2. Po śladach

492 48 7
                                    

Wrócił do domu. Wysłuchał tego, co matka miała do powiedzenia na temat jego braku odpowiedzialności. Sam czuł się źle z tym, że zgubił Bohuna, więc nie próbował ripostować, jak to zazwyczaj miało miejsce. Ojciec także się dołączył, chociaż przynajmniej raz na tydzień powtarzał, że trzymanie psów w mieszkaniu w mieście to głupota, a traktowania go jak członka rodziny było wręcz kretynizmem, bo to tylko zwierzę stworzone przez człowieka, aby mu służyło. Pilnowało zagrody, a nie służyło za maskotkę.

Teraz jednak jego rodzice mówili jednym głosem. Może nie do końca, bo matka bała się, że Bohun wpadnie pod samochód, a ojciec, że ugryzie go lis zarażony jakimś świństwem. Ogólnie skończyło się na konkluzji, że ich syn wciąż jest nieodpowiedzialnym szczylem i jeszcze daleko mu do dorosłości. W duchu przyznał im rację.

– A co ty właściwie robiłeś na tym spacerze, że nie zauważyłeś, jak zniknął? – spytała w pewnym momencie matka, ubierając buty.

Postanowiła, że mimo później pory przejdzie się po osiedlu. Może uda jej się go znaleźć. Naprawdę się martwiła. Sebastian, który miał już zniknąć w swoim pokoju, nie odwrócił się w jej stronę, gdy usłyszał pytanie. Nie miał tyle odwagi, aby spojrzeć jej w twarz, kłamiąc.

– Po prostu się zagapiłem – rzucił na odczepnego. – Jak tylko wstanę rano, będę go szukał do skutku.

Zamknął za sobą drzwi i padł na łóżko. Przejechał dłońmi po twarzy, zaczepiając paznokciami o skórę. Jego serce znów zaczęło bić jak szalone. Zrobił to! Naprawdę to zrobił! Co za nierzeczywista akcja. Zupełnie jak w pornolu, parsknął w myślach. Nadal nie znał jego prawdziwego imienia, numeru telefonu czy adresu. Może nawet już nigdy się nie spotkają.

Zmarszczył brwi na tę konkluzję. Trochę szkoda, przyznał przed sobą. To był naprawdę dobry kawałek fiuta.

– Co się ze mną dzieje? – szepnął w ciemność, która spowijała jego malutki pokój. Jeszcze kilka godzin temu nawet nie podejrzewałby siebie, że byłby zdolny zrobić coś takiego.

Jego myśli popłynęły w kierunku, który musiały obrać. Nawet nie próbował się przed tym bronić, bo wiedział, że nie było sensu. Grześ. Nie był potworem, więc czuł wyrzuty sumienia. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego. Nawet nie przeszło mu to przez myśl, bo...

Właśnie, dlaczego? – zapytał sam siebie. Dużo czasu spędził zastanawiając się nad tym, chociaż tak naprawdę próbował oddalić odpowiedź, którą dobrze znał. W końcu się jednak poddał. Odpowiedź była prosta. Bo nie miał okazji. Ale czy to była wyłącznie jego wina? Nie uważał tak. On po prostu poszukał gdzieś indziej tego, czego nie otrzymywał od Grzesia.

Naszło go więc kolejne pytanie. Czy powinien się przyznać i zerwać? Rozważał wszystkie „za i przeciw", leżąc tak bezruchu na łóżku wciąż w wyjściowym ubraniu. Naprawdę wiele myśli przewinęło się przez jego głowę, ale nie było to miejsca na „Nie chcę go stracić, bo go kocham". Ta druga część zawsze była inna. Jego argumenty, które przedstawiał sam sobie, były znacznie bardziej racjonalne.

Zebrał się z łóżka i wyciągnął spod poduszki piżamę z zamiarem udania się do łazienki, gdy już postanowił, co zrobi. Nic nie powie Grzesiowi. Bo tak było znacznie łatwiej i wygodniej.

– Jesteś świnią, Seba – wyszeptał do swojego odbicia w dużym, poplamionym zieloną pastą do zębów łazienkowym lustrze.

Grześ często wołał na niego „Seba", a on tego nienawidził, bo kojarzyło mu się z jakimś dresiarzem.

Wykąpał się, najwięcej uwagi poświęcając przy tym przetłuszczonym włosom i swoim miejscom intymnych, dokładnie je płucząc. Poczucie ekscytacji znów go ogarnęło. Nie wiedział, jakie to dokładnie hormony ogarnęły jego ciało, ale dziś wręcz się w nich topił.

Trzy światy [boyxboy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz