3. Jak zdobycie pucharu

470 45 4
                                    

Za jeziorem znajdował się wąski pas drzew i krzaków dzikich malin oraz jeżyn, a za nim rzeka, a właściwie sztuczny wytwór koparek. Kanałem, nad brzegiem którego teraz stali z Monterem, spuszczano z miejskiego kąpieliska wodę, gdy jej poziom był zbyt wysoki. W tym miejscu nad korytem przerzucono szeroki most o betonowych filarach, miejsce spotkań osiedlowej dzieciarni, gdy pogoda mniej dopisywała. Pod wiaduktem można było się ukryć przed deszczem, a nawet rozpalić ognisko.

Sebastian udawał, że od dłuższej chwili przygląda się graffiti na betonowym filarze. Nie miał pojęcia, jak Monter chciał to rozegrać, więc nie wiedział też, co powinien powiedzieć. Stali tak pod mostem już dłuższą chwilę bez chociażby jednego słowa. Brunet wydawał się całą uwagę poświęcać przeciwstawiającym się wodnemu prądowi drobnym rybkom.

– Adrian.

– Co? – spytał zdziwiony Czerniecki, odrywając spojrzenie od bazgrołów, kiedy nagle do jego uszu dotarło jedno, niewyraźne słowo. – Co takiego?

– Adrian – powtórzył Monter. – Tak mam na imię.

– Sebastian.

– Wiem, wspomniałeś – parsknął. – Dlatego powiedziałem. Pomyślałem, że powinniśmy być na równych zasadach. Tak chyba będzie fair, co nie?

Czerniecki uniósł brwi, marszcząc przy tym czoło. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Musiał to jakoś sprawnie ugryźć. Szybko zastanowił się nad tym, czego właściwie chce. Zbliżało się lato. Znów spędzi wakacje, pracując w osiedlowej pizzerii swojego wujka. To już zostało ustalone i nie miał ochoty tego zmieniać. Chyba jednak nie chciał, żeby wszystko inne było takie samo jak każdego lata.

Monter, a właściwie Adrian, będzie jego letnim romansem. To mu się uśmiechało. Nic nieznaczącym, ulotnym i pozbawionym konsekwencji. Tak, tego właśnie chciał. Dokładnie tego.

Uśmiechnął się.

– Chyba nam jeszcze czegoś brakuje do tego, aby było tak całkiem fair – zasugerował.

Szybko jednak stracił rezon, bo nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Monter gapił się na niego wyraźnie zbity z tropu. Sebastian zdziwił się jeszcze bardziej, gdy chłopak nagle głośno klasnął w dłonie i się roześmiał.

– Zaskoczyłeś mnie! No proszę, ostry chłopak! – Zaśmiał się. – Totalnie się tego nie spodziewałem. Ale jak tak chcesz pogrywać, Doktorowy...

Monter sięgnął do swojego paska i rozpiął go wraz z guzikiem i zamkiem, pozwalając spodniom się lekko osunąć na jego udach. Rozłożył ramiona w zapraszającym geście, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się tym, że w każdym momencie z zarośli może wyskoczyć tropiący zaciekle Bohuna Apacz albo pozostała dwójka. Chyba całkowicie mu to zwisało.

Sebastianowi zwisało znacznie mniej, a pewna jego część przestała zupełnie wręcz zwisać, bo jeśli dobrze wszystko rozumiał, Monter najwyraźniej miał właśnie zamiar dać mu się przelecieć. Tutaj. Teraz. Pod mostem. W lesie. Bo tak.

– Ale, ale... Musimy sobie wytłumaczyć pewne rzeczy. Inne zaś ustalić.

– Ustalić? – podłapał Sebastian.

– Dokładnie, ustalić. – Uśmiechnął się Monter. – Po pierwsze to, że ja nie lubię niczego z góry ustalać. Chyba zdążyłeś załapać, że jestem dość spontaniczny. Jeśli coś sobie wyobrażasz, coś poza numerkiem na łonie natury, to przestań. Kumasz?

Czerniecki kiwnął głową.

– Kumam.

– Dobra. – Adrian sięgnął do kieszeni swoich rozpiętych dżinsów i wyciągnął z niej zapakowaną prezerwatywę. Najwyraźniej liczył się z tym, że okazja może mu się trafić w każdym momencie i miejscu. – Drugie, co chcę ustalić to... Czemu właściwie ja? Całkiem dobrze czytam ludzi. Nie jesteś z takich, którzy się puszczają. Masz kogoś na stałe? Laskę? Faceta?

Trzy światy [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz