Rozdział VI

349 23 3
                                    

Zmizerniałam.

To pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie po zobaczeniu swojego odbicia w lustrze. Moja skóra poszarzała, moje zwykle miedziane włosy sprawiły wrażenie jakby przygasły. Jedzenie wyłącznie śniadań odbiło się na moim wyglądzie jeszcze bardziej niż przypuszczałam. Mam dziwnie kościste ramiona i wklęsły brzuch. Oczywiście nadal nie jestem najszczuplejszą dziewczyną na świecie ale wyglądam okropnie. Szybko weszłam pod prysznic i wyszorowałam swoje drobniejsze ciało. Chyba nadszedł czas na zajrzenie po raz pierwszy do lodówki. Owinęłam ręcznik na piersiach i wyszłam z łazienki. Chyba i tak nie spodziewam się dziś gości. Z tego co zdążyłam zaobserwować to Theo lub jego o wiele starszy kolega przychodzili co 3 dni. Przeglądając produkty w lodówce naszła mnie pewna myśl. Zerkam na termin ważności mleka. Do 15 czerwca tego roku. Który mamy dzień? Potrząsam głową i odkładam karton na miejsce. Nie mam już w ogóle apetytu. Nie połknęłam nawet pastylki która każdego ranka czekała na moim stoliku. Prawdopodobnie dlatego mam taki zły humor, gdyby mnie nie faszerowali prochami już dawno wbiłabym któremuś widelec w szyję. Chyba zacznę zapisywać amatorskie sposoby na skrzywdzenie któregoś z nich. Numer jeden: widelec. Uśmiecham się na tą głupią myśl. Zaczynam żałować, że nigdy nie ćwiczyłam na W-F. Może jak wrócę do domu to zapiszę się na sztuki walki. Odwracam się by odnieść ręcznik do łazienki i zamieram w pół kroku. Na składanym krześle po drugiej stronie pokoju siedzi ten łysy napakowany mężczyzna niewiele starszy od Theo. Przypominam sobie jego śmierdzący oddech i krzywię się mimo woli. Mierzy mnie wzrokiem i uśmiecha się złośliwie. Co go tak rozbawiło? Gdy uświadamiam sobie w końcu, że jestem w samym ręczniku rumienię się zażenowana i zastanawiam się czy zdanie "rozbierać kogoś wzrokiem" jest tylko metaforą bo czuję się jakbym w ogóle nie miała zakrytego ciała. Może wystarczy, że go przeproszę i ucieknę na palcach do pokoju udając, że nic się nie stało?

-W ubraniach wyglądałaś młodziej. - Uśmiecha się spoglądając łapczywie na moje gołe ramiona. Co za typ! Czuję mdłości w moim gardle gdy widzę, że podchodzi do mnie powoli. - Pyłem pewny, że mam do czynienia z gówniarą. Widzę, że się myliłem. - Znowu mierzy każdy centymetr mojego ciała wzrokiem. Nie mogę się ruszyć. Moje stopy wrosły w ziemię i odmawiają posłuszeństwa. Patrzę na zbliżającego się do mnie osiłka i czuję jak łzy zbierają się w moim ciele ale nawet one nie mogą się ruszyć i wypłynąć na wierzch. Jestem za mała, bezbronna. Stoi niebezpiecznie blisko. Zamykam oczy i czuję jego oddech na moim policzku. Proszę.

-Mógłbym ci zrobić co tylko mi się podoba. - Odwija ręcznik z moich piersi. Czuję chłód na całym ciele. - Mógłbym wpakować swojego kutasa w twoje usta i połamać te kruche kości posuwając cię. -Chwyta moją pierś i ściska tak, że z bólu czuję łzy pod powiekami. Niech ten koszmar się już skończy.

-Proszę.. -Udaje mi się wykrztusić.

-Nie będę się tobą teraz zabawiać. - Złapał moje włosy i szarpnął w bok by odsłonić szyję. Przyłożył swoje usta tak blisko mojego ucha, że mogę niemal poczuć na skórze jakie są suche. -Jesteś zwykłą kurwą. I gdy będę miał ochotę cię wykorzystać zrobię to. Masz szczęście, że jestem taki miły informując cię o tym. - Szarpnął moją głową z taką siłą, że uderzyłam w ścianę obok a nogi ugięły się pode mną. Uchyliłam powieki i zobaczyłam, że łysy palant już zniknął. Gdy szłam do sypialni widoczność zasłaniały mi długo wstrzymywane łzy. Ubrałam się w drapiący sweter i czarne dżinsy. Nie myśląc długo zwinęłam się na łóżku w kłębek oplatając ciało ramionami. Teraz mogę płakać. - Myślę i szlocham najciszej jak potrafię. Nie chcę by któryś z nich mnie usłyszał.




-Nie ruszyłaś niczego z lodówki. Jeżeli tak dalej pójdzie padniesz nam z głodu i to z własnej woli. - Zażartował Theo stawiając przede mną tacę z jedzeniem. No i oczywiście tabletka.

-Nie jestem głodna. - Burknęłam zakrywszy się kocem.

Zmarszczył czoło gdy dostrzegł moją wczorajszą tabletkę na stole.

-Lucrezia, to jest po to żeby ci pomóc. - Wyjaśnił podając mi do ręki szklankę z wodą i pastylkę.

-Czuję się dużo lepiej gdy nie faszeruje się mnie prochami. -Posłałam mu uśmiech pełen gniewu. Gdyby nie to, że jestem o połowę mniejsza przywaliłabym mu w twarz. -Łatwo ci mówić, że to dla mojego dobra bo nie jesteś na moim miejscu. - Gryzę się w język by nie powiedzieć za dużo. Co jeśli jemu też odbije jak łysemu?

-Przecież nie dzieje ci się tutaj krzywda. Twoje przyczepianie się na siłę do wszystkiego jest męczące. - Patrzy na mnie jakby tracił cierpliwość na wyjaśnianie małemu dziecku czegoś co jest oczywiste.

Czuję jak krew mi bulgocze z wściekłości. Teraz nie potrafię się powstrzymać i cedzę przez zaciśnięte zęby:

-Co ty wiesz o krzywdzie? - Patrzę w jego twarz i powtarzam. - Co ty wiesz o krzywdzie?! Wmawiasz mi, że mogę się czuć tu swobodnie jak w domu bo mam wszystko czego mi potrzeba. Jestem w więzieniu nie w domu! Nie mam z kim rozmawiać, nie mogę zaczerpnąć świeżego powietrza. A! No i jestem zabaweczką trzech dorosłych facetów którzy trzymają kurwa spluwę w spodniach! Ładna mi wolność! Serio, chyba będę tęsknić za tym wspaniałym miejscem. - Odwracam wzrok żeby nie widzieć wyrazu twarzy Theo. Pewnie zaraz rzuci się na mnie z łapami jak jego kolega tylko, że nim nie będzie kierowało chore pożądanie.

-Lucrezia. - Widzę, że robi krok w moją stronę. Spanikowana przesuwam się jak najdalej a on się zatrzymuje jakby moja reakcja powiedziała mu coś czego ja nie powiedziałam. Mierzy mnie zaniepokojonym wzrokiem a ja przegryzam wargę tak mocno, że czuję krew w ustach . -Myślałem.. - Przerwał uśmiechem odsłaniającym jego zęby. Popatrzył na sufit i mówił dalej. -Wcześniej myślałem, że naprawdę przestałaś się mnie bać. - Co on sobie wyobraża? Próbuje ze mnie zrobić winną tego wszystkiego?

-Chyba zawsze będę się bać. - Odpowiadam szeptem a mój głos brzmi jak nie mój. Te wypowiedziane przeze mnie słowa są czymś co wiem na pewno. Zawsze będę się go bać. Nawet jeżeli przez chwilę myślałam, że nie mam powodów by się obawiać. To uczucie strachu będzie wracało ze zdwojoną mocą za każdym razem. Resztkami sił zmuszam się by spojrzeć na Theo. Jego wzrok jest lodowaty a wyraz twarzy nieodgadniony.




KIEDYŚ


-Nie wierzę, że nie chcesz mieć dzieci! - Zaśmiał się a ogniki w jego oczach zdradzały, że miał niezły ubaw.

-Naprawdę! Są hałaśliwe i śmierdzą. Poza tym, byłabym okropną matką. - Przewróciłam oczami. Wpatrywał się we mnie z ciepłym uśmiechem na ustach. Robił to zdecydowanie za długo bo onieśmielona spaliłam buraka i odwróciłam wzrok. - A ty?

-Co ja? - Odpowiedział wytrącony z równowagi.

-Chciałbyś mieć dzieci? - Zaśmiał się cicho po czym zbliżył usta do mojego policzka. Był tak blisko, że gdy odpowiadał smyrał wargami moją skórę.

-Nie chciałbym żebyś czuła się niekomfortowo z powodu hałaśliwych, śmierdzących bachorów. - Zadrżałam.

-Co ty pleciesz?

Odsunął się i uśmiechnął szerzej niż do tej pory.

-Nic.


To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 02, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Syndrom sztokholmskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz