20. Wierny [KONIEC]

398 35 21
                                    

Gdy usłyszał pukanie do drzwi w środku nocy, przeszły go dreszcze. Nie spał oczywiście, bo zbyt dużo myśli nie chciało opuścić jego głowy. Gdy wrócił do domu, dostał burę najpierw od ojca, potem od matki, ale tej szybko przeszła złość na widok śpiącego w jego ramionach Logana. Wciąż obolałego, ale bez poważnych urazów. Teraz piesek spał z nią w łóżku, po drugiej stronie niż ojciec. Sebastian nawet się z tego cieszył, bo sam całą noc przewracał się z boku na bok.

Powinien nie móc w to uwierzyć, ale jednak wierzył. Nawet ta ostatnia noc, to wszystko było prawdą. Gdy wracał do szpitala, był zupełnie zdezorientowany. W tamtym momencie nie wiedział, jak się tam znalazł. Jak wrócił z lasu. Pewnie przydałaby mu się obserwacja psychiatryczna, ale rano po prostu kazano mu „wypoczywać" i wypisano świstek. Wrócili z Grzesiem do domu, na ich zadupie, do bloków z wielkiej płyty. Sebastian leżał od kilku dobrych godzin w łóżku i myślał.

O tym, ile ich jest. Pewnie niewiele. Kilka rodzin? Matka Apacza była zwykłą kobietą. Zgodziła się zamieszkać na tym odludziu i dochować sekretu. Dlaczego? I wszyscy inni kiedykolwiek włączeni do rodziny musieli zgodzić się na to samo. Z własnej woli? Nie, skarcił się w myślach, to już nieważne. To już minęło. Musiał wrócić do rzeczywistości. To wszystko, łącznie z jego upodleniem i śmiercią długowłosego, milczącego chłopaka, stało się przez to, że stchórzył. Bał się nowego życia, więc został przy starym, pomiędzy ścianami obklejonymi boazerią, chociaż ono wcale nie było dobre. Na szczęście, mimo że był tak samolubny, Grześ postanowił mu pomóc. Wyjedzie. Wyjedzie stąd jak najszybciej. Na zawsze.

Pukanie do drzwi. Donośne, ale nie agresywne. Najpierw pomyślał o Apaczu, ale to nie mógłby być on. Nie pukałby do drzwi. I czemu miałby za nim przyjechać? Nie było w nim przecież nienawiści. Sebastian go odrzucił, więc jedynie zaliże rany gdzieś w gęstwinie.

Monter?

Na szczęście nie wydawało się, aby rodziców obudziło pukanie. Popatrzył przez wizjer. Na korytarzu oświetlonym mgliście przez tylko jedno światło stał Glaca. Z jego twarzy Sebastian nie wyczytał chęci mordu, więc otworzył, choć może było to zbyt pochopne zachowanie.

– O co chodzi? – spytał, gdy przymknął za sobą drzwi. Stał boso na wycieraczce. – Coś się stało?

Glaca patrzył jedynie chwilę na niego.

– Ubieraj się. Musimy pogadać – oznajmił. – Czekam przed blokiem.

– A jak nie chcę z tobą iść? Trochę to podejrzane, nie sądzisz?

– Monter na razie jest zbyt najebany, żeby utrzymać w dłoni nóż. Na razie. Dlatego radzę ci iść ze mną. Bo możesz nie dociągnąć na trzeci termin egzaminu z materiałoznawstwa.

Nie wiedział, czy robił dobrze, czy może wykazywał się właśnie skrajnym brakiem rozsądku, ale pięć minut później, ubrany w dżinsy i podkoszulek, z klapkami na stopach szedł razem z Glacą do jego mieszkania. Tak przynajmniej twierdził mężczyzna. Nie rozmawiali wcale. Sebastian zdał sobie sprawę, że nic nie wiedział o tym facecie. Zawsze stał gdzieś z tyłu i obserwował, ale się nie mieszał.

Glaca miał dwupokojowe mieszkanie w jamniku na skraju osiedla. Sebastian spodziewał się jakiejś zapuszczonej nory kawalera, a przekroczeniu progu jego oczom ukazało się naprawdę zadbane gniazdko. Ascetycznie urządzone, ale wręcz pedantycznie czyste.

– Nie musisz ściągać butów – rzucił Glaca, sam rozsznurowując tenisówki.

– Nie, nie chcę nabrudzić.

Sebastian zostawił klapki koło buciarki, na której stała para różowych, dziecięcych bucików. Nie zapytał jednak, bo nie czuł, aby ich znajomość była na takim poziomie, by tak wypadało. Glaca wskazał mu mały pokój. Drzwi do salonu były zamknięte.

Trzy światy [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz