Na świecie robiło się coraz cieplej. Kwiaty powoli rozkwitały, wszędzie było pełno owadów, a promyki słońca przenikały przez okna. Damian zaczynał już tęsknić za deszczem, i przytłaczającą atmosferą. To nie oznaczało jednak, że nie cieszył się z nadchodzącej wiosny. Ciepła pogoda przypomniała mu o wszystkich dobrych oraz szczęśliwych chwilach, które spotkały go życiu. Czuł się nawet dobrze, choć zdecydowanie jego ulubioną porą roku była jesień.
Podczas jednego z ładniejszych dni, brunet postanowił udać się wraz z przyjaciółmi nad jezioro. Znajdowało się dosyć daleko od jego domu, więc wahał się. Stwierdził, że dotrzyma słowa. W ten sposób znalazł się nie nad jeziorem — a w lesie. Okazało się, że Xu pomyliła drogi.
Zirytowany chłopak usiadł na pniu jednego z drzew, przytulając do siebie swój plecak. Obok niego różowooka dziewczyna rozłożyła koc, który chwilę później zajęła. Nastrój zaczynał robić się coraz mniej weselszy, więc Vace uznał, że tylko on może poprawić sytuację.
— Heeej! Nie załamujcie się, kochani! Nawet tu możemy się świetnie bawić!..A jeśli nie, to zróbmy namiot z patyków i pójdźmy spać, zajmuję miejsce na brzuchu Damiana!! — Krzyknął żartobliwie. — Będzie dobrze, zobaczycie!
— Namiot z patyków? Czy ty się dobrze czujesz, idioto? Może jeszcze zamek z błota zbudujemy? — Odpowiedział niewyraźnie czarnowłosy.
— Nie, bo błoto się nie będzie trzymać!
— A myślisz, że twoje głupie gałęzie urwane z drzewa już tak? Jesteś tak tępy jak moje ołówki gdy miałem 7 lat, dupku!
— Czasem mam wrażenie, że nadal tyle masz. Tak samo ty, Vace. Debile, pomyśleliście może, że możemy zawrócić? — Wtrąciła się Xu. Wstała chwilę później i otrzepała się.
— Jezu, sstara! Nie chce mi się znowu iść twoimi ruskimi ścieżkami, już wolałbym budować z patyków i błota. — Narzekał szesnastolatek.
Kiedy różowooka usłyszała co właśnie powiedział jej przyjaciel, była blisko do kopnięcia go. Schyliła się, i wzięła cienką gałąź, po czym rzuciła nią w nastolatka.
— Może mam cię ponieść, księżniczko? To chyba nie moja wina, że pomyliłam ścieżki. Potrafisz tylko narzekać, czy co?! — Wybuchła w końcu. Pożałowała jednak swoich słów już 2 sekundy później. Zakryła od razu twarz dłońmi.
— Jak chcesz, mogę ci zaraz ten twój patyk wbić w twoje ogromne oczy! Weź spadaj, zabierz ze sobą tego pajaca, i nie wracajcie już.
Xu odwróciła się w stronę bordowowłosego, który miał łzy w oczach. Ona pozostając nieugięta, tak jak powiedział brązowooki, po prostu odeszła. Miała zamiar oczywiście wrócić, nie zostawiłaby chłopaka. Zbyt jej na nim zależało. Uznała po prostu, że musi pobyć sam.
Gdy kobieta odeszła nastolatek pogardliwym wzrokiem spojrzał się na Vace'a. Widok przestraszonego przyjaciela, bliskiego płaczu sprawiał że poczuł się winny. Przypomniała mu się ich ostatnia kłótnia, nie chciał do tego wracać.
— Wacek.. — Szepnął. Zdał sobie sprawę, jak okropnym przyjacielem jest, co powiedział właśnie do Xu, i jak bardzo po raz kolejny zranił Vace'a.
— Tak, Damian? — Odpowiedział również szeptem czerwonooki. Nie był nawet wstanie spojrzeć brunetowi w oczy, dobijało go to. Położył swój plecak obok pnia, na którym siedział 16 latek, i położył niepewnie głowę na jego ramieniu. — Jest w porządku, rozumiem. Nie przejmuj się tym, naprawdę.
— Wiem, ale.. Naprawdę nie uważam ci—
— To też wiem, nie szkodzi. Nie myśl nawet, że to twoja wina, nic nie zrobiłeś. Czasem tak bywa w życiu, wiesz? Możesz mieć problemy ze złością, a innym razem problemy rodzinne, i to jest w porządku. Nie uznałeś chyba, że się na ciebie gniewam, co? Jesteśmy już dosyć duzi, nie będę się obrażać o coś takiego. Poza tym, nie okłamujesz mnie, i widzę, że nie chciałeś tego powiedzieć. — Rzekł cicho chłopak, obejmując czarnowłosego w pasie. Chwycił delikatnie jego trzęsącą się dłoń i złożył na środku jej zewnętrznej strony chłodny, ale przedłużony pocałunek. — No już, jesteś przy mnie bezpieczny. Ochronię cię przed złem tego świata, dobrze? Nawet gdybym miał umrzeć, będzie dobrze, obiecuję! Nie zrobię ci nigdy krzywdy, przysięgam, możesz na mnie liczyć, Damian. Nie zawiodę cię. Nigdy. — Uśmiechnął się ciepło.
— Co?.. — Wymamrotał brunet.
— Jest w porządku, Xu się nie obraziła, też cię bardzo kocha. Wszyscy cię akceptujemy, nie musisz wstrzymywać emocji. Jeśli chcesz płakać — płacz, jeśli chcesz krzyczeć to krzycz, jeśli chcesz mnie uderzyć, zrób to. Co mi do tego, w jaki sposób okazujesz uczucia? Po prostu je okazuj, do cholery! Nie jesteś sobą, prawda? Boisz się, że cię wyśmieję. Tak jest, czyż nie? Spójrz mi w oczy. — Vace chwycił twarz nastolatka i zmusił go do patrzenia na niego. — Nie jesteś zły, nie jesteś gorszy. Kocham prawdziwego ciebie, Damian. Wiem, że właśnie do niego mówię. Nie bój się być kimś, kim jesteś, proszę. Wiesz, myślałem o tym ostatnio i... Ja nie istnieję, prawda? Wymyśliłeś mnie, jestem tylko w twojej głowie? Nie rozumiem tego. To sprawia, że jestem przerażony. W każdej chwili mogę tak po prostu zniknąć, co nie? Boje się tego. Nie chce umierać. Bo przecież żyję? Powiedz, że żyję, Damian! Ja...Nie ma mnie? Chciałbym więc zobaczyć prawdziwego ciebie, zanim.. Mnie nie będzie. — Powiedział ze łzami w oczach. Dla Damiana to był smutny widok, ale jego przyjaciel mówił prawdę. Bolesną prawdę. To było w nim najgorsze, że zawsze trafiał w sedno.
— Nie wiem co powiedzieć. Bez was nie mam sensu. Nie możesz mnie zostawić. Nie zrobisz tego, obiecałeś mi, że będzie dobrze... Sprawiłeś, że podniosłem się na nogi, i sprawisz, że na nogi upadnę. Czuję się przy tobie inaczej, czuję się bezpieczny i rozumiany. Wiesz, że tak naprawdę mnie nie denerwujesz... Może czasem! Ale... Naprawdę nie chcę cię stracić, tak samo jak Xu... — Westchnął chłopak. Przytulił mocno Vace'a, spuszczając głowę w dół.
— Aww! Jesteś słodki! — Uśmiechnął się szeroko Vace. Zamknął oczy, i postanowił cieszyć się chwilą. Skierował swoją głowę ku słońcu, by to pieściło jego zaczerwienione od szczęścia policzki.
Źrenice Damiana rozszerzyły się, a jego usta otwarły. Zarumienił się na widok czerwonookiego nastolatka. Wyglądał zbyt pięknie, był zbyt piękny. Nie dopadła go jeszcze rozpacz świata, rozpacz, którą Damian tak bardzo kochał. Chłopak zahipnotyzował się w tym uśmiechu, w tych ustach i w tych oczach.
— Cholera... Ten idiota jest wszystkim czego pragnę. — Pomyślał wciąż wpatrzony w przyjaciela.
Czas jakoś dziwnie zwolnił, a ptaki jakby wyśpiewywały wypełnioną po brzegi cukrem pieśń.
— Je t'aime. [Przepraszam jeśli to źle napisałam:(] — Szepnął Vace uwodzicielskim głosem. Damian przebudził się ze swoich myśli, i zaczął zastanawiać, co to znaczy.
— Co?
— Kiedyś się dowiesz, chłopczyku. Swoją drogą, powinniśmy się już zbierać, chyba że znów chcesz spać na trawie w deszczu.
— Haha! Nie było tak źle!
Vace wyprostował się. Wstał i wyciągnął rękę do Damiana, by ten zrobił to samo. Nastolatek chwycił jego dłoń, i ziewnął. Poprawił włosy i uśmiechnął się ledwo widocznie.
I kiedy słońce zaczęło się obniżać, wtuleni w siebie, ruszyli do domu. Do ciepłego, kochanego domu. Brunet wiedział, że jego matki tej nocy nie będzie. Nawet jeśli by była, nie obchodziłoby go już to. Znalazł to, czego szukał całe swoje życie. Znalazł jego.
JOOŁ!! TO CHYBA MOJ NAJDLUZSZY ROZDZIAL W ZYCIU
POZDRAWIAM :} !!