Clarke kom Skaikru, mogła przyjrzeć się bliżej zachowaniom zwykłych Ziemian. Tak jak to zrobiła tego poranka. Pod jej opiekę trafiła dziewczyna, która przyszła do nich z poparzonymi rękami. Nie wyglądało to najlepiej, ale pacjentka bardziej niż swoimi obrażeniami była przejęta zbliżającym się świętem. Nazwała je Deyon kom hodness, dniem miłości. Martwiła się tylko, co powie jej wybranek na jej poparzone ręce. Clarke wtedy mimowolnie przewróciła oczami. Jednak cała ta idea kolejnego święta nie dawała jej spokoju. Zwłaszcza, gdy spoglądała na Lexe.

Status ich związku należało uznać za skomplikowany. Poznały się w trudnych okolicznościach. Później było gorzej. Zdrady, mnóstwo bólu, za dużo śmierci. Obie niejednokrotnie znalazły się w krytycznych sytuacjach. Zawróciły jednak swoich ludzi znad krawędzi nadciągającej wojny i poszły na wiele kompromisów. Gdy wydawało się, że już wszystko będzie dobrze, okazało się, że ich związek najzwyczajniej w świecie nie jest mile widziany. To całe miłość jej słabością i kolidujące ze sobą interesy polityczne. Mimo to siła wzajemnego przyciągania była zbyt silna. Po tym wszystkim co przeszły, takie szczegóły nie mogły im przeszkodzić. Utrzymywały więc swoją relację w tajemnicy, nie przyznała się do niej nawet swoim przyjaciołom i matce. I chociaż na ich temat krążyły różne plotki, nigdy ich nie potwierdziły. Na zewnątrz pozostawały po prostu dwójką polityków troszczących się o swoich ludzi.

Clarke właśnie przyglądała się siedzącej na tronie Lexie. Jej sylwetka była idealnie wyprostowana, a dłonie miała splecione na kolanach. Nie miała na sobie pełnego uniformu komandora, a jednak promieniowała całym swoim autorytetem. Tradycyjnie ubrana była w czarną bluzkę, spodnie oraz wysokie buty. Na ramieniu miała jedynie przypięty naramiennik razem z przewieszoną czerwoną szarfą. Włosy miała splecione w skomplikowany wzór z warkoczyków, a na czole przyczepiony symbol komandora. Wyraz twarzy był cały czas skupiony, kiedy słuchała słów jakiegoś ambasadora. Co jakiś czas przekrzywiała lekko głowę, jakby się głęboko nad czymś zastanawiała. Clarke zawsze imponowało jak Lexa potrafiła być opanowana i władcza, a gdy zostawały same, była delikatna, a czasami wręcz niepewna siebie.

Nagle poczuła lekkie szturchnięcie w bok, które wyrwało ją z jej przemyśleń. Ambasador Ingranronakru wskazała dyskretnym ruchem głowy w stronę tronu. Lexa posłała jej wyczekujące spojrzenie, które speszyło Clarke. Wstyd jej było przyznać, że wyłączyła się na chwilę z dyskusji i po prostu nie usłyszała pytania. Odchrząknęła cicho.

- Przepraszam. Możesz powtórzyć pytanie, Heda? - odezwała się w Trigedasleng.

Kąciki ust Lexy uniosły się nieznacznie, a w oczach dostrzegła błysk rozbawienia. Komandor pochyliła się nieznacznie na swoim tronie i oparła łokcie na kolanach. Utkwiła spojrzenie swoich zielonych tęczówek w Clarke.

The 100:  HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz