VI. Który mamy rok?

9 6 14
                                    

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. W ogóle wszystko jakby mnie bolało. Czułam się jakbym spadła z niemałej wysokości. Rozmasowałam obolały łokieć.
Czując chłód rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się na drewnianej podłodze.

- Gdzie ja jestem? - pomyślałam z niepokojem.

Byłam chyba w jakimś opuszczonym domu. Wokół było pełno pajęczyn oraz warstwa kurzu. Kichnęłam. Było ciemno i zimno. Nie wstawając jeszcze z podłogi, sięgnęłam po jakąś torbę, leżącą obok. Zajrzałam do środka. O dziwo znalazłam tam kilka swoich rzeczy. Szkatułka, szkicownik, książka, pamiętnik... Naszyjnik ze złotym kluczykiem... latarka, szalik...?
I wiele innych rzeczy. Nie wiem po co mi one.

- Jak to się tu znalazło...? - szepnęłam.

W końcu wstałam na równe nogi. Przez ramię zawiesiłam sobie granatową torbę. Była trochę ciężka. W końcu znajdowało się tam sporo przedmiotów. Lekko zakręciło mi się w głowie, prawie upadłam. Stanęłam więc w miejscu. Nadal było strasznie ciemno. Pomyślałam, że użyje tej latarki, która dziwnym trafem pojawiła się w torbie. Zaświeciłam więc wokoło. Był to ewidentnie czyjś pokój. Jednak dawno nie używany. Po środku stał stół z krzesłami, dalej inne meble. Postawiłam krok, a deski pode mną odpowiedziały cichym trzaskiem...

Postanowiłam jakoś wyjść z tego pomieszczenia. Byłam przestraszona. Znalazłam jeszcze jeden pokój, tak samo opuszczony jak ten poprzedni. W nim jednak zawalony był lekko sufit.

- Jak po jakiejś klęsce żywiołowej. - pomyślałam.

W końcu znalazłam drzwi. Pociągnęłam za klamkę. Zamknięte.

- I co teraz? - zapytałam sama siebie.

Rozejrzałam się jeszcze raz wokół. Moim priorytetem było wyjść stąd i dowiedzieć się gdzie jestem. A może  ktoś mnie porwał? A wcześniej zatruł jakimś gazem? Opcji było sporo, jednak każda opierała się chociaż na jednej złej rzeczy.

- Myśl pozytywnie... rodzice mnie przecież znajdą, gdy wrócą do domu i okaże się, że zaginęłam. - powiedziałam już nie szeptem.

Rozejrzałam się raz jeszcze. Było okno ale niestety zabite deskami.
Zostały mi tylko te drzwi. Próbowałam je wyważyć, ale jako dziewczyna nie mam tyle siły, by to zrobić.

Po kilku próbach zmęczona,  wróciłam do poprzedniego miejsca. Rozejrzałam się tym razem dokładnie - nic co mogłoby mi pomóc. Postanowiłam popukać w ściany. Jedno miejsce dawało inny dźwięk. Prawdopodobnie były to drugie drzwi, tylko, że bez drzwi, które niedbale zabito drewnem.
Poświeciłam na nie latarką i zdawało mi się, że owe deski były już nieco spróchniałe.

Odwróciłam się gwałtownie, gdy uslyszałam dźwięki ludzi. Uspokoiłam się jednak, kiedy okazało się, że to prawdopodobnie na zewnątrz.

Zamachnęłam się nogą i z całych sił kopnęłam w wybadane wcześniej miejsce. Deski lekko się ruszyły. Kurz wzniósł się w powietrze. Zrobiłam tak jeszcze kilka razy, kiedy zobaczyłam trochę światła. Deski były już na tyle wyłamane, że mogłam pomóc sobie rękoma. Odłamałam więc te pozostałe i w końcu zobaczyłam świat.
Słońce już zachodziło. Zauważyłam kilku ludzi, nikt jednak nie zauważył mnie.

Wstałam, otrzepałam sukienkę i wyszłam na ulicę. Ludzie wydawali się jacyś smutni, nikt nie rozmawiał. Przeszłam kilka uliczek. Niektóre budynki były doszczętnie zburzone. Inne ledwo stały. Tylko niektóre były dobrze zachowane. W powietrzu wyczuwalny był przygnębiający nastrój.
Nie poznawałam tego miasta. Kilka uliczek dalej znalazłam chyba coś w rodzaju sklepu. Weszłam do środka, by zapytać gdzie jestem.

- Dobry wieczór. - uśmiechnęłam się uprzejmie. - Zgubiłam się. Mogłaby mi Pani powiedzieć gdzie jestem?

- Dziecko drogie, gdzie tyś była. Warszawa dziecko, Warszawa, Polska Warszawa... - łkała starsza Pani.

Zdziwiłam się, nie tak wygląda przecież Warszawa. Zawsze jest w niej pięknie i kolorowo. Tutaj zaś strasznie szaro...

Zadałam jeszcze jedno, szalone pytanie.

- A który mamy rok?

- Boziu, Chryste, dziecko chyba sobie kpisz! 1940 rok... Matko najświętsza...

Gdy usłyszałam datę stanęłam jak wryta...

- D-Dziękuje... - wyjąkałam w końcu.

Wyszłam ze sklepu i ukryłam się w jednej z ciemniejszych uliczek.
Minęła chwila gdy się ocknęłam.
1940... II wojna światowa... Jak ja się tu znalazłam? Podróże w czasie nie istnieją. Przecież to tylko w książkach science-fiction... To nie możliwe...

Przykucnęłam pod ścianą i schowałam twarz w dłonie. Nie widziałam gdzie mam iść. Co zrobić. Czy w ogóle da się stąd jakoś wyjść?...Uciec?...

Robiło się coraz ciemniej, a ja siedziałam wciąż w tym samym miejscu.

- Przecież nie powiem komuś, że znalazłam się tu przypadkiem. Że pochodzę z 2021 roku. Ludzie uznają mnie za wariatkę. - szepnęłam.

A może to jakieś halucynacje?

Gdy było już całkiem ciemno, w końcu odzyskałam jakieś siły. Nie mogłam zostać tu na noc. Ktoś by mnie przecież znalazł.

Postanowiłam wrócić do "opuszczonego domu"...

ZAGINIONA - Szafir & Wilk...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz