Nie mam co robić, ubrałam swoją kurtkę przeciwdeszczową i idę po jakiegoś energola na pobliską stację benzynową. Wkładam w uszy słuchawki. Jako, że to mój nowy telefon nie mam jeszcze na nim żadnej swojej muzyki, włączam radio. "Baby I'm wasted All I wanna do is drive home to you Baby I'm faded All I wanna do is take you downtown " Kurwa. Znowu. Nie możecie puścić w tym pieprzonym radio czegoś innego? Mam dość słuchania żrącej uszy "MUZYKI" o ruchaniu panienek na haju. Wyłączam radio ale nie wyjmuję słuchawek z uszu. Widzę z daleka dziewczynę z którą siedzę na..fizyce? Nie wiem. Ma na imię Amy, jest chorobliwie chuda i zawsze ma sińce pod oczami a mimo to wygląda świetnie.
-Nie na zajęciach? - Uśmiechnęła się do mnie szeroko pokazując przy tym swoje królicze jedynki. Podeszłam bliżej.
-Ojciec nie wrócił do domu a jakoś nie widzi mi się iść 8 kilometrów do szkoły.
Zmarszczyła brwi i zrobiła skwaszoną minę.
-Twój ojciec? Widziałam go 30 minut temu obok portu. - Zmieszałam się trochę. Tato nie ma łódki.
Pogadałam jeszcze chwilę z młodszą wersją Kate Moss i udałam się w stronę portu. Moje miasto nie jest super wielkie ale mamy tu wszystko co potrzebne a jak czegoś nie ma zawsze można pojechać do większej okolicy 10 kilometrów dalej. Droga znajduje się obok lasu. W ogóle wszystko tu jest blisko lasu. Zawsze jest tu wilgotno i chłodno, ale nie dzisiaj. Włożyłam ręce w kieszenie płaszcza bo mimo cieplejszej pogody niz zwykle wiał wiatr. Widzę już zacumowane łodzie i żaglówki. No i jeden jacht. Wygląda jakby ktoś z większego miasta zatrzymał się tu żeby załatwić jakąś sprawę i ruszyć dalej w wody. Zatrzymałam się obok jednego ze sklepików. Zatkało mnie z wrażenia. Obok jachtu stał łysy mężczyzna który wyglądał albo na zamożnego, albo jakby pracował dla kogoś zamożnego. Przykucnął i otworzył walizkę którą przed chwilą dał mu mój ojciec. Serce mi stanęło w gardle. Cała teczka jest wypełniona plikami banknotów. Tato dał mu nasze pieniądze. Skąd on je wziął?! Nigdy nie mieliśmy nawet na spłatę całego kredytu a za to można by kupić conajmniej trzy domy! Czy on ma coś wspólnego z jakimiś nielegalnymi interesami? Boże, nie mogę o tym dłużej myśleć.
-Jak możesz? - Spojrzeli na mnie obaj zakoczeni bo nie wiedzieli, że ktoś ich obserwuję
-Córeczko, co ty tu..
-JAK MOGŁEŚ? MÓWIŁEŚ, ŻE NA NAS ZARABIASZ CAŁE DNIE A TY ODDAJESZ NASZE PIENIĄDZE JAKIEMUŚ OBCEMU CZŁOWIEKOWI!
-To nie tak Lucrezia! - Próbował wyrwać walizkę z pieniędzmi którą przed chwilą podarował łysemu osiłkowi. Poleciała do góry i wleciała do wody z prawie wszystkimi pieniędzmi.
Nie mogę na to dłużej patrzeć. Biegnę w stronę domu najszybciej jak potrafię, wdeptując w kałuże i ciągle wycierając rękawem wilgotne policzki. Nie chcę ich już nigdy więcej widzieć. Nikogo. Otwieram drzwi kluczem spod wycieraczki i biegnę po schodach w brudnych butach, już o to nie dbam. Wyciągam mój plecak i pakuję do niego wszystko czego będę potrzebować. Kilka ubrań, latarka, portfel...Skittles. I gruby sweter. Zakładam plecak na jedno ramię i sięgam szybko po skarbonkę w kształcie królika z najwyższej półki. Zbierałam w nim pieniądze odkąd dostaję kieszonkowe. Patrzę na nią przez pół sekundy i nie myśląc dużo co robię rzucam nią jak najmocniej potrafię w ścianę. Cała się rozpadła. Zbieram wszystkie pieniądze które wyleciały, na oko jakieś pięć stów, tyle mi wystarczy.
Wybiegam z domu nie zamykając drzwi a po drodze wyrzucam klucz cała roztrzęsiona. Nigdy nie wrócę do tej zakłamanej rodziny.
Nie mogę uwierzyć, że ten dzień jest już dzisiaj. Środa 22 maja. Przez ostatnie dwie godziny zdążyło się już zrobić mroźno i zaczęłam dygotać zębami, teraz żałuję, że nie wzięłam szalika czy czegokolwiek. Idę głowną drogą obok lasu, rzadko jeżdżą tu samochody więc nie boję się, że ojciec może pode mnie podjechać. Nie mam zamiaru z nim wracać. Nie mam zamiaru wracać do matki. Nie chcę już nigdy więcej widzieć tej rodziny. Znajdę sobie lepsze życie, poradzę sobie. Wkładam słuchawki do uszu i włączam radio. Tym razem leci jakaś rytmiczna przyjemna dla ucha piosenka, że mimowolnie na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Nagle staje mi serce gdy coś śmignęło obok mnie. Dopiero się zorientowałam, że to było auto. "Idiota" pomyślałam. "Tu chyba można jeździć 60". Samochód który przed chwilą obok mnie przejechał zakręca jakieś 200 metrów dalej i jedzie teraz w moją stronę. Zmarszczyłam brwi, może chcą się zapytać o drogę. Pojazd zatrzymuje się z piskiem praktycznie obok mnie. Z otwartego okna wychyla się mężczyzna, na oko ma 28-30 lat. "Scott?" gdy wymówił moje nazwisko zamarłam. Mogłam się domyślić, że to ktoś od ojca już gdy zawrócił w moją stronę. Czuję lekkie ukłucie porażki, że udało mi się zwiać tylko na jakieś 2 godziny, więc kiwam tylko głową na "tak". Później wszystko działo się za szybko, z tylnych siedzień wyskoczyło dwóch mężczyzn z kominiarkami na głowie. Jeden złapał mnie i założył czarny worek na głowę, drugi wyrwał mój plecak, szybko wpakowali mnie do samochodu. Zaczęłam się rzucać ale nie było szans żebym się uwolniła, poczułam, że jeden z nich przepiera mnie do siedzenia krępując wszystkie moje ruchy. Z bezsilności zaczęły mi lecieć łzy, usłyszałam tylko jak ten co siedział obok mnie wrzasnął "Jedź, jedź, jedź!!!" do kierowcy. Dalej nic nie pamiętam. Zgaduję, że straciłam przytomność.

CZYTASZ
Syndrom sztokholmski
Teen FictionWyobraź sobie, że masz te NAŚCIE lat. Na niczym ci nie zależy. Nie masz żadnych większych problemów ani nic. Gdyby ktoś podał ci linę i powiedział "Powieś się" odpowiedziałbyś "Czemu nie?". Codziennie wszystko jest takie same, uważasz się za kogoś l...