Minęły ponad dwie doby, odkąd ostatni raz miał coś w ustach. Przynajmniej zgadywał, że minęło mniej więcej tyle czasu, bo chociaż nie mógł mieć pewności, że tutejsze wschody i zachody czarnego słońca odpowiadały znanemu mu rytmowi dnia i nocy, po raz drugi już musiał spędzić nieprzyjemną ilość czasu przywiązany do drzewa, podczas gdy Seth spał sobie przytulony do swojego ulubionego mrocznego zwierzaka. Tym razem było jeszcze gorzej niż ostatnio, ponieważ, jak się okazało, w tym świecie tak samo jak w domu pogoda potrafiła odebrać człowiekowi chęć do życia. Chociaż kiedy tutejszy błyszczący „śnieg" zaczął padać Theo pomyślał, że wolno opadające z nieba, połyskujące własnym światłem drobinki wyglądają naprawdę zjawiskowo, zaczął przeklinać je w duchu, gdy Seth zostawił go na noc unieruchomionego pod drzewem, a sam wcisnął się razem z demonem do niewielkiej grotki ochraniającej go przed chłodnym pyłem.
Theo trząsł się z zimna, kiedy chłopak go odwiązał i kazał mu pakować się z powrotem na plecy demona. Mimo, że błyszczący pył nie był mokry w przeciwieństwie do prawdziwego śniegu, potrafił wyciągnąć z ciała sporo ciepła, kiedy pozwoliło mu się gromadzić na sobie przez całą noc.
- Jak daleko jeszcze do tego miasta? – Theo zadał rzeczowe pytanie, nie mając po nieprzespanej nocy energii, żeby wykłócać się ze swoim porywaczem o lepsze traktowanie. Seth wskoczył na grzbiet demona i usadowił się jak zawsze za nim, łapiąc za prowizoryczne lejce.
- Powinniśmy dotrzeć tego obrotu – odpowiedział. Theo domyślił się, że chodziło o jeden dzień i, nie mając siły się odzywać, skinął tylko głową. Seth dał demonowi sygnał i ruszyli.
Pył wciąż opadał z nieba, ale teraz nie sypało już tak mocno. Theo, nie mogąc robić nic na co miał ochotę, na przykład jeść, musiał zadowolić się podziwianiem otaczającej ich scenerii.
Świat Seth'a nie różnił się jakoś drastycznie od Ziemi czy Piekła, ale panująca tu atmosfera była zupełnie inna. Pierwszego dnia jechali plażą wzdłuż Płytkiego Morza, czarny piasek ciągnął się przed nimi po horyzont, czasem przerywany wyrwanymi z rzeczywistości fragmentami pustki. Drugiego dnia rano odbili w lewo, natrafiając na niewielki zagajnik drzew, a potem wyjechali na rozległe, w większości puste równiny, z gdzieniegdzie rozrzuconymi pojedynczymi drzewami. Poza morzem, nie natknęli się na razie na żaden zbiornik wodny czy strumień, a że nie mieli przy sobie zapasów, odkąd oddalili się od plaży musieli przetrwać bez wody.
Poza bólem zmęczonych od niemożliwego snu mięśni, głodem i pragnieniem, Theo czuł coś jeszcze. Coś dziwnego, niemal nieuchwytnego. Tą inną, obcą atmosferę tego miejsca unoszącą mu włoski na karku, kiedy przypominał sobie, gdzie jest. Poprzez tańczące w powietrzu, połyskujące drobinki widział w większości puste pola trawy o czerwonawym, półprzezroczystym kolorze, nad głową rozpościerało się nad nim ciemne, nieskończone niebo, a nieporuszone najmniejszym podmuchem wiatru powietrze wypełniało pustą, chłodną przestrzeń wokół niego. Bez zwierząt, chmur na niebie i jakichkolwiek ruchów powietrza, wszystko było tu niemożliwie ciche i nieruchome. Ten świat, choć wcale nie różnił się drastycznie od niektórych miejsc na Ziemi, był przez tę charakterystyczną ciszę, ciemność i bezruch odrealniony, wydając się raczej częścią snu, niż rzeczywistości.
- Skąd ten pył, skoro nie ma chmur? – odezwał się Theo, mimo zmęczenia chcąc jednak odciągnąć myśli od głodu.
- Historie mówią, że to pozostałość po Bogach, którzy odeszli – odpowiedział Seth cichym głosem. Dało się w nim usłyszeć zmęczenie i szorstkość wysuszonego gardła.
- Ci wasi bogowie... odeszli? To znaczy? – Theo nigdy za bardzo nie interesował się kulturą obcych krajów ani historią, ale to miejsce wolał jednak zrozumieć, skoro chciał się stąd wydostać.
CZYTASZ
Bezgrzeszni (boyxboy)
FantasyKto wierzyłby w zaświaty i wieczne życie po śmierci, kiedy medycyna lepiej poradziła sobie z ludzkim strachem przed końcem niż jakakolwiek religia kiedykolwiek? Najwyraźniej ktoś jednak wierzył, co dla Camerona nie oznaczało nic dobrego. Pewnego dni...