Po walce (Clexa)

253 9 0
                                    

Clarke miała za sobą szalony dzień. Najpierw na porannym spotkaniu królowa Nia przyznała się do zniszczenia Mount Weather i zabicia jej ludzi, a później bezczelnie podważyła pozycję Lexy. Chyba wszyscy byli w szoku, kiedy Nia rzuciła wyzwanie Komandor, ale dla Clarke jeszcze większym zdziwieniem było, gdy pozostali ambasadorzy poparli tę propozycję.

Jakiś cichy i zdradziecki głosik w jej głowie mówił, że może tak będzie lepiej. Może Nia miała rację co do kompetencji Lexy. Może kobieta nie była takim dobrym komandorem. W końcu sama doświadczyła, że przywódczyni Koalicji jest zdolna do niedotrzymywania obietnic i robi, co chce zrobić. Zostawiła ją na śmierć pod Mount Weather. Była też świadkiem, jak złamała swoją umowę z Roanem.

Z drugiej strony Lexa była... Lexą. Clarke na tyle na ile zdołała ją poznać, wiedziała, że kobieta była otoczona wieloma murami i dostanie się do jej myśli było karkołomnym wyczynem. Wielu mogło uważać ją za bezwzględną i bezduszną, ale Clarke wydawało się, że nawiązały między sobą pewną nić porozumienia. W ciągu ostatnich dni nauczyła się, że Lexa jak najbardziej posiada uczucia i podejmowanie trudnych decyzji kosztuje ją więcej, niż pokazywała.

Spoglądała z góry na światła uśpionego miasta. Symbol pracy, którą wykonywała Lexa. Jeszcze tego samego dnia Clarke biegała po jego ulicach, próbując znaleźć sposób na uniknięcie pojedynku na śmierć i życie. Chciała się posunąć nawet do zabójstwa, co gdy teraz o tym myślała, było absurdalne. Potencjalna przegrana Lexy komplikowałaby wiele spraw, zwłaszcza sytuację Skaikru. Ale Clarke spokojnie mogła rozwiązać taki problem inaczej. Ona i jej ludzie mogli być potężnymi sojusznikami. Wiedziała to Lexa, wiedziała też to królowa Nia i jej syn. Clarke miała bardzo mocne karty w rękach.

A mimo to przerażał ją fakt, że Lexa miała stanąć do walki z Roanem. Nie była pewna, co czuła do tej kobiety. Intrygowała ją i to bardzo. Od ich pierwszego spotkania wyczuwała między nimi chemię, tylko nie wiedziała jakiego rodzaju. Gdy ją pocałowała... Clarke boleśnie uśmiechnęła się na tamto wspomnienie. Tak, wtedy była skłonna się do niej zbliżyć nie tylko jak jeden przywódca do drugiego. Ale teraz? Nie potrafiła przejść do porządku dziennego po zdradzie, tak jak teraz robiła to Lexa.

Właśnie, jak ona do cholery może spokojnie żyć po tym jak ambasadorowie poparli wotum nieufności wobec niej? Clarke sama po Mount Weather bardzo długo pałała żądzą zemsty, próbowała ją zabić i nawet teraz czuła do niej jakiś żal. A co robiła właśnie Komandor? Najpierw jak gdyby nigdy nic czekała na swoją walkę, a po niej bez cienia jakichkolwiek pretensji wdała się w dyskusję na temat dalszych działań z tymi sami politykami, którzy ją zdradzili. Jak?!

Clarke oparła głowę o zimną ścianę i przymknęła oczy. Dlaczego życie nie mogło być prostsze? Dlaczego musiała się zakochać w kobiecie, której jednocześnie nienawidziła? Dlaczego nie mogła wybrać tylko jednego uczucia, a o drugim zapomnieć? Chociaż nawet jeśliby mogła, to na które by się zdecydowała?

Przypomniała sobie wyraz twarzy Lexy, który zawsze się pojawiał, gdy były ze sobą. Na chwilę pojawiał się cień łagodności, zarezerwowany wyłącznie dla niej. A może tylko jej się to wydawało? Chociaż nie mogła wymazać z głowy obrazu Lexy klęczącej przed nią, czy każdej innej chwili, kiedy były sam na sam. To zawsze było takie ... intensywne.

Spojrzała w rozgwieżdżone niebo. Gdzieś tam w górze był kiedyś jej dawny dom. Jej dawne, proste życie. Ale wtedy omijało ją tyle rzeczy. Wiele razy wyobrażała sobie życie na Ziemi, żeby później odkryć, że jej wyobraźnia nie dorównuje rzeczywistości. Do tej pory potrafiła się zachwycać ciepłymi promieniami słońca czy nawet teraz lekkim, wieczornym wietrzykiem, który wpadał przez okno i poruszał delikatnie materiałem jej szaty.

The 100:  HistorieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz