16. Słuchaj się babci

260 27 2
                                    

– Jeszcze go, kurwa, wyliż – syknął Glaca, wchodząc do ciasnego, osiedlowego garażu.

Monter, który odwrócony do niego plecami polerował bak swojego motocykla, nawet się na niego nie obejrzał. Jego ręka ściskająca szmatkę nie przestała się poruszać ani na moment.

– Mogłeś chociaż przyjść na ten pieprzony pogrzeb – kontynuował, luzując węzeł krawata. – Nie udawaj, że mnie nie słyszysz!

Glaca kopnął plastikowe wiaderko, z którego wyspały się narzędzia i spadły na betonową podłogę z donośnym brzdękiem. Monter odwrócił się na moment w jego stronę, zaraz jednak powrócił do swojej pracy wykonywanej w powolnym, beznamiętnym rytmie.

– I co by to zmieniło? – rzucił pod nosem.

– Nie wiem, kurwa, co by to zmieniło. Może tylko tyle, że twoje ukochane cacuszko by się tak nie błyszczało. Jezu, wiedziałem, że jesteś świnią, ale nie, że aż taką. Masz jakiekolwiek sumienie? Wszystkich tylko wykorzystujesz, jak ci się podoba. Książę się znalazł. Nawet jego...

– A co ja mu zrobiłem?! – syknął Monter. Podniósł się i rzucił ścierkę na podłogę. Podszedł do Glacy. – Nic mu nie kazałem! Zupełnie nic! Nie moja wina, że był idiotą!

Glaca pokręcił głową, niedowierzając. Rozszerzonymi, przekrwionymi oczami patrzył na Montera, jakby zobaczył fantastyczną zjawę.

– To mogłeś mu kazać spierdalać, skoro nic dla ciebie nie znaczył. Ale trzymałeś go zawsze przy sobie, szarą myszkę, tak niegodną wielkiego ciebie, bo dobrze było mieć kogoś, kto był ślepy na to, jaką bestią jesteś. Myszkę, która zawsze czekała na twój powrót, gdy kolejni zdążyli już się tobą obrzydzić, nieważne jak bardzo tym razem ją upokorzyłeś. Myślałem, że kiedyś się zmienisz. Że kiedyś przejrzysz na oczy, ale w końcu wiedziałem, że to niemożliwe, bo jesteś bestią. Żałowałem, że ja nie mogłem go pokochać.

Zachwiał się, gdy Monter uderzył go pięścią w twarz. Kciukiem starł krew z kącik ust.

– Nie jesteś nawet godzien tego, żebym ci oddał – powiedział i wyszedł. Zatrzymał się jednak po paru krokach, sięgnął do kieszeni i wcisnął coś Monterowi w dłoń. – Masz, dostałem od jego wujka, ale mnie nie jest potrzebne. Ja nigdy nie zapomnę jego twarzy. Tobie za to bardzo się przyda.

Zdjęcie, odklejone z legitymacji albo karty bibliotecznej. Monter trzymał je chwilę na rozpostartej dłoni, patrząc się na nie z pochyloną głową. Cisnął je w końcu na ziemię jak ścierkę przed momentem. Wszedł w głąb garażu, żeby wziąć coś z półki. Zatrzymał się jednak i podbiegł, aby podnieść zdjęcie. Zacisnął je w pięści, a z podkrążonych oczu zaczęły lecieć mu łzy.

– Zapłacisz mi za to! Przyrzekam, że mi za to zapłacisz!

***

– Za trzy godziny odjeżdża pociąg.

– Co?

Sebastian wcale nie miał ochoty wstawać z łóżka, ani otwierać drzwi, pukanie jednak nie ustępowało. Teraz patrzył tępo na Apacza. Nie widział go dokładnie, bo nie miał ubranych okularów ani soczewek.

– O czym ty mówisz? – spytał, mimo że nie miał ochoty rozmawiać.

Od trzech dni prawie nie wychodził ze swojego pokoju i nic przez ten czas nie powiedział. Matka początkowa próbowała go zagadywać, ale w końcu dała sobie spokój. Nie powiadomił też wujka o tym, że nie pojawi się w pracy. Dopiero teraz sobie to uświadomił. To nie miało jednak znaczenia. Nic go od kilku dni nie miało. Zupełnie nic.

– Babcia chce wracać.

Sebastian wzruszył ramionami.

– To do widzenia – odparł, gotowy zamknąć już drzwi.

Trzy światy [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz