Rozdział 13

459 14 1
                                    

-Zaniosę miecze na salę.
-Dzięki.
-To na razie. 
-Ben! Emily! Gdzie byliście? Co z balem? Chodźcie zobaczyć. - podeszła do nas Jane - Patrz. To jest ten nowy witraż.
-Mal będzie zachwycona. - powiedziałam zadowolona. 
-Jest taki piękny! - powiedziałyśmy równocześnie z podekscytowaniem. Zaśmiałyśmy się lekko. Ostatnio kontakt nam się polepszył i bardzo się z tego cieszę. Brakowało mi jej.
-Chcesz to odwołać? - Ben zapytał fioletowowłosej. 
-Wiecie co? Wrócę później. Za jakoś bardzo, bardzo nie długo. 
-Nie, nie. Pogadajmy. Przemyśl to na spokojnie. 
Evie podeszła do nas i chwyciła mnie i Mal za ramię.
-Musimy pogadać. 
-OK.
-Nie. - powiedział zdecydowanym tonem Carlos. Odwróciłam się w jego stronę i posłałam pytające spojrzenie. 
-Nie?
-Non stop odchodzicie gdzieś na bok i sobie szepczecie o tych waszych babskich sprawach i ploteczkach. A ja i Jay mamy tego dosyć. 
-Ja nie mam.
-Też jesteśmy rodziną. Sporo przeszliśmy. Wszyscy razem. Tak ma pozostać dobrze? - wszystkie kiwnęłyśmy głową na znak zgody. -No to usiądźmy. - wszyscy staliśmy i patrzyliśmy na chłopaka. -Siad Jay. - usiedliśmy w kółku. -Nie wiem co się teraz mówi. 
-Co jest? - zaczął syn Jafara. Wraz z Evie zaśmiałyśmy się cicho. 
-Emm... Więc... Jestem w totalnej rozsypce. - odezwała się córka Diaboliny. Spojrzałam na nią zmartwiona. -Jeszcze pół roku temu na wyspie... No wiecie. Wykradałam cukierki ze sklepu i nagle mam być jakąś damą dworu? Ja naprawdę nie mam pojęcia jak to udźwignąć. 
-To odpuść. 
-Widzicie? Głupi pomysł. - powiedział Jay.
-A może wcale nie? Zawsze będziemy dzieciakami z wyspy. Nawet Emily. - uśmiechnęłam się do nich. -Próbowałam o tym zapomnieć. Wierzcie mi ale... To są nasze korzenie. Robiliśmy złe rzeczy z konieczności. Żeby przeżyć. I to nas ukształtowało. Nigdy nie będziemy tacy sami jak ludzie stąd. I w porządku. Nie szkodzi. - łał. Nie wiedziałam, że Evie tak motywuję. 
-Nie ma co udawać. 
-Nie. 
-Bez księgi zaklęć i tak się nie da.
-Jeśli Ben nie kocha prawdziwej ciebie, to nie trać czasu. I z całym szacunkiem dla niego bo to jednak mój przyjaciel ale jeśli tak jest... To jest ślepy. I bardzo, bardzo głupi. Bo jesteś cudowna Mal. I nie udawaj prawdziwej księżniczki, bo po mimo, że się tu urodziłam to nawet w najmniejszym procencie nie jestem idealną księżniczką. I jeśli Ben złamie ci serce to przysięgam na Bestię, że nic go nie uratuję. - powiedziałam i wszyscy się zaśmialiśmy. 
-Punkt Emily.
-Daj mu szanse.
-Idę dokończyć poprawki przy twojej sukience. Ale spokojnie, bez presji w razie czego będzie na ciebie czekać. 
Wraz z niebieskowłosą przytuliłyśmy córkę Diaboliny. 
-Idziemy Stary.
Wstaliśmy ze swoich miejsc i poszliśmy w stronę akademika. 

Razem z Lonnie stoimy w pomieszczeniu obok hali do trenowania szermierki. Jesteśmy bardzo podekscytowane. Nasze pierwsze zajęcia szermierki! Po tylu latach w końcu się udało!
-Słuchajcie chłopaki! Jest taka sprawa. Jak wiecie urodziłem się na wyspie. A tam lekko nie jest. Ale jest jedna rzecz w której jesteśmy od was lepsi. Trzymamy się razem. Nie ważne jaką mamy płeć.
-Czekaj Jay w Auradonie nie łamiemy zasad. - Chad błagam cię przymknij się. -Takie rzeczy to tam u was ale nie tu. Właśnie.
-Drużyna składa się z kapitana i ośmiu mężczyzn. O to wasz nowy kapitan panowie. 
Z pomieszczenia wyszła Lonnie. Dobrze słyszycie Lonnie. Udostępniłam jej miejsce kapitana. Zawsze chciała chodzić na te zajęcia. Zależało jej bardziej niż mi. Więc postanowiliśmy, że ja po prostu będę chodzić na zajęcia i ewentualnie pomagać w treningach ale nie będę wchodzić w skład drużyny. 
-Łoł co?!
-A to jej pomocnik.
Tym razem wyszłam ja.
-Emily nie może być w drużynie! Jest kobietą.
-Nie jestem w drużynie Chad. Tylko pomagam. - uśmiechnęłam się do niego wrednie. Ach... Jak ja kocham mu dokuczać. Jay dał Lonnie gwizdek.
-Dziękuję.
Wszyscy zaczęliśmy bić brawo i złożyliśmy jej pokłon. Cóż... Wszyscy oprócz Chada. 
-Masz. - powiedział od niechcenia i zrobił to samo co my. Lonnie zagwizdała w gwizdek.
-Dziesięć pompek! Na podłogę!
Postawiłam jedną nogę na Chada. 
-Masz wakacje Chad? - spytałam. 
-Niezła forma Jay. Dobra koniec treningu. Wynocha stąd. 
-Świetnie ci idzie Lonnie.
-Dzięki.
Poszłam się przebrać i załatwiać kolejne sprawy związane z balem.

Rozmawiałam właśnie z mamą, która pytała się mnie co założę na bal. Jakby to była najważniejsza rzecz?
-Mamo proszę cię to nie jest takie ważne. 
-Emily! Hej. - podbiegł do mnie Carlos i chwycił za ramiona. Uśmiechnęliśmy się do siebie. -Pójdziesz ze mną na bal? - nie zrozumiałam pytania przez mamę która cały czas mówiła o tym samym. 
-Tak, tak jasne. Pamiętam, że przyjedzie Luna. - powiedziałam do rodzicielki. 
-Nie. Yyy... W sensie... Ze mną. 
-Dobrze mamo załatwię fontannę z czekoladą. 
-Będzie ciężko. - chłopak złapał mnie za rękę w której trzymałam telefon. -Emily. - spojrzałam na niego, a on opuścił moją dłoń w dół. Rozłączyłam się. Zadzwonię do mamy później. -Czy mógłbym cię zabrać na bal? - zapytał powoli. Uśmiechnęłam się lekko. -Może nie znienawidzisz mnie w trakcie wieczoru. Może chciałabyś być kimś więcej niż przyjaciółką? Może... 
-W sensie byłabym twoją dziewczyną? I całowalibyśmy się zamiast przybijać piątek i mówiłabym ci, że jesteś super? Carlos jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie!
-Tak samo ja jestem najszczęśliwszą dziewczyną... W sensie chłopakiem! Najszczęśliwszym. 
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Podeszłam do niego i przytuliłam. Białowłosy stał przez chwilę bez ruchu ale po chwili odwzajemnił uścisk. Mój telefon zaczął dzwonić. 
-Wybacz. Muszę odebrać.
-Jasne.
Zaczęłam odchodzić kiedy się zatrzymałam.
-Carlos?
-Tak?
Pocałowałam chłopaka w policzek i uśmiechnęłam się.
-Do zobaczenia! - powiedziałam i odeszłam.

-Cześć dziewczyny! - powiedziałam po wejściu do naszego pokoju. -Nie uwierzycie! Carlos zaprosił mnie na bal! I zapytał się mnie czy zostanę jego dziewczyną!
-Nie gadaj! Wiedziałam, że w końcu się odważy! 
Razem z Evie zaczęłyśmy skakać i piszczeć. Mal siedziała na swoim łóżku i się z nas śmiała.
-W takim razie moja droga chodź. Zrobiłam ostatnie poprawki w twojej sukni. Masz i idź się przebrać. Jak wyjdziesz zrobimy ci fryzurę, bo makijażu nie potrzebujesz.
-I tak nie dałabym ci nałożyć choć trochę różu. 
-Wiem. Dla tego idź się przebrać nie mamy dużo czasu.  

-Gotowe. -powiedziałam i wyszłam z łazienki. 
Sukienka była w kolorze błękitnym. Góra była z lekko świecącej na srebrno koronki. Miała długie rękawy które prześwitywały. Dół sukienki składał się z dwóch warstw gładkiego materiału. Sięgała mi ona do kolan. Jako buty ubrałam delikatne srebrne szpilki na cienkim obcasie. 
-Wyglądasz ślicznie.
-Dzięki wy też. Postarałaś się Evie.
-Się wie. Nie mogłam pozwolić żebyśmy nie miały najładniejszych sukni.
Wszystkie zachichotałyśmy. 
-Choć zrobię ci fryzurę.

Evie uczesała mnie w cienkiego warkoczyka który przechodzi przez cały tył głowy. Reszta włosów była rozpuszczona i lekko podkręcona. Ktoś zapukał do drzwi.
-To pewnie Daug. - rzekła niebieskowłosa. Dziewczyna podeszła do drzwi i je otworzyła. 
-Cześć Evie.
-Hej Daug. Do zobaczenia na jachcie dziewczyny!
-Pa! - krzyknęłyśmy wraz z córką Diaboliny.
-Chłopaki zaraz będą. - powiedziała Mal sprawdzając wiadomość od Jaya.
-Jasne. I Mal nie stresuj się jesteś cudowna. - powiedziałam.
-Ty też Emily. 
Uśmiechnęłyśmy się do siebie. Pięć minut później rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam je. Po drugiej stronie stał Carlos bez Jaya.
-Hej. - powiedziałam.
-Cześć. Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki. Ty też niczego sobie. 
Uśmiechnęliśmy się do siebie i chłopak wystawił rękę w moją stronę. 
-Gotowa?
-Gotowa. - powiedziałam i chwyciłam jego rękę. -Idziesz Mal?
-Za chwilę idźcie sami. 
-OK.
Najlepszy wieczór mojego życia czas zacząć!



Następcy i Księżniczka ZimyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz