Chyba się budzę bo czuję okropny ból głowy. Piecze mnie..policzek. Ah, leżę twarzą na ziemi. Próbuję się poruszyć i natychmiast rezygnuję gdy wszystkie mięśnie naraz zaczynają mnie palić. Miejsce w którym się znajduję jest wilgotne, śmierdzi zgnilizną i naprawdę się teraz zastanawiam czy nie wylądowałam w ściekach. Ile minęło czasu odkąd tu jestem? Gdzie ja w ogóle jestem. Uchylam delikatnie powieki by zobaczyć... nic. Czuję moje serce w gardle. Chce mi się płakać z bezsilności ale przepaska uciska moje oczy tak bardzo że nie jestem w stanie. Chcę zapytać dlaczego akurat ja ale nie wiem kogo mam pytać. Czy to ma jakiś związek z tymi pieniędzmi ojca? W czym ja mogę.. -Ona żyje? - Są tu. Oni. Kim są oni. Co ja im zrobiłam. Dlaczego mnie tu trzymają. - Oczywiście, że żyje. Po cholerę nam trup? - Poznaję ten głos. Słyszę jak ten drugi podchodzi do mnie, chwyta mnie. To on mnie trzymał w aucie. Mam ciarki na całym ciele. Chcę umrzeć, nie chcę żeby mnie torturowali. Niech mnie od razu zabiją.
-Nie trzęś się, nie zrobimy ci krzywdy. - Mówi zdecydowanie za blisko mojej twarzy i bierze moje ciało na ręce. Czuję, że zaraz zwymiotuje. Nigdy się tak nie bałam.
Teraz jesteśmy w domu. Czuć to w powietrzu. Ciepło i kwiaty. Bardziej zaduch, jakby nie było tu okien. Ale po co te kwiaty? Mimo sytuacji w jakiej się znajduję myślę, że jestem bezpieczna, a przecież nie jestem. Czuję jak moje bose stopy dotykają milutkej wykładziny. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że zdjęli moje buty. Może nie chcieli żebym pobrudziła dywan?
-Usiądź. - Mówi męski głos należący do tego który przed chwilą mnie niósł. Zginam się lekko nie będąc pewna czy pode mną znajduję się cokolwiek, ale w końcu udaje mi się usiąść na krześle. Teraz już ktoś mniej delikatny przywiązuje moje ręce do oparcia. Jego ręce są wielkie, szorstkie i sprawiają, że czuję obrzydzenie. Zdejmują mi opaskę z oczu. Mrugam kilka razy żeby przyzwyczaić się do światła i pierwsze co widzę to dwóch mężczyzn. Jeden ma około 20 lat, nie ma tylu niedoskonałości związanych z wiekiem ile jego nieco starszy kolega. Ten z kolei wygląda jakby skończył trzydziestkę i nałogowo palił papierosy. Uśmiecha się do mnie szeroko, w ten zły sposób. Widzę jego żółtawe zęby i odwracam wzrok. Całe pomieszczenie ma niebieską tapetę i tak jak myślałam, nie ma tu okien. Wszystko wygląda jak w normalnym salonie, jest regał na książki i są kwiaty w wazonie. Może zaraz przyjedzie po mnie tata? Tak i przywieźli mnie tu tylko po to żeby przekazać mu córkę w wielkim stylu. Na pewno. Nie mija minuta jak wchodzi trzeci mężczyzna. Na oko 20 pare lat, nie wiele starszy od tego najmłodszego. Mierzy mnie wzrokiem, podnosi jedną brew i zaczyna się śmiać. Czuję jak krew mi wpełza na policzki. Co go tak we mnie rozbawiło?
-I to jest ten zastaw? - Mówi i śmieje się bardziej. Połykam ślinę i z trudem udaje mi się wymówić cokolwiek.
-Co?Łysy osiłek kuca przede mną, teraz mogę patrzeć prosto w jego paskudną twarz. Oblizuje wargi i uśmiecha się ponownie w ten swój obrzydliwy sposób.
-Wiesz jak działa lombard? Twój staruszek dał nam ciebie, żebyśmy mieli pewność, że odda nasze pieniądze na czas. Wtedy my mamy pieniądze a tatuś swoją córeczkę. Rozumiesz?
Prycham i przewracam oczami.
-Możesz być pewny, że policja już o tym wie. - Znowu się zaśmiał.
-I pewnie też wspomniał o tym, że jest nam winny pieniądze które ukradł? Oh, będą musieli szybko zająć się tą sprawą. - Wstał i wyszedł z pokoju razem z tym najstarszym. Dopiero teraz zobaczyłam rewolwer w jego tylnej kieszeni. Znowu boli mnie głowa.
-Chcecie mnie zabić? - Pytam, niemal pewna odpowiedzi, tego który został by odwiązać moje ręce.-Nie możemy, jesteś warta kilka milionów. - Przełykam ślinę. Ojciec zapożyczył się na grube pieniądze. -Więc co tu robię?
Uśmiecha się do mnie i nim się pozbieram, wbija mi strzykawkę w szyję.
-Mieszkasz.
CZYTASZ
Syndrom sztokholmski
Ficção AdolescenteWyobraź sobie, że masz te NAŚCIE lat. Na niczym ci nie zależy. Nie masz żadnych większych problemów ani nic. Gdyby ktoś podał ci linę i powiedział "Powieś się" odpowiedziałbyś "Czemu nie?". Codziennie wszystko jest takie same, uważasz się za kogoś l...