chapter eleven

788 85 147
                                    

Pogoda w dzień pierwszego wyjścia do Hogsmeade była całkiem znośna. Przez chmury uparcie przebijało się słońce, wiał delikatny wiatr i nie zanosiło się na deszcz. Cecylia, w dość dobrym humorze, który jeszcze w dormitorium poprawiła jej Lysandra, razem z przyjaciółką udała się na śniadanie, nie mogąc doczekać się odwiedzin w magicznej wiosce.

Starała się nie myśleć, że czeka ją spotkanie z Bellatrix. Prócz niej miała być na nim Lysandra oraz Narcyza, którą Cecylia darzyła sympatią. Przy młodszej siostrze Bellatrix zawsze wydawała się w jakiś sposób łagodniejsza, więc o czymkolwiek chciała rozmawiać, istniało duże prawdopodobieństwo, że Narcyza będzie hamować jej temperament.

Dla Cecylii najważniejsze było, że po tym spotkaniu ona i Lysandra będą miały czas tylko dla siebie, bo i Rabastan, i Regulus wiedząc o nim stwierdzili, że ten dzień spędzą we własnym gronie.

— Konfitury malinowe, tego mi trzeba — Lysandra sięgnęła po słoiczek i jeszcze ciepłe tosty. Posmarowała je dość obficie i podsunęła talerz Cecylii — Wszystko ma być zjedzone.

— Lys, dzięki, ale przecież sama potrafię...

— Pani Pomfrey wyraźnie powiedziała, że masz regularnie jeść. A ja zamierzam tego dopilnować. Chcesz herbaty czy kawy? O, cześć Reg. Masz ochotę na tosta?

Regulus kiwnął głową na powitanie i usiadł obok Lysandry. Tuż za nim pojawił się Rabastan. Niby zwyczajnie zajął miejsce po lewej stronie Cecylii, ale wpatrywał się w nią o wiele za długo, by mogła uznać to za normalne. Lekko zestresowana jego spojrzeniem, swój wzrok skupiła na toście, czekając aż Rabastan się odezwie.

— Ładnie wyglądasz.

— Och... — wyrwało jej się. Zerknęła na Rabastana. W jego oczach chyba po raz pierwszy dostrzegła podziw — Dziękuję.

— Naprawdę ładnie.

Była to niewątpliwie zasługa Lysandry, która uznała, że skoro wybierają się go Hogsmeade, mogą porzucić szkolne mundurki i odrobinę zaszaleć z wyglądem. Dlatego wybrała dla Cecylii długą spódnicę w butelkowozielonym kolorze z wysokim stanem, podkreślającym talię, którą Coxshall dostała na ostanie urodziny od wuja Castora i jego partnerki Racheli. Lysandra dobrała do tego dopasowaną, czarną bluzkę ze zdobnymi guzikami. Włosy spięła jej w luźnego koka z tyłu głowy, puszczając wolno kilka loków, by te opadały na policzki. Uparła się, by nie pomijać też makijażu, w konsekwencji czego usta Cecylii podkreśliła perłowa pomadka, która utrwalona została specjalnym zaklęciem, a rzęsy znacząco wydłużone.

Lysandra, ubrana w sukienkę o miodowej barwie, sama wyglądała jeszcze atrakcyjniej niż na co dzień i była bardzo zadowolona z efektu przygotowań. Dzięki niej Cecylia znów poczuła się jak młoda, ładna dziewczyna.

Ale to, że Rabastan dostrzegł zmianę w jej wyglądzie dość mocno ją zdziwiło.

— Zaczynam się zastanawiać, czy słusznie pozwoliłem ci spędzić ten dzień z Lysandrą — nadal lustrował ją spojrzeniem, z którego podziw powoli zaczął znikać — Wyglądasz za ładnie. A w Hogsmeade...

— Rabastan, mieliśmy sobie ufać, prawda? — starała się być wobec niego delikatna i spokojna, by niepotrzebnie nie rozniecać konfliktu — Dobrze wiesz, że ja i Lysandra najpierw spotykamy się z Bellatrix i Narcyzą, a potem Lysandra chce poszukać sukienki na świąteczne przyjęcie do Slughorna. Nic więcej nie planujemy. Jeśli ci zależy... — na chwilę zawiesiła głos, mając nadzieję, że Rabastan jednak nie zdecyduje się psuć jej tego dnia — To możesz nam w tym towarzyszyć.

— Mam ważniejsze sprawy niż oglądanie sukienek — mruknął, wyraźnie urażony jej propozycją — Później spotkamy się w pokoju wspólnym i opowiesz mi wszystko, tak?

Bezwonna Amortencja {czasy Huncwotów} (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz