19. Klatka

223 23 3
                                    

Przez chwilę czuł się jak zagubiony we mgle, ale teraz jego umysł pracował na przyśpieszonych obrotach. Podobnie jak ciało. Biegł szybciej niż na jakichkolwiek zawodach, przeskakiwał korzenie i uchylał się przed gałęziami. Czuł się jak w grze komputerowej. Dopadł do Grzesia, przewrócił go i zakrył własnym ciałem.

Zaczął biec, gdy tylko usłyszał jego wołanie. Po prostu wiedział, co się stanie. Nie oglądał się za siebie, tylko biegł. Słyszał pękające pod ciężarem łap gałązki tak głośno, jakby pękały stalowe pręty. Było coraz bliżej z każdą sekundą, w końcu tuż zanim. Myślał, że nie zdąży, ale jednak się udało. Przewrócił Grzesia na ziemię w ostatnim momencie.

Poczuł ból. Szarpnięcie. Jakby coś rozrywało mu nie tylko materiał koszuli, ale także skórę na plecach. Gdy poczuł nagle gorąco tuż przy swojej szyi, po prostu zacisnął powieki jeszcze mocniej. Nic więcej nie mógł zrobić. Był zupełnie bezbronny. Jakby był jakimś robakiem, nic niewartą glistą. Pod zaciśniętymi do bólu powiekami widział to, co podpowiadał mu umysł. Te płonące oczy i kły, które wbijały mu się w szyję, by ją rozszarpać. Siebie dławiącego się własną krwią. Jeszcze tylko moment i to właśnie się stanie.

– Tak... ci na nim... zależy?! – Usłyszał w zamian.

Słowa były niewyraźne. Ni to wykrzyczane, ni wyplute. Głos nie należał do człowieka. Przypominał ryk.

Ogromna siła odrzuciła go do skulonego pod nim Grzesia. Boleśnie upadł na plecy. Od razu przekręcił się na bok, by zobaczyć baśniowe stworzenie. Nie, nie baśniowe. Koszmarne. Był wielki. Pokraczny, ale jednocześnie dziwnie smukły. Ciało było mocno umięśnione pod warstwą rudych, nastroszonych włosów. Patrzył na to wszystko, na te długie kończyny zakończone pazurami, na zniekształconą, wydłużoną twarz, na kły, z których skapywała gęsta ślina, a z oczu lały mu się łzy. Nie chciał umierać. Nie teraz, zanim zdążył poznać cokolwiek.

Istota kucała przez moment, biorąc głębokie, chrapliwe wdechy. Jeszcze przed chwilą był zwierzęciem. Teraz przybrał inną formę. Przez chwilę patrzył na Sebastiana, ale zaraz skupił się na całkowicie sparaliżowanym Grzesiu, który z przerażenia nawet nie mógł wziąć wdechu. Ruszył w jego stronę z furią w ruchach i spojrzeniu. Sebastian zdołał jedynie krzyknąć. Na drodze potwora, osłaniając skulonego Grzesia, stanął mały Logan. Zaszczekał spazmatycznie. Bestia próbowała się zatrzymać, ale było już za późno. Szczeniak z głuchym odgłosem uderzył o ziemię parę metrów dalej.

– Twoja wina! – warknęła bestia, znów patrząc na niego.

– Biegnij! Słyszysz?! Biegnij! – Sebastian zawołał do Grzesia, który przez cały ten czas nawet się nie poruszył i tylko przyciskał dłonie do twarzy, zakrywając oczy. – No biegnij, kurwa!

W końcu. Grześ poderwał się z ziemi i nie patrząc na nic, nie rozglądając się, zaczął biec ścieżką ku ratunkowi. Niedługo kończył się las. Bestia ruszyła za nim, pełna furii, ale zrezygnowała po chwili i obejrzała się za siebie, wprost na Sebastiana. Patrzyła nieruchomymi, przekrwawionymi ślepiami, a on mógł wyczytać z nich furię, ale też żal.

Podniósł się na klęczki. Nie miał już sił, a od początku nie miał szans. Łzy lały mu się po policzkach, a krew spływała wzdłuż kręgosłupa. Siedział tak, czekając chyba na śmierć i żałował, bo przecież gdzieś tam w kościach, w szpiku, od początku wiedział. Wiedział, że tak będzie. Nie ściśle właśnie tak, ale wiedział, że coś dzikiego i niebezpiecznego kryje się w tych zielonych oczach z plamkami. I to go tak pociągało. Był idiotą.

Biegło ku niemu wściekłe, ale nie zaatakowało. Apacz, nieludzko umięśniony, pokryty futrem, pokraczny człowiek, stanął przed nim jakby zrezygnowany. Sebastian spojrzał na niego w górę zapłakanymi oczami. Gapili się chwilę na siebie bez słowa. Wyglądało, jakby Apacz zastanawiał się, co miał z nim teraz zrobić. Zabić, przeruchać, czy puścić. W końcu podszedł kilka korku do nieprzytomnego szczeniaka. Wziął go na ręce. Teraz w jego wielkich, zakończonych pazurami łapach, szczeniak wyglądał tak niepozornie, jakby był zaledwie wełnianą kulką. Wrócił i podał go Sebastianowi, który bez zastanowienia wyciągnął ręce.

Trzy światy [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz