IV. "K.W."

33 8 23
                                    

- Mamo, tato... Czy wy musicie jechać akurat teraz? - zapytałam smutno.

Nie chciałam zostawać sama. Nie lubię samotności. Nie rozumiem też ludzi, którzy uwielbiają być sami. Dla mnie to niepojęte. Zdecydowanie jestem ekstrawertyczką.

- Hania, tłumaczyłam Ci przecież. Musimy jechać TERAZ. Jesteś już duża, poradzisz sobie. - cmoknęła mnie w czoło.

- Papa córciu. - dostałam od ojca na pożegnanie.

No cóż. Jakoś sobie poradzę...
Przynajmniej będę musiała...

***
Była niedziela. Piękny słoneczny dzień. Żadnych chmur, lekki wiaterek. Po prostu jak w bajce.
Pomyślałam, że wyjdę na rower. Skoro i tak zostałam sama to chociaż przeniosę się do świata ludzi.

Oczywiście mój codzienny strój tu się nie wpasowywał. Nie będę się przecież bawić w Ojca Mateusza. Założyłam więc czarne rurki, a do tego pudrowy sweterek.

Naprawdę nie mogłam się doczekać urodzin. Ze względu na szkatułkę. Już chciałam wiedzieć co w niej jest. Babcia mówiła coś o skarbach. Chciałabym wiedzieć co ma dokładnie na myśli...

***
Udałam się rowerem oczywiście do parku. Wzięłam ze sobą książkę i wciągnęłam się w lekturę.

Po około pół godzinie poczułam dłoń na swoim ramieniu. Lekko odskoczyłam - bardzo łatwo mnie przestraszyć.

- Przepraszam... - usłyszałam męski głos. - mogę? - pokazał głową na miejsce obok.

- Jasne... - przytaknęłam.

Był to chłopak, raczej starszy ode mnie. Ciemne, rude włosy, ułożone w nieładzie, oraz tak samo bardzo - ciemne oczy. Dość wysoki...

- Co czytasz? - zapytał po chwili.

- Eee "Sztuka sięgania gwiazd" - przeczytałam tytuł z okładki. - Chiara Parenti. - dodałam.

- Podoba Ci się? - cały czas zadawał pytania. Wyglądał na strasznie pewnego siebie. Nie lubię takich ludzi. Oczywiście warto być pewnym siebie, ale no bez przesady...

- Oczywiście, ciekawa historia. - przyznałam.

Dłuuugo rozmawiałam z nieznajomym. Był całkiem mądry, także lubił czytać. Przyznam, że z początku na takiego nie wyglądał. Myliłam się na jego temat. Nawet mogę powiedzieć, że go... polubiłam?

- Kamil. - podał mi w końcu rękę. - miło było Cię poznać. - pokazał swój, muszę przyznać - piękny uśmiech.

Również się przedstawiłam.

- I vice versa. - odpowiedziałam również uśmiechem.

Jeszcze chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy, po czym chłopak po prostu wstał i poszedł. Tak po prostu.
Cały czas się uśmiechałam. Ciekawe przeżycie...

***
- Halo? Cześć mamo - odebrałam telefon. - oo naprawdę?! To super, dziękuję!

Bardzo się cieszę. Mama powiedziała, że rodzice Korci zgodzili się, żebym u nich dzisiaj nocowała. Jeden warunek - muszę wstać wcześnie, bo ich rodzina wyjeżdża z samego rana. Oczywiście się zgodziłam.

Wróciłam do domu. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy w torbę (wraz z szkatułką) i chwilę odpoczęłam. Było przed piętnastą, a tata Korneli miał być po mnie o szesnastej.

- Mam jeszcze sporo czasu. - uśmięchnęłam się do własnych myśli.

Zrobiłam sobie herbatę, wzięłam szkicownik, ołówek i akwarele, i zaczęłam rysować.
Chociaż częściej rysuję w achromacie, to i ten rysunek akwarelami całkiem mi wyszedł. Byłam z siebie zadowolona.
Zasiedziałam się trochę gdy usłyszałam dzwonek. I wtedy to się stało. Szturchnęłam szklankę z herbatą, tym samym wylewając jej zawartość na cały stół - w tym na rysunek.

ZAGINIONA - Szafir & Wilk...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz