chapter ten

806 84 170
                                    

Było wcześnie rano i panował lekki półmrok, gdy Cecylia narzuciła na siebie szlafrok i cicho wymknęła się z dormitorium, starając się zapanować nad nerwowymi reakcjami własnego ciała.

Nie wiedziała czy postępuje słusznie. Długo rozważała wszystkie za i przeciw. Starała się odłożyć na bok strach i racjonalnie przeanalizować możliwe rozwiązania.

Udało jej się zasnąć ledwie na trzy godziny, umysł nie był tak lotny jak zazwyczaj, a mimo to próbowała zachować chociaż trochę koncentracji. W głowie powtarzała przygotowaną formułkę, to wszystko co miała nadzieję poprawi jej sytuację.

Skierowała się do dormitorium chłopaków z szóstego roku i bez pukania weszła do środka.

Zdecydowała się zrealizować swój plan tak wcześnie rano z dwóch powodów. Po pierwsze, by kompletnie nie stracić odwagi i mieć to już za sobą. Po drugie, nie do końca rozbudzony Rabastan mógł zareagować spokojniej. Istniało co prawda ryzyko, że zbyt wczesna pobudka mocno go rozdrażni, ale Cecylia czuła, że dłużej nie wytrzyma zamknięta w dormitorium.

Zastanawianie się co zrobi Rabastan, rozmyślanie o jego zachowaniu było psychicznie obciążające i wykańczające.

Dlatego zdecydowała się na konfrontację. Pełna obaw i zdenerwowania, bo wiedziała, że tym razem nie może liczyć na niespodziewaną pomoc Regulusa.

Podeszła cicho do łóżka i odsłoniła kotary.

Śpiący Rabastan wyglądał tak niewinnie. Serce przyśpieszyło jej nieznacznie, poczuła suchość w gardle. Trzy razy wyciągała i cofała dłoń, aż udało się jej dotknąć ramienia chłopaka. Ten sapnął przez sen, więc trąciła go trochę mocniej.

— Rabastan...

Rozchylił jedno oko, a Cecylia z trudem przełknęła ślinę. W myślach nadal powtarzała sobie wszystko, co chciała mu powiedzieć. Zupełnie jak mantrę, która miała przegonić złe duchy.

— Cecylia...? Co ty...?

— Rabastan, wiem, że jest rano, ale muszę... chcę ci wszystko wyjaśnić.

Rabastan przetarł oczy i podniósł się do pozycji siedzącej.

— Teraz?

— Tak, teraz. Proszę — dodała jeszcze i zmusiła się, by spojrzeć wprost na niego. Chciała, żeby miał poczucie jak bardzo jej zależy.

— Dobrze.

Przeszli do pokoju wspólnego, pustego ze względu na wczesną porę. Rabastan usiadł na kanapie i stłumił ziewnięcie. Cecylia stanęła bliżej kominka, zapewniając sobie przestrzeń i dystans.

Rabastan, zaspany i z rozczochranymi włosami, nie wyglądał tak groźnie, a na pobudkę zareagował dość spokojnie, ale ona i tak czuła się gorzej niż podczas zeszłorocznych egzaminów. W relacjach międzyludzkich wiedza zdobyta z przeczytanych książek na niewiele się zdawała.

— Rabastan, chciałam, żebyś wiedział, że to co powiedziała ci Dorcas Meadowes to nieprawda. Żaden chłopak poza tobą mi się nie podoba, a już na pewno nie żaden z Gryfonów.

Pierwsze kłamstwo. Przeszło przez gardło łatwiej niż się spodziewała. Oznaką zdenerwowania były dłonie zaciśnięte w pięści, które ukryła w kieszeniach szlafroka. Rabastan zmrużył oczy, ale ich wyraz pozostał neutralny, bez tego niebezpiecznego błysku.

— Na eliksirach wcale nie bawię się dobrze i nie jestem zadowolona z tego, że muszę pracować z Gryfonami, ale staram się zachowywać tak, by przypodobać się Slughornowi i nie wypaść z Klubu Ślimaka. To dlatego jestem miła dla... Pottera. Wiesz, że kontakty Slughorna mogą być przydatne.

Bezwonna Amortencja {czasy Huncwotów} (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz