Prolog

6.3K 93 16
                                    

5.06.2016.

Kate

- Do zobaczenia, Emmo. - powiedziałam, gdy kończyłam swoją zmianę z pobliskiej kawiarence, do której mimo wszystko miałam jakiś ogromny sentyment.

Uwielbiałam w niej przebywać. Kochałam widok tych rodzin, które przychodziły tutaj w celu spędzenia wspólnego czasu, w towarzystwie swoich rozmów i śmiechów. Mimo, że nie pracuję tutaj za długo to i tak zdążyłam już przywiązać się do tego miejsca. Przypominało mi ono dom mój i rodziców, który jeszcze przed ich śmiercią pachniał ciepłem i troską.

Kiedy zginęli dwa lata temu, byłam jeszcze nastolatką nie mającą pojęcia o życiu. O jego przeszkodach, które przytrafiały się niemal na każdym kroku. Byłam zagubioną gówniarą, która nie wiedziała co ze sobą zrobić. Dojść do siebie pomogła mi dopiero Emma, która widząc mój stan psychiczny zapisała mnie do psychologa, który już po paru wizytach dał mi do przemyślenia. Byłam z siebie dumna. Z tego, iż mimo przeszkód dałam radę i nie poddałam się. Było ciężko, ale w życiu zdarzają się wzloty i upadki, które trzeba pokonywać.

- Kate, słyszysz mnie? - powiedziała starsza kobieta, od której na kilometr biło troską i poczuciem bezpieczeństwa.

To właśnie była Emma. Ta niska i nieco pulchna kobieta pomogła mi jak nikt nigdy. Była ze mną zawsze i wszędzie. Nawet wtedy, gdy była w trakcie pieczenia swoich pysznych szarlotek, które tak bardzo wielbiłam. Jak zawsze na jej twarzy tkwił szeroki uśmiech, a na jej biodrach przepasany był brązowy fartuszek z nazwą kawiarni, której była właścicielką.

- Przepraszam, zamyśliłam się. - odchrząknęłam. - O czym mówiłaś? - zdjęłam fartuch i odłożyłam go do swojej szafki, w której nie panował porządek.

Standard.

- Mówiłam o tym żebyś sobie zabrała kawałek ciasta, ponieważ został, a klientom i tak tego nie sprzedamy. - powtórzyła, ale tym jednak razem już jej słuchałam.

Pokiwałam w zrozumieniu głową, po czym odebrałam z jej rąk pudełko, w którym znajdowało się ciasto. Szybko jej podziękowałam i chowając pakunek to torebki, pożegnałam się z nią szybkim uściskiem, znikając za drzwiami, które przez moje wyjście, wydały z siebie skrzypiący odgłos.

Na tej doskonale mi znanej dzielnicy jak zawsze panował głośny chaos, a zaśmiecone ulice aż się prosiły o ich posprzątanie. Ludzie wokół chodzili wymieniając między sobą najnowsze plotki, a w ich dłoniach znajdowały się kubki ze świeżą kawą, która najczęściej pochodziła właśnie od kawiarni Emmy. Szereg aut tworzył korek, przez co można było usłyszeć nieustające trąbienie, a słońce na niebie niesamowicie grzało co było chyba jedyną cechą, dla której lubiłam tu przychodzić, nie licząc rzecz jasna kawiarni.

Uważając na przechodzących obok ludzi, żwawym krokiem kierowałam się w stronę mojego małego mieszkania, położonego na całe szczęście daleko od tego zgiełku ludności. Jak zawsze mijałam te same drzewa, kwiaty i krzewy, które pod wpływem lata były jeszcze piękniejsze, niż wcześniej. Po drodze mijałam również miejscowe dzieci i osoby dorosłe, które wracały tak jak i ja ze swoich prac, bądź szkół. Moim miejscem docelowym była zwykła, niczym niewyróżniająca się kamienica, która słynęła z wścibskich sąsiadek rozpowiadających niestworzone plotki.

Nim się obejrzałam właśnie ten budynek zwrócił na siebie moją uwagę, gdy obserwując tutejszy krajobraz stanęłam pod swoją kamienicą. Powolnie weszłam do starego, lecz zadbanego budynku i uważając, aby nie trzasnąć drzwiami, po schodach weszłam na drugie piętro, na którym znajdowało się moje mieszkanie. Gdy już pod nimi stanęłam, w torbie wyszukałam klucze, które tkwiły na jej dnie. Wzięłam je w dłonie, po czym wsunęłam je w zamek, a gdy te puściły, popchnęłam je wchodząc do środka.

PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz