»»---->rozdział zero

145 25 3
                                    

**•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚***•̩̩͙✩•̩̩͙*˚ ˚*•̩̩͙✩•̩̩͙*˚*








     Kiedyś lubiłam wuef.

     Nawet bardzo.








     Po rozpoczęciu szkoły w liceum, Natalié nie potrafiła ufać ludziom tak jak dawniej. Strata Adama i reszty przyjaciół, którzy wypowiadali sobie sporadyczne hej niezwykle ją przytłaczała. Niemniej jednak, aby przetrwać odzywała się do uczniów z nowej klasy, lecz swój smutek odsyłała w niepamięć, gdy przychodziła na dodatkowe zajęcia z siatkówki. Poniedziałkowe popołudnia były dla niej przychylne, lecz po zakończeniu treningów odczuwała ten sam niepokój. Początek tygodnia, jeszcze cztery dni do wymarzonego, samotnego weekendu.

     Była odludkiem, choć uśmiechanie się do innych nie sprawiało jej wielkiego problemu. Po prostu nie chciała się angażować w przyjaźń. Osoby godne tego statusu nie mogły zostać zastąpione. Nie dla niej.

     Dlatego też kiedy spotkała tamtego chłopaka po raz pierwszy, nie chciała w nim widzieć przyjaciela. Pierwszy raz w życiu zapragnęła czegoś więcej.

     Natalié szła z workiem piłek do siatkówki. Na dworze było jeszcze ciepło w październiku, więc trener zaproponował grę na zewnątrz. Chłopaki za karę musieli robić pompki za niewielkie przewinienie dlatego nauczyciel wysłał jedną z dziewczyn do kantorka. Szatynka bez wahania odwróciła się na pięcie i poszła po piłki. Dziewczyny niezbyt lubiły jej towarzystwo, głównie dogadywała się lepiej z chłopakami. Ich niechęć Natalié miała głęboko gdzieś i nie przejmowała się krzywymi spojrzeniami lasek, które zostawały po lekcjach tylko dla tego, aby popatrzeć na umięśnionych uczniów z wyższych klas.

     W spokoju poszła do szkoły, w której było zdecydowanie chłodniej niż na dworze i poczuła gęsią skórkę spacerując korytarzem w krótkim rękawku.

      Nagle na końcu długiego korytarza zobaczyła chłopaka o wzroście mniej więcej metr siedemdziesiąt. Był ubrany w zielono-biały strój do siatki, który ani w jednym procencie do niego nie pasował. Złapał się za głowę i ponownie szarpnął za klamkę drzwi prowadzących na halę gimnastyczną, a Natalié patrzyła na czarnowłosego nieznajomego, którego nigdy tu nie widziała.

     Wzruszyła ramionami i przeszła dalej, a gdy tylko go minęła poczuła na swoim barku czyjąś dłoń. Była ona delikatna i ciepła, a gdy szatynka spojrzała na chłopaka ujrzała w jego dolnej wardze na środku srebrny piercing.

     — E... Przepraszam — zabrał szybko swoją dłoń. — Przyszedłem na trening siatkówki. Mój kolega mnie zaprosił, ale sala jest zamknięta. Nie wiesz czy ten trening jest odwołany? Czy może nie? — zapytał lekko się denerwując, ponieważ nie spodziewał się, że dziewczyna, którą przypadkowo zaczepi okaże się być tak piękna i inna.

      Nie miała na twarzy ani grama pudru, a jej usta były widocznie malinowe bez używania żadnej szminki. Była taka drobna i naturalna. Natalié również odebrało mowę. Smukła twarz, wyrazisty, brązowy kolor tęczówek oraz szczupłe ciało, na którym wisiały paskudne spodenki oraz szeroka koszulka do gry.

     — Ja... — jej głos stał się tak cienki, że po wypowiedzeniu jednego słówka zrobiła się czerwona. — T... Tre... Cholera — powiedziała głośno i wyraźnie, a wtedy czarnowłosy uniósł swoje kąciki ust i zachichotał.

     — Spokojnie. Mnie też trudno było się odezwać — wyznał, nie kryjąc tego, że chciał się zaprzyjaźnić z młodszą od siebie dziewczyną.

Mrs&Mr DepressionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz