Rozdział 9

5 2 0
                                    

Z każdą minutą moje serce biło coraz szybciej. Wiedziałam, że w środku czai się coś niemiłego. Kroki i szelesty były coraz głośniejsze, nie wiem czy przez echo, czy przez to, że istota była coraz bliżej. Mama zabraniała mi się bać, nie ważne w jakiej sytuacji się znajdę, ale chyba nie chodziło ją o taką historię.
Po chwili jakiś czarny cień pojawił się w grocie. Nie widziałam jednak kto to był lub co. Miałam tylko nadzieję, że Connorowi nic się nie stało, i że wszystko w porządku. Zrobiłam kilka kroków w tył i przez chwilę w moich oczach pojawiła się ciemność. Za mną stał głaz, o który właśnie się potknęłam i upadałam na ziemię. Gdy usiadłam, kontem mojego oka, zauważyłam rysy postaci. Szybko się odwróciłam i zamarłam z przerażenia.
W moją stronę szła niewiele mniejsza ode mnie istota, która raczej nie była przyjazna. Oczy potwora były czarne, a uszy spiczaste. Miała strasznie długie ręce i chodziła jak widmo.
Byłam przerażona. Gdy próbowałam wstać, w kostce poczułam gwałtowny ból. Wiedziałam, że nie ma czasu i ruszyłam ma czworaka. Potwór cały czas jęczał, warczał i powoli szedł s moją stronę. Spojrzałam za siebie i zauważyłam Connora, który cicho i powoli ruszał w stronę istoty.
Gdy postać była już w stanie chwycić mnie swoimi pazurami i rozerwać na strzępy, Connor uderzył potwora w głowę dużą i grubą gałęzią, którą był w stanie utrzymać i zrobić zamach. Potwór zawył i padł na piasek. Był blisko krawędzi góry, więc przy jednym ruchu, mógł spaść.
Popatrzyłam na chłopaka z przerażeniem i wdzięcznością. Ten podszedł, chwycił za rękę i pomógł mi wstać. Otrzepałam się z piasku i otarłam oczy.
-Co. To. Było!?- wrzasnęłam ze strachem w oczach.
-Nie mam pojęcia. Nic Ci nie jest?- zapytał.
- Chyba nie, tylko kosta...- zanim dokończyłam zdanie, chłopak ukucnął i dotknął obolałej kostki.
-Boli?
- Tak, to chyba nie zwichnięcie?
-Nie, spokojnie. Chyba źle stanęłaś.
-Możliwe, bo się przewróciłam- odparłam i usiadłam na duży kamień. -Ten głaz jezt pechowy.
-Zdecydowanie- zachichotał chłopak pod nosem.
Usłyszałam cichy dźwięk, który dobiegał od potwora.
- Musimy iść, zaraz się obudzi. Możesz chodzić?
Kiwnęłam głową i ruszyliśmy w stronę groty. Trochę utykałam, ale poza tym nic mi nie dolegało.
-Coś tam znalazłeś? Jest tam bezpiecznie?
- Chyba nic tam się nie czai, chyba że to coś- odparł i odwrócił się w stronę istoty.
Nadal się trzęsłam i bałam, że coś jeszcze się stanie. Gdy byliśmy już przy wejściu do jaskini, z głębi słyszałam szumy i kapanie wody. Connor wszedł pierwszy i chwycił mnie za rękę, żebym mogła wdrapać się nieco wyżej. W grocie było, tak jak podejrzewałam, ciemno, przerażająco, chłodno i wilgotno.
-Co teraz robimy?- zapytałam.
-Szedłem do tamtego miejsca, bo z niego było widać, że dalej da się przejść- wskazał palcem dużą wnękę, w której było znacznie jaśniej.
- I myślisz, że to tam właśnie jest klejnot prawdy, tak?- upewniłam się.
- Nie jestem pewien- odparł.
Westchnęłam i weszłam na jeden z kamieni.

*

-Daj, potrzymam Ci to- powiedział Connor i podsadził mnie na kamienie, a bym mogła bez problemu przecisnąć się przez wnękę. Po drugiej stronie było znacznie jaśniej, ale podejrzewam, że nadal będziemy musieli iść z włączonymi latarkami w telefonie.
Gdy byłam już na drugiej stronie, przed sobą zobaczyłam rozwidlenie. Spojrzałam w miejsce, którędy ja przechodziłam. Chłopak rzucił na środek moją torbę, którą wcześniej trzymał, tak abym ze spokojem ją dosięgnęła. Gdy sam był po drugiej stronie, również się zdziwił, widząc dwie drogi.
-Co teraz?- zapytałam tak, jakby Connor wiedział co mamy robić.
Chłopak nie odpowiedział, bo zamiast tego chwycił kamień i rzucił w jedną z rozgałęzień. Gdy to zrobił potrząsnął głową, chwycił jeszcze jeden i powtórzył czyn. Gdy to zrobił, z jednej z dróg było słychać odbijanie kamienia i echo.
- Tędy- zakomendował, a przed wejściem umył twarz wodą, którą wylał na ręce z butelki.
Posłuchałam go i ruszyłam tuż za nim. Widać było, że Connor na prawdę zna się na rzeczy i jest zapoznany z naturą. Ja nie za bardzo. Od śmierci mamy, tata nigdzie mnie nie zabierał i nie miałam okazji poznać różnych sytuacji, do których musiała bym się przystosować.
Jaskinia była już znacznie ciemniejsza, ale do tego zdążyłam się przyzwyczaić.
-Ciekawe czy z tąd jest w ogóle wyjście- powiedziałam i przyspieszyłam kroki.
-Napewno. Nie chodzę po raz pierwszy po jaskiniach.
-Wiem, ale...po prostu się denerwuję.
- Nie masz czego. Do puki tu jestem, nie ma prawo coś Ci się stać- wyszczerzył zęby z zadowolenia i dumy.
Westchnęłam i dogoniłam chłopaka, który cały czas rozglądał się na boki. Przez wydarzenie, które nastąpiło przed jaskinią, cały czas byłam czujna i nadsłuchiwałam. Ucieszyłam się kiedy zauważyłam już koniec tunelu.
Zaczęłam biec w stronę wyjścia, ale Connor złapał mnie za rękę.
-Stój.

*

Posłuchałam go, ale nie wiedziałam o co chodzi.
-Patrz pod nogi.
Spojrzałam, a parę centymetrów przede mną znajdowała się linka, a jeszcze dalej płyty z dziwnymi obrazkami. Czułam się jak w filmie przygodowym.
-Co to jest?- zapytałam.
- Jak nadepniesz na linkę to...coś się stanie, a jak na te płyty to skutek będzie jeszcze gorszy.
-Typowe- odparłam.- Trzeba rozwiązać jakąś łamigłówkę. O to coś wygląda jak woda- wskazałam na pierwszą, środkową płytkę. Były cztery rzędy po trzy kostki.
-A to jak ogień- zauważył Connor.- O to wiatr?
-Możliwe- zerknęłam na płytę, którą pokazywał chłopak.
Przeskoczyłam przez linkę i stanęłam po jej drugiej stronie.
Musiałam się chwilę zastanowić i wymyśleć strategię.
-Woda i powietrze to żywioł wilgotny. Woda i ziemia, zimny. Ziemia i ogień, suchy, a ogień i powietrze to żywioł ciepły.
- Nie rozumiem- powiedział Connor.
- Chyba wiem jak to rozwiązać.
Ruszyłam w stronę pierwszej płytki, która wskazywała wodę. Dla pewności, rzuciłam w jej stronę kamieniem. Odczekałam chwilę, ale nic się nie działo. W związku z tym nadepnęłam nogą na kostkę.
-Dobrze ci idzie!- krzyknął za moimi plecami chłopak.
Przed sobą widziałam rysunek ziemi i zrobiłam to samo co poprzednio. Na szczęście nic złego narazie się nie działo. Moja strategia się sprawdza, czego się nie spodziewałam. Zostało powietrze i ogień. Znalazłam rysunek przedstawiający jeden z żywiołów, a po nim ogień. Gdy byłam już po drugiej stronie, odwróciłam się w stronę Connora i mu pomachałam.
- Jak to zrobiłaś!? - krzyczy.
- Potem Ci wytłumaczę! Przejdź tak samo jak ja!
Chłopak spojrzał na swoje nogi i powtarzał kroki. Wszystkie dobrze zapamiętał, choć miał pewne wątpliwości.
-Teraz się wytłumacz.
-Przeszłam tak, jak w ciepło-zimno. Woda jest najzimniejsza, potem jest powietrze, ziemia, a ogień jest najcieplejszy.
Connor zagwizdał z podziwu i poklepał mnie po ramieniu.
-No tego po tobie się nie spodziewałem- westchnął z podziwu i szeroko się uśmiechnął.- To nie koniec podróży w jaskini.
-A jak długo jeszcze będziemy musieli tak iść?
- Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem czy w dobrą stronę się udaliśmy, ale skoro znaleźliśmy to...- spojrzał na płytki- to pewnie idziemy dobrze.

Kiedy byliśmy na końcu tunelu, widziałam, że niedługo z tąd wyjdziemy, i że nie będziemy zmuszeni tu nocować. Postanowiliśmy jednak, że musimy chwilę odpocząć. Connor wyjął butelkę z wodą, a ja kanapki.
-Padam z nóg- powiedziałam i wzięłam łyk wody.
-Ja też. Dobrze się zpisałaś- oznajmił.
-Dzięki, ty też, uderzając w głowę tego potwora. Sama bym sobie nie poradziła.
-Czyli dobrze się uzupełniamy.
Kiwnęłam głową, chociaż nie wiem czy chodziło mi o ,,Tak, masz rację" czy ,,Nie, grubo się myślisz".
Nasze zdania są często podzielone.
-Teraz musimy pójść tędy- odparł blondyn.
Kiedy zamierzałam wstać, znowu poczułam ból w kostce. Skrzywiłam się, a chłopak odwrócił się w moją stronę.
-Znowu?- zapytał z przejętą miną.
-Mhm...
-Pewnie przez to, że tak skakałaś. Nie powinnaś się męczyć.
- Ale my musimy znaleźć ten głupi klejnot!
Connor westchnął i z powrotem usiadł obok mnie.
-Klejnot musimy znaleźć tylko po to, żeby mieć go przy sobie, a dać jej jakiś podmieniony. Gdy na prawdę będzie ci źle, to wrócimy z powrotem. Klejnot prawdy może być tu niebezpieczny, bo Pseudologoi zawsze będą istnieć. Ich nie pokonamy, a nie możemy pozwolić, żeby klejnot prawdy się zniszczył.
Spojrzałam na niego i zaczęłam płakać.
-Ja chcę uratować Nicka...
-Wiem, ale nie kosztem własnego zdrowia, a nawet życia.
Otarłam łzy rękawem od bluzy.
-Masz rację. Gdy kostka będzie mnie bardziej boleć, powiem Ci.
-Dzięki, że mi ufasz.
Podniosłam się i chwyciłam torbę.
Czeka nas jeszcze bardzo długa i daleka droga.

Mi nie wolno odmawiać Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz