Rozdział 24

1.3K 199 251
                                    

Sapnap siedział w bibliotece, zajmując się szukaniem informacji o zamku Techno. Był to spory budynek, na szczycie krateru. Ściany nie były równe, przypominały gołą skałę. Większość półek z książkami po angielsku pokrywał kurz. Mało kto tutaj znał ten język, na tak wysokim poziomie, aby móc je czytać. Znalazł tam takie klasyki jak Harry Potter, czy władca pierścieni. Po za tym podręczniki do chemii, biologii i matematyki. Nikt sobie nie zawracał głowy nawet segregowaniem i układaniem tych tysięcy opowiadań i powieści. Dostał pozwolenie na siedzenie tutaj, ponieważ zdobywanie wiedzy jest tutaj wręcz popierane. Zgodnie z poleceniem Karla skierował się do działu, gdzie znajdowała się literatura po angielsku. Wziął jedną z książek i otworzył na stronie pierwszej. Dostrzegł tam ten sam symbol, który znajdował się na fladze, przed zamkiem. Zaczął kartkować. Kiedy dotarł do rozdziału o zamku Technoblade zatrzymał się.

"Rok trzytysięczny, upadek Technoblade. Pokonany przez Ranboo pod Ordelią. Poddał się i przeżył. Nie doszło między nimi do starcia"

Rozchylił usta zaskoczony. Nawet z nim nie zawalczył? Jak do tego doszło? Czemu to zrobił. Czytał dalej, po chwili spojrzał na jedną linijkę, która zapisana była mniej starannie, jakby nabazgrana w kilka sekund.

"Odpuściłem mu, po tym jak błagał o litość"

Było to cztery lata temu, niecały rok po tym jak Ranboo opuścił zamek Technoblade. Dokonał zemsty i udowodnił, że nie jest nikim. W jaki sposób to zrobił bez miecza?

– Hej Nick – odezwał się ktoś zza jego pleców.

Obrócił się i spojrzał na Ranboo w garniturze i w okularach. Wyciągnął do niego rękę, dając znać, aby podał mu książkę. Czasem miał wrażenie, że ten gość jest wszędzie. Był niczym Dream, nie dało się przed nim ukryć

– Natrafiłeś na historię tego królestwa?

– Jak? – spytał lekko zszokowany.

– Jeżeli nikomu nie wygadasz mogę ci powiedzieć. Podporządkowałem sobie króla tego państwa, potem go uśmierciłem. Zastosowałem prostą manipulację. Łatwo objąłem tron, udając tego dobrego. Technoblade wszedł w wojnę z innym królestwem. Wymordowali siebie nawzajem. Kiedy był osłabiony i bez armii przyszedłem go zabić. Poddał się i na kolanach błagał mnie o litość. Odpuściłem mu. Mało kto wie o tym, że to ja wszystkim sterowałem. Po stracie większości dobytku musiał poświęcić lata, na odbudowę tego co miał. Ja zaszyłem się w zamku i w końcu mogłem odpocząć. Przez kilka miesięcy toczyłem walkę, nie korzystając z własnych wojsk. Zabiłem podstępem króla i księcia, by na tronie zachodniego królestwa zasiadł zastępca. Nie był on zbytnio inteligentny, więc udając przyjaciela potajemnie go wykorzystywałem. Wymordowałem tysiące, nie liczyło się dla mnie ich życie. Chodziło jedynie o doprowadzenie Techno do poczucia bezradności. Udało się. Kiedy wyjawiłem mu prawdę zrozumiał jaki niebezpieczny jestem. Boi się tego, że mogę uzyskać kontrolę nad czym tylko zechcę. Mam ręce całe we krwi, lecz jest ukryta pod rękawiczkami.

– Masz wyrzuty sumienia?

– Nie. Nie szkoda mi tych niewinnych ludzi, tej szlachty i debili na tronie. Dostałem to czego chciałem. Trochę krwawy sposób na zdobycie władzy, lecz skuteczny.

Brzmiało to inteligentnie, oraz drastycznie. Nie spodziewał się tego po nim. Przynajmniej teraz wie czemu Techno w jego towarzystwie zachowuje się jak potulny piesek.

– Teraz za to z nim sypiasz – zauważył.

Ranboo wiedział, że Sapnap nie ma przez to na myśli nic ultra dziwnego. Nie był to Dream.

– Dostał już nauczkę, teraz jestem z nim kwita – odparł spokojnie.

– Zasłużył.

Widać było, że Ranboo podchodzi już teraz do tego z pewnym dystansem. Dobrze było widzieć, że nie przejmuje się już tą całą sytuacją.

Technoblade Never DiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz