chapter six

886 80 115
                                    

Cecylia przeszukała swoją część dormitorium, choć doskonale wiedziała, że to bezcelowe. Musiała zostawić podręcznik do eliksirów w klasie. A razem z nim także list.

— Już jestem — Lysandra weszła do dormitorium, zapach jej słodkich perfum zaczął dominować w całym pomieszczeniu.

— Gdzie byłaś? — Cecylia zerknęła przelotnie na przyjaciółkę, na której twarz gościł tajemniczy uśmiech. Zaraz po śniadaniu Lysandra ulotniła się z Wielkiej Sali, nie informując Coxshall gdzie i po co idzie.

— U Slughorna. Też zrezygnowałam z run i numerologii.

Cecylia rozszerzyła oczy, nie dowierzając w to co słyszy.

— Lys, przecież nie musiałaś...

— Nie musiałam, ale chciałam - odpowiedziała spokojnie i poprawiła ciemnozieloną opaskę na włosach — Cecylia, bez ciebie to już nie to samo. Lubię Melindę, ale siedzenie z nią na zajęciach nadszarpnęłoby moje zdrowie psychiczne — zaśmiała się cicho — Nie miej takiej miny. Przecież to normalne wśród przyjaciół. A Slughorn trochę pomarudził, wypytywał co się z nami dzieje, ale sprzedałam mu tę śpiewkę, co i ty. Że chcemy skupić się na ważniejszych dla nas przedmiotach. I odpuścił.

Cecylię ogarnęło wzruszenie. Podeszła do Lysandry i mocno ją przytuliła.

— Coxshall, bo zaraz się poryczę — Rosier odwzajemniła uścisk — Strasznie wrażliwa się ostatnio zrobiłaś.

— Wydaje ci się. I dziękuję. Naprawdę.

— No już, starczy tych czułości. Idziemy do biblioteki? Obiecałam Regulusowi, że wieczorem pomogę mu z esejem na eliksiry. Do tego czasu muszę ogarnąć swoje prace domowe.

Cecylia przytaknęła na pomysł przyjaciółki. Rabastan z Regulusem od razu po śniadaniu udali się na boisko do quidditcha, na polecenie kapitana drużyny, Roberta Notta, który miał duże parcie, by w tym roku końcowe zwycięstwo w szkolnych rozgrywkach należało do Ślizgonów.

Cecylii popierała ten pomysł, z uwagi na fakt, że quidditch zawsze dobrze działał na Rabastana. Chłopak mógł się wyżyć na miotle, rozładować agresję uderzając pałką w tłuczki i pozostawiając negatywne emocje w powietrzu. Coxshall musiała przyznać, że w czasie wczorajszej imprezy zachował się wobec niej całkiem przyzwoicie. Był zadowolony, że dziewczyna podporządkowała się jego woli, choć Cecylia czuła się trochę rozbita po rozmowie z opiekunem ich domu. Myślała o Cynthii Sanderson i jej rodzinie, ale tego tematu w pokoju wspólnym Ślizgonów nie poruszano. Ona też nie zamierzała dywagować co się stało. Ognista, której pokaźne ilości przynieśli siódmoklasiści, miała spore wzięcie, ale towarzystwo, w którym ten wieczór spędzała Cecylia ograniczyło się do kremowego piwa. Nawet Rabastan odpuścił sobie alkoholowe szaleństwo.

— Od czego zaczynamy? — spytała Lysandra, gdy dotarły już do biblioteki i zajęły jeden ze stolików usytuowanych tuż przy oknie. Po drodze zajrzały do klasy, w której odbywały się zajęcia z eliksirów, ale podręcznika Cecylii tam nie było.

— Może zaklęcia? — zaproponowała, skupiając myśli na zadanych tematach — Z tym powinno pójść nam najszybciej.

Obie zabrały się do pracy. Po bibliotece kręciło się sporo uczniów, szczególnie ze starszych roczników. Wypracowanie na zaklęcia nie sprawiło większych problemów, Lysandra była w wyśmienitym humorze, którym trochę zaraziła Cecylię.

— Widziałaś jak Amanda wdzięczyła się wczoraj do Marcusa? — Rosier uśmiechnęła się chytrze do Cecylii, która kończyła swój esej.

— Chyba wlała w siebie zbyt dużo Ognistej — stwierdziła i odłożyła pergamin, by atrament mógł wyschnąć — Na trzeźwo na pewno nie miałaby tyle odwagi.

Bezwonna Amortencja {czasy Huncwotów} (Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz